Słucham i słucham, chcąc znaleźć coś słabego na tym albumie. Nie potrafię. Niewiele zdarza się płyt, na których nie byłoby jakiegoś zgrzytu. Na nawet największych progresywnych płytach z lat 70. bywały utwory chybione, kontrowersyjne, nie godzące wszystkich słuchaczy.
Więc co można zarzucić płycie? Kopiowanie Genesis, King Crimson, Petera Hamilla? Nie do końca. Discipline wspaniale połączył tradycję rocka progresywnego, dodając swój własny, wyrazisty charakter. I nie ma tu najmniejszej ściemy. To doskonale zgrany kolektyw. Najmocniejsze składniki tego zespołu to silny, teatralny i znakomicie manipulujący emocjami słuchacza głos Matthew Parmentera. Tu nie ma zbędnych dźwięków, ozdobników studyjnych, zresztą produkcja jest dość surowa, ale bardzo selektywna. Każdy zagrany tu dźwięk sprawia wrażenie doskonale przemyślanego. Kapitalne solówki gitarowe, przejścia sekcji, zmiany metrum. I wszystko to jest bardzo naturalnie zagrane, bez zbędnego popisywania się umiejętnościami. Każdy z muzyków zagrał tutaj wybornie. Jest to taka płyta, w której trudno wyróżnić najmocniejsze punkty, ponieważ takie punkty są wszędzie. Najbardziej sobie jednak cenię Crutches. Trudno mi tę płytę opisywać, ponieważ jej wyjątkowość najlepiej oddaje sięgnięcie po nią i przesłuchanie. Ona mówi sama za siebie.
Dopiero za trzecim przesłuchaniem w pełni doceniłem album. Jest to dzieło doceniane tylko wśród fanów progresywnego rocka, mało popularne, zasługujące na postawienie obok największych płyt klasyków gatunku. Nie znajduję równie ciekawej, bezbłędnej płyty progrockowej czy nawet rockowej z lat 90. Nawet THRAK King Crimson, Aenima Tool czy Hybris Anglagard nie wywołują tak mocnych wrażeń jak Unfolded Like Staircase.
Pozycja obowiązkowa.