A+ A A-

Another Moment In Time Live In Poland

Oceń ten artykuł
(5 głosów)
(2009, album koncertowy DVD)

01. Solitude
02. Stand Up
03. The Following
04. Miss D'Meanour
05. Stop
06. Rebellion
07. Can't buy experience
08. All Alone
09. The Janus
10. Waiting Fo A Chance

- Andy Lawton (śpiew, gitara)
- Brian Donkin (śpiew, gitara)
- Steve Lipiec (instrumenty klawiszowe)
- Barry Elwood (bas)
- Henry Rogers (perkusja)

1 komentarz

  • Arkadiusz Cieślak

    Doświadczenia nie można kupić

    Pisanie o koncertach DVD łączy w sobie recenzowanie zwykłych albumów audio z relacjami z występów, w których sami bierzemy udział. Idealną sytuacją jest oczywiście możliwość opisania koncertu, na którym byliśmy, wydanego dodatkowo na płycie DVD. Przyznam się szczerze, że bardzo żałuję mojej absencji na omawianym tutaj występie brytyjskiej grupy Final Conflict.

    Miałem swego czasu wrażenie, że nie zdzierżę kolejnego DVD z Teatru Śląskiego. Uznałem jednak, że tak naprawdę to miejsce staje się kultowe, coś na zasadzie House Of Blues, choć oczywiście nie stanowi części całej sieci obiektów koncertowych. Pomimo pewnej schematyczności nagrywania materiału, mamy tutaj do czynienia z absolutnie rewelacyjną pracą ekipy realizującej cały proces. Do tego dochodzi zawsze wierna publiczność, niejednokrotnie dość wstrzemięźliwa, ale jednak obecna. Gdzie takie zespoły jak Galahad czy Final Conflict mogą nagrać DVD? Tylko w Teatrze Śląskim, który staje się powoli Teatrem Marzeń, co mogłoby dać do myślenia pewnym muzykom.

    Final Conflict to grupa bardzo mi bliska, swego czasu postrzegana jako niewątpliwa siła na neoprogresywnym poletku muzycznym. Początek lat 90-tych to świetny czas dla takich zespołów i choć większość z nich bazowała na osiągnięciach Marillion, to jednak pojawiło się kilka oryginalnych i poszukujących bandów, do których zaliczyłbym Final Conflict. Muzycznie podążał on raczej ścieżką wytyczoną przez Twelfth Night, co dla mnie osobiście jest wielkim atutem. Pamiętam, że poznałem ich muzykę za czasów słynnych budek z kasetami, gdzie można było znaleźć prawdziwe perełki. 'Redress The Balance', a przede wszystkim 'Quest' znalazły się bardzo wysoko w moim prywatnym rankingu. Później jednak nasze drogi jakoś się rozeszły, choć wracałem do wspomnianych płyt, to jednak nie śledziłem losów grupy i nie wiedziałem jak się potoczyły jej losy. Kontakt z ich pierwszym DVD był tak naprawdę pierwszym kontaktem z zupełnie nowym wydawnictwem, motywującym do odrobienia zaległości. Co ja robiłem do tej pory? Dlaczego odpuściłem sobie tak wspaniały zespół? To pytania zupełnie retoryczne. Jedynym pocieszeniem dla mnie jest to że zespół jednak nie był zbyt płodny.

    Co uderza mnie najbardziej w trakcie oglądania tego koncertu, to jednoznaczne, ewidentne, ogromne znaczenie dwóch założycieli zespołu, Andy'ego Lawtona i Briana Donkina. Tych dwóch wokalistów, a jednocześnie gitarzystów, stanowi absolutną siłę napędową Final Conflict. Widać wyraźnie, że to jest ich zespół, że to oni tworzą materiał, a do tego znakomicie się uzupełniają, zarówno wokalnie, jak instrumentalnie. Taki układ instrumentalistów, jaki mamy w tym zespole, jest chyba zupełnie unikatowy wśród grup progresywnych. Do tego dodajmy, że równoprawni gitarzyści są jednocześnie równorzędnymi, uzupełniającymi się, posiadającymi dość podobne głosy wokalistami, a otrzymamy coś, co już samo w sobie jest intrygujące i oryginalne. Oprócz tego znajdziemy również znakomite klawisze w wykonaniu Steve'a Lipca, który obok wspomnianych już muzyków, ma najstarszy staż w zespole, grając w nim od płyty 'Quest', oraz młodą siłę w postaci basisty Barry'ego Elwooda i niezwykle energetycznego perkusisty Henry'ego Rogersa. Właśnie ten dualizm - z jednej strony doświadczeni, rutynowani muzycy, a z drugiej pełni werwy, trochę naiwni, ale zaangażowani młodzi chłopcy - stanowi o sile Final Conflict. Podkreślam to w sposób jednoznaczny dlatego że ja się tego zupełnie nie spodziewałem. Nie spodziewałem się po tym zespole aż takiej świeżości, takiej pasji, takiego brzmienia i właśnie mieszanki rutyny ze świeżością młodości. Według mnie to się wspaniale sprawdziło podczas występu w Katowicach.

    Muzycznie zespół odbywa podróż przez wszystkie swoje płyty, z głównym naciskiem na albumy 'Stand Up' (1997) oraz 'Simple' (2006), które mają aż po 3 reprezentantów. Dwa utwory pochodzą z krążka 'Quest', a po jednym z 'Redress The Balance' (1991) i 'Hindsight' (2003). Całość rozpoczyna się od dźwięków jakby spowolnionego bicia serca, a następnie Steve Lipiec niczym Edgar Froese wprowadza nas w pierwszy utwór 'Solitude'. Andy i Brian kontynuują ten spokojny wstęp śpiewając w pięknej harmonii. Dołącza do nich delikatny rytm wybijany na perkusji przez Henry'ego Rogersa i wydawać by się mogło, że tak będzie jeszcze dłużej. Utwór jednak przeradza się w bardziej dynamiczne, typowo neoprogresywnie nagranie, w którym jednak wokaliści ciągle śpiewają razem. Basista Barry Elwood mimo że na filmie pokazywany jest zdecydowanie najrzadziej, to jednak wykonuje świetną robotę i prezentuje się niezwykle okazale ze swoją sześciostrunową gitarą basową.

    'Stand Up' to kolejny utwór utrzymany w raczej średnim, dość podniosłym stylu, zakończony przepiękną solówką w wykonaniu Briana, który w przerwie między utworami przedstawił zespół i zapowiedział kolejny utwór, nie omieszkując zagadnąć publiczności na balkonach czy się dobrze bawią. Chyba odpowiedź otrzymał w miarę satysfakcjonującą i usłyszeliśmy wstęp do 'The Following', nagrania sprzed wielu lat, które ukazało się dopiero na płycie 'Simple'.

    'The Following' jakby przekornie podąża ścieżką stylistyczną IQ, szczególnie w kwestii budowy kompozycji oraz wykorzystania instrumentów klawiszowych. Panowie wokaliści ponownie śpiewają równocześnie, co daje naprawdę świetny efekt. Dopiero w końcówce słyszymy w ich wykonaniu pewien dwugłos, a całość kończy kolejna zgrabna i melodyjna solówka. W tym utworze mimo wszystko pierwsze skrzypce grają instrumenty klawiszowe.

    Brian, który wydawał się być początkowo liderem zespołu, zapowiedział kolejny utwór, twierdząc, że nie ma czasu na zbędne przedłużanie ze względu na kolejne koncerty, które miały się odbyć tego samego dnia. Usłyszeliśmy dźwięki przepięknej piosenki 'Miss D'Meanour'. Co w niej takiego pięknego? Cudowna wręcz gitara, taka jakby to powiedzieć - romantyczna, zwiewna i delikatna. Pozornie błaha ballada urasta dzięki temu do rangi perełki. Wokalnie prowadzi tutaj Brian, który ma głos troszkę wyższy. W brzmieniu klawiszy przeważa stylistyka fishowego Marillion.

    Pałeczkę lidera przejmuje w międzyczasie Andy i dziękuje publiczności, mając jednocześnie nadzieję, że bawi się ona równie dobrze jak sam zespół. Zapowiada następnie kolejne nagranie zatytułowane 'Stop'. To najdłuższa kompozycja na płycie, ponad 14-minutowa, utrzymana troszkę w konwencji 'Queen Of Hearts' Pendragon. Te podobieństwa tkwią raczej tylko w strukturze tego wielowątkowego utworu. Prym wiedzie w nim zdecydowanie Andy Lawton, zarówno jeśli chodzi o wokal, jak i gitarę. Mamy tutaj chwile spokojniejsze przeplatane mocniejszymi uderzeniami, nie wykraczającymi jednak poza typowo progresywną stylistykę. Każdy z instrumentalistów ma w którymś momencie coś więcej do powiedzenia. Całość kończy dość ciekawy dialog solówek, na tle harmonijnego skandowania 'Stop, stop, stop&'. Final Conflict tym nagraniem udowadniają, że nie straszne im są dłuższe formy, mało tego, tak naprawdę czują się w nich świetnie.

    Brian, który ponownie wrócił do roli prowadzącego, zapowiada tym razem coś bardziej energetycznego: 'Rebellion'. To dynamiczne nagranie z płyty 'Redress The Balance' rzeczywiście nadaje koncertowi pewnej zadziorności i bardziej rockowego zacięcia. Tutaj właśnie słyszę naleciałości Twelfth Night, choć utwór jest mniej progresywny, a bardziej rockowy. Na tyle rockowy, że Rogers pozwolił sobie na zagranie soczystego solo na perkusji. Strony technicznej nie oceniam, ale powiem tylko, że mi się podobało.

    Perkusja delikatnie i niespodziewanie przenosi nas do kolejnego nagrania 'Can't buy experience'. Rozgrzani muzycy, ciesząc się dość aktywną reakcją publiczności, postanawiają kontynuować mocniejszą i żywszą estetykę. Doświadczenia nie można kupić, je trzeba zdobyć, niejednokrotnie ciężką pracą. Czy to delikatna aluzja do młodszych członków zespołu? Tym razem solówkę wygrywa nam Andy Lawton. Mam wrażenie, że jego gra jest bardziej techniczna, zakręcona, troszkę pozbawiona melodii. Brian wydaje się być bardziej emocjonalny, ale to tylko takie odczucie. Finał tej piosenki to głośny i podniosły hymn, a muzycy, szczególnie Brian, stają się niezwykle ekspresyjni.

    Andy zapowiada ostatnią już piosenkę, tym razem z płyty 'Quest', zatytułowaną 'All Alone'. To opowieść o ludziach, którzy kogoś w swoim życiu stracili. Nie ukrywam, że bardzo lubię to nagranie. Ma ono w sobie pewną dramaturgię, zapewne związaną z niezbyt łatwą ani przyjemna tematyką. Wokalnie przoduje Andy, a gitarowo bardziej Brian. W środkowej części dochodzi jednak do dialogu obu wokalistów i mam nieodparte wrażenie, że obaj chyba nie do końca pamiętali tekst, gdyż ciągle spoglądali gdzieś w dół. Cóż, zapewne nie za często grywają ten utwór na żywo. Nie mam zresztą im tych drobnych potknięć za złe, skoro poradzili sobie w miarę dyskretnie, nie powodując żadnego zamieszania. Po raz kolejny, utwór kończy wzniosła solówka Briana, który zresztą przejmuje również mikrofon. Finał tej kompozycji jest absolutnie wspaniały, a do Briana dołącza Andy, tworząc w ten sposób porażający gitarowy dialog. Ufff.

    'Thank You'. Czy to już naprawdę koniec? Tak króciutki to koncert? Muzycy rzeczywiście opuszczają scenę, ale oczywiste jest, że jeszcze wrócą. Tak się dzieje i Andy zapowiada nagranie 'The Janus', które powstało wiele lat temu, opowiadające o dwulicowości niektórych ludzi. Delikatny wstęp na klawiszach i głos Andy'ego wprowadzają nas w świat kłamstw i nieszczerości. Brian przysiada u stóp perkusji i śpiewa pod nosem. Nagle wstaje, doskakuje do mikrofonu i wykrzykuje swój tekst, zupełnie jak niegdyś Geoff Mann. Mamy wrażenie, że to właśnie Twelfth Night nas odwiedzili. Niebywałe stylistyczne nawiązanie. Również jeśli chodzi o brzmienie gitary. Końcówka utworu to rasowa progresywna jazda z Brianem w roli głównej. Ten facet ma niezwykły talent tworzenia pięknych solówek. Będąc wśród publiczności, doznałbym w tym momencie prawdziwej ekstazy.

    Brian dziękuje wszystkim, którzy przyczynili się do organizacji koncertu: Clive'owi, Nickowi, Credo, kamerzystom, oświetleniowcom, zespołowi Pendragon oraz oczywiście publiczności. Na koniec zapowiada kolejny utwór, ostatni już tym razem na pewno - 'Waiting For A Chance'. Cóż można powiedzieć? Znakomite, dynamiczne zakończenie. Bardzo melodyjny, rockowy utwór z bardzo chwytliwym refrenem. Feeria świateł, muzyczne szaleństwo poszczególnych członków zespołu, oklaski publiczności, krótka prezentacja muzyków i& koniec tego pięknego koncertu.

    'Hope to see you again soon. You've been absolutely fantastic. We love you, love you, love you. Bye, bye now'.

    Powtórzę, że nie spodziewałem się tak znakomitego koncertu, takiej atmosfery, takiej realizacji, a przede wszystkim takiego zaangażowania i profesjonalizmu. W każdym momencie podróży muzyków przez swoją muzyczną historię, czuć w ich muzyce taką jakąś szczerość i naturalną otwartość. Zespół, który nie odniósł nigdy żadnego spektakularnego sukcesu, nawet na scenie progresywnej, znakomicie odnalazł się wśród wybrednej i doskonale znającej się na rzeczy, katowickiej publiczności.

    Final Conflict to Andy Lawton i Brian Donkin. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości, a widać to ewidentnie nawet w realizacji koncertu. Głównymi postaciami, najczęściej pokazywanymi, i to z różnych ujęć, są właśnie oni. Nie dziwi mnie to, ponieważ to muzycy, którzy zasłużyli sobie na to swoją ciężką i nie zawsze należycie wynagradzaną pracą. Ten koncert, pierwszy jaki mają na DVD, z jednej strony może stać się dla nich swego rodzaju zwieńczeniem ich ponad 20-letniej przecież już kariery, a drugiej może również być motywacją do dalszej pracy, do tworzenia kolejnych nagrań. Tak utalentowani instrumentaliści i wokaliści, z pomocą pozostałych członków, powinni raczyć nas częściej nowymi utworami. Niech występ na polskiej ziemi będzie takim właśnie pozytywnym impulsem.

    Tymczasem czekam na kolejną szansę, tym razem szansę obejrzenia Final Conflict na 'prawdziwe' żywo.

    'Waiting For A Chance'

    Arkadiusz Cieślak

    Arkadiusz Cieślak środa, 27, maj 2009 00:15 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Neoprogresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.