Tym razem z głośników sączy się neoprogresywny zespół Jadis. Zespół mało znany szerokiemu gremium, pozbawiony wielkich tras koncertowych i milionowych nakładów. Ilość sprzedanych płyt, sława i statut gwiazdy nie odzwierciedlają poziomu muzyki zespołu, jeśli ktoś twierdzi inaczej, to historia w tym momencie może pokazać twierdzącemu środkowy palec gdyż nigdy nie było to prawdą. Szczególnie w latach siedemdziesiątych, które obfitowały w wysyp zespołów o świetnych poziomie artystycznym, ale nigdy nie osiągnęły zbyt wiele. Niestety potem nadeszła rewolucja punkowa i wydawałoby się, że zaprzepaści dorobek wyszukanych dźwięków, brzmień oraz fantazyjnych pomysłów kompozycyjnych poprzednich lat.
Na szczęście znaleźli się ludzie, w których to cały czas tliło się światełko symbolizujące wszystko to co jest w muzyce piękne - różnorodność. W telegraficznym skrócie mówiąc, tak powstał gatunek rocka neoprogresywnego. I gatunek choć dzisiaj częściej, nie wliczając Mariollionu, reprezentowany przez zespoły które można bardziej kojarzyć z muzyką ciężką, metalową niż z łagodnie brzmiącym rockiem progresywnym z jego lat świetności są też wyjątki. Takim właśnie wyjątkiem jest zespół Jadis, a w tym przypadku ich płyta z 1992 r. "More than meet the Eye".
Na początek krótkie wyjaśnienie nazwy zespołu. Jadis to imię czarownicy z książek C.S. Lewisa "Opowieści z Narni". W pierwszej książce pojawiła się jako królowa śniegu, ale pamiętam, że w tomie "Siostrzeniec Czarodzieja" pojawiła właśnie jako Jadis. To oczywiście nie pierwszy raz jak zespół grający rocka progresywnego czerpie inspiracje z książek fantasy. To jest bardzo dobry znak wyraźnie zaznaczający z czym mamy do czynienia.
Płyta kojarzy się z dokonaniami takich zespołów jak wspomniany już Marillion czy też Genesis jak i IQ. Skojarzenie w zasadzie tutaj się kończy, bo reszta jest zupełnie inna i nad wyraz wyśmienita. Płyta została nagrana w składzie: Gary Chandler ( giraty, wokal ), Trevor Dawkins ( gitara basowa), Pete Salmon ( instrumenty klawiszowe ), Paul Alwin (perkusja 5, 6, 7, 8), Mark Law (perkusja) oraz Les Marshall ( gitara elektryczna). Gitarze elektrycznej na tej płycie poświęca się na prawdę wiele miejsca. Les Marshall (jakże gitarowe nazwisko) serwuje słuchaczowi dźwięki mięsiste, mocno osadzone, a zaraz potem przechodzi w usypiające melodie przeplatające się z dźwiękami syntezatorów. Trzeba szczególną uwagę zwrócić na klawisze, szczególnie w utworze "Holding your breath" gdzie brzmienia syntezatorowe są wykorzystane w bardzo umiejętny sposób by przeplatać się z gitarą elektryczną i akustyczną. Piosenki są długie, ale nie nużące, nie ma tu miejsca na bezcelowe popisy gitarowe pełne nie potrzebnej wirtuozerii, które nie prowadzą donikąd pozbawiając przy tym piosenkę lekkości i powabu.
Udanym utworem jest "Sleepwalk", który przypomina trochę utwory zespołu "Yes", szybkie, energiczne gitarowe solo jako intro piosenki robi ogromne wrażenie. Takie samo wrażenie robi też wspomniana już wcześniej przeze mnie gra Les Marshalla, w której to można dosłuchiwać się wysokich, wygładzonych dźwięków jak i niskich, lekko przesterowanych, mocnych brzmień, które wspaniale urozmaicają cały utwór.
Tak na prawdę to większość płyty to popisy gitarowe, jest oczywiście miejsce na wokal, ale mam wrażenie, że to nie on tu jest najważniejszy. Choć trzeba przyznać, że wokal stoi na poziomie bardzo dobrym, nieco przypomina mi Phila Collinsa momentami, ale z uwagi na częste stosowanie przez muzyków z Jadis chórków wokal lubi w kilku piosenkach zniknąć za ścianą wspierających wokalistów czy też wokalistek. Jak to przystało na rock progresywny, pojawiają się dość liczne elementy poza muzyczne czy tez nie standardowe w innych gatunkach rockowych. I w ten sposób dochodzimy do piosenki tytułowej. Kompozycja bardzo spokojna, zaczynająca się od ponad dwuminutowego wstępu zagranego przez Martina Orforda na flecie poprzecznym idealnie współgrającym z gitara akustyczną. Cała piosenka jest zbudowana w sposób przypominający utwory zespołu Camel. Różnorodność kompozycji, ich rytmów i metrum, które zmieniają się często, ale w sposób ledwie zauważalny tj. bardzo łagodny przywodzi mi na myśl najlepsze osiągnięcia rocka progresywnego.
O klawiszach słów jeszcze kilka należy powiedzieć. Jak wspomniałem wcześniej pojawiają się one jako instrument solowy, ale oczywistym jest, że tworzą tło wszystkim kompozycjom. Tutaj chylę czoła, ponieważ w zespole Jadis wykorzystane są brzmienia tylko i wyłącznie syntezatorowe, a zrobione jest to w taki sposób, że nawet najbardziej wyczulone na sztuczność cyfrowego dźwięku ucho nie zwróci na to uwagi.
Całej płyty słucha się bardzo dobrze. Nie nudzi dużą ilością piosenek w jednym rytmie, przeciwnie zespół Jadis postawił na różnorodność zachowując przy tym całokształt i jednolitość stylu za co należą się im największe pochwały. Jadis to doskonały przykład na to, że rock progresywny jeszcze nie umarł i są zespoły, które kontynuują tradycje tego gatunku muzyki.