ProgRock.org.pl

Switch to desktop

Straw Andy

Oceń ten artykuł
(25 głosów)
(2011, album studyjny)

01. Straw Andy - 2:13
02. Undefeated - 5:33
03. Baby Lulla Shadows - part I - 5:01
04. Baby Lulla Shadows - part II - 5:01
05. Try - 5:00
06. Strangers - 4:12
07. The World Is Enough - 4:22
08. Dance - 5:58
09. Great In The Sky - 6:42


 

Czas całkowity: 44:02



 

- Sabina Godula - Zając - wokal
- Piotr Grodecki - gitary
- Krzysztof Lepiarczyk - instrumenty klawiszowe
- Piotr Lipka - gitara basowa
- Grzegorz Fieber - perkusja



 

2 komentarzy

  • Krzysztof Baran

    Czy pamiętacie wesołe miasteczko, z kolorową karuzelą o nazwie Loonypark, wokół której wirowały różne kolorowe obrazy? Jakiś czas temu każdy z nas mógł zakupić bilet, zasiąść na krzesełku karuzeli i odbyć muzyczną podróż wokół kilku stanów ludzkiej duszy. Wraz z wiosenną aurą Park Wariatów znów otworzył swoje podwoje. Znów wszędzie wokół sączy się przyjemna dla ucha muzyka a tuż przy wejściu stoi słomkowy ludzik Andy i zaprasza nas do wstąpienia, do kolorowego lunaparku...

    Zespół Loonypark powstał ponad dwa lata temu. W zamyśle jego lidera, Krzysztofa Lepiarczyka było nagrywanie piosenek. Zgrabnych, melodyjnych, przyjemnych dla ucha utworów, których słuchanie po prostu będzie sprawiało słuchaczowi przyjemność. Pierwszy album krakowskiej formacji sam wytyczył muzyczny kierunek Krzysztofowi i jego przyjaciołom z zespołu. Płyty 'Egoist' słuchało się z ogromna przyjemnością, z czym zresztą zgodziło się wiele osób, które zetknęły się z debiutem Krakusów. Sukces zapewne dodał skrzydeł muzykom, bowiem po trzech latach powracają z kolejną dawką melodyjnego, lekkiego progrocka, zahaczającego chwilami o zgrabny, bogato zaaranżowany pop-rock.

    Nowy album 'Straw Andy', wydany oczywiście pod szyldem wytwórni Lynx Music przynosi dziewięć dość spokojnych kompozycji. Co uderza od samego początku, słuchając nowej płyty Loonypark? Z całą pewnością nieco dojrzalsze brzmienie oraz bardzo dobry miks płyty którym zajął się Kamil Konieczniak, lider zespołu Moonrise! Większość utworów na płycie mogłaby spokojnie popłynąć w radiu. Uzupełnić, ba! Nawet okrasić bardzo skromne, radiowe playlisty, polegające na powtarzaniu w kółko tych samych utworów, granych i śpiewanych przez tzw. radiowe gwiazdki. Muzyka Loonypark z całą pewnością zaintrygowałby przyzwyczajonych do tzw. 'pop-papki' słuchaczy i mogłaby naprowadzić ich na muzykę o większej dawce emocji, technicznych umiejętności, brzmienia nie tylko z syntezatorów i komputerów, ale także z prawdziwych instrumentów. Dla słuchaczy, którzy zaś doskonale czują się progresywnych klimatach i wiedzą, co to jest prawdziwa technika i emocje w muzyce, album 'Straw Andy' będzie przyjemną odskocznią od form zakręconych i rozbudowanych. Bardzo przyjemnie słucha się gry gitary (Piotr Grodecki) która pojawia się zawsze w odpowiednim momencie. Można powiedzieć, że gitara śpiewa wraz z wokalistką zespołu, Sabiną Godulą-Zając, o której już tradycyjnie mogę się wypowiedzieć wyłącznie w samych superlatywach. To absolutnie znakomity głos! Sabina jest też autorką tekstów. Wszystkie kompozycje na płycie skomponował lider, Krzysztof Lepiarczyk, który w zespole gra na instrumentach klawiszowych. Gra spokojnie, bez jakichś nieprawdopodobnych fajerwerków, bo i nie o to chodzi w muzyce krakowskiego zespołu. Instrumenty klawiszowe poprzez tą charakterystyczną, konsekwentną grę budują po prostu przestrzeń, bardzo wzbogacając te dość przebojowe jak na rock progresywny kompozycje. Utwory są w przeważającej większości spokojne i tak też prowadzi muzykę sekcja rytmiczna, czyli: Grzegodz Fieber (perkusja) oraz Piotr Lipka (bas). Zespołowi Loonypark wciąż blisko do Genesis, ale tym razem już tej nowszej ery. Pojawiają się także skojarzenia z Mike & The Mechanics a nawet Various Manx z lat 90. Można, zatem uznać, że muzyka zespołu Loonypark to Pop-Rock z elementami progresywnymi.

    Największe wrażenie na mnie od samego początku zrobiła kompozycja numer 5, zatytułowana 'Try'. To bardzo przyjemna dla ucha ballada, z melodyjnym, zapadającym w pamięć refrenem, który nuci się pod nosem z ogromną przyjemnością. Ciekawym utworem jest też dwuczęściowa kompozycja 'Baby Lulla Shadows'. Pierwsza jej część, za sprawą dość specyficznej gry gitary budzi słuchacza z półsnu, jaki powodują inne kompozycje na płycie. Ta pierwsza część jest właśnie najbardziej dynamicznym fragmentem na albumie 'Straw Andy', by po pięciu minutach przejść w spokojną grę gitarowo - klawiszową, ze kołysankowym niemal śpiewem Sabiny. Bardzo przyjemnie brzmi pastelowe pianino w krótkim, czterominutowym 'Strangers'. To bardzo wieczorna, niezwykle nastrojowa kompozycja, pięknie zaśpiewana przez wokalistkę. Dość tajemniczo, z lekką dozą mroku brzmi finał płyty w postaci najdłuższego utworu 'Great In The Sky'. We wszystkich pozostałych kompozycjach także znajdziemy sporą dawkę przyjemnych melodii i namalowanych pastelowymi dźwiękami kolorów, które umilą nam niemal każdy dzień.

    Album 'Straw Andy' to z całą pewnością nie jest arcydzieło rocka progresywnego. Rola płyty jest nieco inna. Ma za zadanie przenieść słuchacza chociażby po całodziennych trudach, jakie nam gotuje życie, w stany spokoju i równowagi. Nieco ponad 40 minut takiej muzycznej terapii w zupełności wystarczy. Loonypark podążają wciąż w tym samym, obranym na debiutanckim albumie 'Egoist' kierunku. Płyty 'Straw Andy' słucha się po prostu z przyjemnością, a to przecież w muzyce jest najważniejsze!

    Ocena: 4/5

    Przyjemnego, niezobowiązującego słuchania życzy
    Krzysiek 'Jester' Baran

    Krzysztof Baran czwartek, 05, styczeń 2012 14:05 Link do komentarza
  • Paweł Bogdan

    Pamiętacie moją recenzję debiutanckiego krążka Loonypark pt. Egoist? Sporo tam było narzekania, uszczypliwości i kręcenia nosem na materiał formacji. Przy analizie kolejnego krążka zespołu pt. Straw Andy zerknąłem do notesu, gdzie miałem zapisane wszystkie braki poprzedniego krążka i dopasowując je do Straw Andy konsekwentnie wykreślałem jeden za drugim tak, że nie pozostało tam praktycznie nic. To niebywałe, ale formacja nagrała album który od poprzedniego jest lepszy w dosłownie KAŻDYM elemencie począwszy od kompozycji na okładce kończąc& No ale zacznijmy od samego początku.

    Objętościowo krążek zawiera 45 minut muzyki i jest nieco krótszy od poprzednika. W składzie pracującym nad materiałem też niezbyt wiele się zmieniło, Jakuba Grzesło na perkusji zastąpił Grzegorz Fieber, a skład został uszczuplony o jednego gitarzystę gdyż tym razem w projekcie nie udzielał się Maciej Tomczyk. Zerknijmy dodatkowo na okładkę, którą znowu zaprojektował Tomasz Róg i co najlepsze przebił on chwaloną przeze mnie na poprzednim Egoist. Mam nadzieję że formacja będzie kontynuowała współpracę z artystą, bo oprawę graficzną Loonypark ma naprawdę bardzo klimatyczną i powoli można by rzec markową i rozpoznawalną.

    Podobieństw jest sporo, różnic też wiele. Najważniejszą z nich jest fakt, że najnowszy krążek formacji bije o głowę poprzednika. Nie chodzi tu o to, że album jest bardziej drapieżny, bardziej rockowy i gitarowy. Chodzi o to, że Straw Andy jest po prostu płytą& lepszą. Pamiętacie postać Chochoła z Wesela Wyspiańskiego? Był to łącznik między światem realnym, a światem baśni. Niejako symbol trwającego polskiego marazmu i bezsilności, a jednocześnie postać wskazująca na przyszłe wyzwolenie i przebudzenie narodu (znajdował się pod nim krzak róży, który miał wiosną ukazać całe swe piękno). Nasz tytułowy Chochoł Andrzej niezwykle nam go przypomina. Jeżeli pewnego rodzaju marazm, stagnację i zastój odnajdowaliśmy na debiutanckim Egoist, to Straw Andy zdecydowanie zrywa z tym schematem i rozkwita. Dodajmy również, że zarówno jak w Weselu nasz tytułowy chochoł łączy rzeczywistość z baśniowym, istniejącym tylko w naszej głowie światem fantazji, emocji i marzeń.

    Formacja na krążku wyrwała się z roli strażnika neoprogresywnej pieczęci. O ile debiutancki Egoist był tworem neoprogresywnym w każdym elemencie który byśmy brali pod uwagę, toStraw Andy ucieka z tej szufladki pokazując inne charakteryzujące go walory. Tym razem więcej do powiedzenia ma grający na gitarze Piotr Grodecki, który na debiucie uzupełniał w większości Pana Lepiarczyka. Tym razem gitarzysta jakby samoistnie rozpoczyna nowe muzyczne wątki i nie raz wiedzie twórczy prym. Muzycznie jest jednak dalej dość skromnie, zespół jest bardzo zachowawczy jeśli chodzi o środki użyte w tworzeniu krążka i o ile przy debiucie można było nazwać to wadą, to na Straw Andy jest to& zaleta! Po co więc walczyć z wadami skoro można je zamienić w zalety? Loonypark jak za sprawą magicznej różdżki postąpił tak z niektórymi, pozostałe po prostu zlikwidował i ostatecznie wyzbył się praktycznie wszystkich negatywnych cech poprzedniego albumu.

    Krążek rozpoczyna drapieżny utwór tytułowy, który odbiera złudzenia tym, którzy oczekiwali muzycznej powtórki z Egoist. Zamiast delikatności i klawiszowych melodii mamy tu kąśliwą gitarę, energetyczne tempo i żywiołowość. Jest to jedynie tylko preludium do właściwych kompozycji. Mimo że instrumentalnie dalej jest dość skromnie, to na płycie dzieje się dużo, dużo więcej. Materiał jest jakby bardziej zróżnicowany, kompozycje bogatsze, przemyślane i dopracowane w detalach (porównajcie choćby zawadiacki Undefeated do jakiegokolwiek utworu z Egoist; wsłuchajcie się w to łobuzerskie i zadziorne muzyczne przejście przed tekstem Take what you get w drugiej części Baby Lulla Shadows). Sporo miejsca znalazło się na solówki i te, choć czasem wydają się jakby wymuszone i chyba niesłusznie zbyt schowane za innymi instrumentami oraz nieuwypuklone, to wiele razy dodają smaczku całemu materiałowi. Duże pochwały należą się wokalistce bo Pani Sabina śpiewa tu dużo lepiej niż na debiucie. Chodzi tu konkretnie o to, że własnym głosem dużo lepiej wpasowuje się w muzykę zespołu i wspaniale uwydatnia nim masę emocji (The World is Enough, Try, Great In The Sky).

    Album został inteligentnie podzielony na dwie części. Utwory ustawione na początku krążka są raczej drapieżne i żywiołowe (choć nie brakuje tam elementów muzycznego ukojenia), z każdym kolejnym robi się jednak bardziej nastrojowo, coraz więcej w nich klawiszy, a mniej gitary. Krzysztof Lepiarczyk dochodzi do samodzielnego głosu już na Strangers, gdzie bardzo prostymi środkami tworzy wspaniałą, delikatną i bardzo emocjonalną kompozycję. Wspominałem przy recenzji poprzednika, że muzyka Egoist relaksuje? Zapomnijcie o nim! Posłuchajcie chociażby Strangers czy kolejnego wiosennego i rozmarzonego The World is Enough. Wspaniała aranżacja, delikatne melodie, cudowny wokal Pani Sabiny& tylko skrzydeł brakuje żeby odlecieć. Pobudza i kusi swoją tajemniczością zapraszając do tańca kolejne Dance, niepokoi i intryguje tajemniczy Great In the Sky, który zamyka album pozostawiając nas w uczuciu nienasycenia.

    Loonypark dalej używa dość skromnych muzycznych środków do budowy artystycznej całości. Straw Andy nie jest progresywnym majstersztykiem. Nie jest to album rewolucyjny, innowacyjny czy muzyczna sensacja. Nie przeszkadza to jednak temu, żeby słuchać go z niezwykłą przyjemnością i rozmarzeniem w oczach. Straw Andy jest dowodem na to, że nie wszystko musi być pokręcone, kompozycyjnie kombinowane i typowo progresywne by musiało być kwalifikowane jako wyśmienite muzyczne rzemiosło. Bo i po co tak grać skoro można zrobić jak Loonypark, nagrać album muzycznie niezbyt bogaty, nastawiony stricte na przekazanie konkretnych wartości a nie muzyczna wirtuozerię i w ostatnim rozrachunku wprost wspaniały i przepiękny?!

    Z niecierpliwością czekam na kolejny album formacji i liczę na to, że zespół będę mógł zobaczyć na żywo. Na koniec dodam, że ta płyta podoba mi się dużo bardziej niż wydany w tym samym roku materiał Millenium.

    Paweł Bogdan czwartek, 05, styczeń 2012 14:05 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.

Top Desktop version