Half Way Home

Oceń ten artykuł
(16 głosów)
(2008, album studyjny)

01. Greed  (7:38)
02. Pointless Child  (6:03)
03. PTtee  (12:14)
04. One Eight  (7:36)
05. One Day  (1:28)
06. Seven Nights  (6:29)
07. Half Way Home  (17:10)

Czas całkowity: 58:38

- Tony Wright  (vocals)
- Andy Ditchfield  (all instrumentation, backing vocals)
oraz:
- Phil Sloane  (guitar solo (1),  guitars (4)
- Steve Wright  (guitar  solo (7)
- Mike Henderson  (keyboard solo (3)
- Ian Raine  (bass (7)

Więcej w tej kategorii: Far From Home »

1 komentarz

  • Rafał Ziemba

    Bardzo ładna to płyta. Aż się nie spodziewałem. Bo przed dostaniem jej do recenzji coś tam na myspace posłuchałem jednym uchem i mnie nie zachwyciło. A tu TAKA niespodzianka. Lubię TAKIE niespodzianki:)
    Jak jestem mocno przekonany, że w rocku już wiele nowego zrobić nie można, tak samo jestem przekonany o tym, że można ciekawie wykorzystać pomysły z przeszłości dodając do tego cząstkę czegoś swojego. DeeExpus jest tego świetnym, a wręcz wybitnym przykładem.
    Okładka nie zachęca jakoś bardzo - bardziej wygląda to na jakiś amerykański roczeck a'la Nickelback. No ale - po spojrzeniu na długości utworów wszystko staje się jasne. To musi być prog! Skoro poza jedną miniaturką najkrótszy numer trwa 6 minut. Pozostaje jeszcze tylko kwestia - czy będzie to zrzynka z Dream Theater, Porcupine Tree a może z Marillion?? W zasadzie najbliżej tu momentami Marillion, ale i tak bliżej jest temu z okresu z Rybą na wokalu:) Ale może nie uprzedzajmy faktów...
    Pierwszy numer o tytule Greed (nie wiem czy ktoś z drogich czytelników kojarzy, ale jeszcze nie tak dawno mieliśmy przebój Godsmack o tym samym tytule), zaczyna się bardzo intrygująco. Dość mocne gitary, ale o takim przytłumionym brzmieniu grają sobie riff, a w tle towarzyszą im plamki klawiszowe. Wokalista sprawia wrażenia człowieka który jest na miejscu i wie co robi. Nie forsuje głosu, śpiewa ładnie i czysto, a refrenie bije z jego głosu nutka grunge - to za sprawą wyśpiewywania końcówek w podobny sposób co nieodżałowany Layne Staley (z Alice In Chains gdyby ktoś miał wątpliwości). Choć utwór nie atakuje nas zmianami metrum, to aranżacyjnie dzieje się tu sporo. Pojawia się ciekawe solo gitarowe, wokal bywa przetworzony, czasami zaczynają dominować klawisze a w końcówce utworu za ich sprawą to już jest Marillion na całego. I to właśnie ten Marillion z okresu Script For A Jester's Tear a nie ten z okresu Marbles.
    Już wiedziałem, że będzie dobrze. Ale nie wiedziałem, ze aż tak. Bo Pointelss Child jest czymś, czego się kompletnie nie spodziewałem. Zaczyna się bezwstydnie popowo, z muzyką i chórkami jakby żywcem wyjętymi z okresu późnych płyt Genesis, do tego okazjonalnie cięższa gitara i ten ogrom melodii, zarówno w zwrotkach jak i refrenie. I tu miga coś Marillionowego - szczególnie w solówce gitary i podkładzie perkusyjno - basowym. Co prawda jest to ten właśnie najkrótszy utwór w pełnym tego słowa znaczeniu na płycie, ale dobre i te 6 minut. Bardzo piękne 6 minut. W tym momencie chłopaki mnie kupili. Obojętnie co by się miało zdarzyć później. Na szczęście nic złego się nie zdarzyło:)
    PTtee zaczyna się dość niepokojąco - znów plumkanina klawiszy i z początku cichy, a później coraz głośniejszy riff. Taki typowo metalowy riff, jaki można chociażby usłyszeć na płycie Savatage - The Wake Of Magellan. Potem zostaje to młócenie przełamane spokojnym refrenem, po czym powraca, i przez chwilę jest tak właśnie 'w koło Macieju'. Po drugim refrenie, następuje zmiana riffu. Dalej jest mocno i metalowo, ale przecież, nie można tak grac przez 12 minut. Więc znowu mamy przełamanie ciężaru przez klawisze i gitarę akustyczną. W zasadzie nie wiele się tu więcej dzieje: gwałtownie - spokojnie - gwałtownie - spokojnie. Ale i tu pod koniec chłopcy błysnęli pomysłem. Na tle ciężkich gitar wyłania się solo klawiszowe o późno Eloyowskim brzmieniu, które przechodzi znów w gitarkę akustyczną i łagodny śpiew. Bardzo ciekawa końcówka utworu, z fajną melodią. Taka ładna, neoprogresywna jazda.
    Klawisze otwierają kolejny numer. Zaraz też dochodzi do głosu akustyczna gitara, basik, perkusja, wokal i wszystko gra:) I gra to tak i śpiewa sobie ładnie aż do połowy 3 minuty, kiedy wchodzi bardzo ciekawa melodia z przetworzonym wokalem i przesterowaną gitarką. Utwór nabiera werwy, ale nie ma niepotrzebnego młócenia jak w poprzednim numerze. Pojawia się nawet zmiana tempa na chwilę. Ładnie, oj ładnie ten DeeExpus gra. No i w porównaniu nawet do takiej Metalliki, przynajmniej w każdym numerze grają solówkę:)
    Przyszedł czas na miniaturkę. Poprzedni utwór nosił tytuł One Eight, a ten mały instrumental One Day - nie wiem czy miała to by być coda dla poprzednika, ale chyba nie:) Zbieżność słówka 'one' jest tu chyba przypadkowa.
    A może to miał być początek do Seven Nights?? No tak, to już ma większy sens. Po raz drugi na płycie odzywa się późny Genesis. Melodyka tego utworu powoduje, że mógłby się znaleźć spokojnie na We Can't Dance. Choć klawiszowiec znowu wydobywa sporo Eloyowych dźwięków. Bardzo fajnym pomysłem jest rozpoczynające się około 3 minuty przyspieszenie numeru. Dzięki temu zabiegowi przez chwilę mamy brzmienie zbliżone do tego z Somewhere In Time Maidenów.
    Teraz najtrudniejsze zadanie - opisać Half Way Home - czyli tytułowy numer. A jakby powiedział ktoś kto nie do końca potrafi się posługiwać ojczystym językiem: A weź i to opisz jak to trwa 17 minut:) Ja bym mu na to odpowiedział w tym samym stylu pewnie: No nie ma letko:)
    Co prawda nie można tego numeru porównać do dzieł takich jak Echoes, Lizard czy Nine Feet Undergound, ale to zupłenia inna stylistyka. Bo w pół drogi do domu jest w zasadzie 17 minutową piosenką, z wieloma różnymi motywami. Aczkolwiek, nie wychodzi poza środki które już mogliśmy usłyszeć w poprzednich kompozycjach. Bo jest i szybko i wolno, wesoło i smutno, lekko i ciężko. Nie jest to w żadnym wypadku minus. Natomiast dużym plusem jest umieszczenie w środku numeru narracji. To taki mój mały fetysz jeśli chodzi o płyty - lubię jak pojawia się na nich głos narratora:) Poza tym do końca pozostajemy w tej DeeExpusowej mieszance starego z nowym.

    Jeszcze chwilę na teksty - cóż, jestem zmuszony mówić o nich na podstawie tego co słyszę a nie tego co mogę przeczytać, gdyż płyta jest wydana w taki sposób, że liryki oczywiście są we wkładce, z tym, że są stylizowane na pismo odręczne. A w dodatku na krasnoludzkie pismo odręczne:) Literki są tak małe, ze nie daję rady czytać:) Ale generalnie zdają się traktować o osamotnieniu, ciężkich relacjach między ludzkich itd. Jak usłyszycie płytę sami się zorientujecie w czym rzecz:)

    A oczywiście album nabyć warto i to niezwłocznie. Dawno takiego wyśmienitego debiutu nie słyszałem. Słyszałem kilka dobrych w tym roku, ale żadnego wyśmienitego. A ocena?? 5 - 0,25 za okładkę i nieczytelne teksty i jeszcze - 0,25 za zbyt dużo łomotu w trzecim kawałku:) Ogólnie rzecz biorąc 4,5/5. Gorąco polecam!

    Rafał Ziemba piątek, 29, sierpień 2008 19:20 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Neoprogresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.