ProgRock.org.pl

Switch to desktop

Margaret's Children

Oceń ten artykuł
(4 głosów)
(2011, album studyjny)

1. FLEMING BARRAS (1645 - ????) /The Year Of Wonders/ (9:49)
2. JORGEN BARRAS (1834 - 1900) /Revelation Road/ (5:11)
3. AMY QUARTERMAINE (1862 - 1916) /A Perfect Childhood/ (17:05)
4. HARRIET HORDEN (1912 - 1955) /A Night At The Savoy, 1933/ (5:05)
5. JAMES FAIRFAX (1922 - 1945) /An Average Man/ (6:31)
6. AMELIA FAIRFAX (1926 - 2010) /Black Silk Sheets Of Cairo/ (7:58)
7. DAVID LOGAN (1967 - 2022) /The Southern Waves/ (8:47)

   Czas całkowity: 60:26

Guy Manning: acoustic 6, 12 and classical guitars, drums, electric guitars, keyboards, bass, bouzouki, mandolin, percussion, lead and backing vocals
Chris Catling: electric guitars, backing vocals
Kev Currie: electric guitars, guitar synthesizer, backing vocals
Steve Dundon: flute
Kris Hudson-Lee: basses
Julie King: backing vocals, lead vocal on "A Night At The Savoy, 1933"
Tim Leadbeater: Grand piano (4,7), electric piano solo (1)
Ian 'Walter' Fairbairn: fiddle
Kathy Hampson: cello
John Kennard: backing vocals, darbuka, drum program consultancy
Mark Woodward: additional violin
Marek Arnold: clarinet, Alto, Soprano and Tenor saxes (Courtesy of "'Toxic Smile")
Leon Camfield: various percussion items
Phideaux as "The MC at the Savoy"

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Nie mogę do tej pory nazwać kupionego kilka miesięcy temu i sukcesywnie meblowanego mieszkania domem. Nie mogę, dopóki na jego ścianie nie zawiśnie pewien obraz. Tani, religijny odpustowy obrazek, ale cenniejszy niż cała moja kolekcja płyt. Jest w mojej rodzinie od czterech pokoleń, przebył z nią drogę z terenów, które dziś należą do Ukrainy. Przypomina mi, że Ktoś się opiekował moimi przodkami i trochę się nagłówkował nad kombinacją genów, która dała w efekcie mnie. No i nie daje zapomnieć o historii rodziny. Czemu piszę to w tym miejscu? Z kilku powodów. Progrock to też dom  wirtualny, ale jednak. Poza tym zbliża się redakcyjny zjazd i rodzinka wreszcie się w komplecie zbierze i zaśpiewa Cheerio Jethro Tull albo The CompanyFisha (podejrzewam, że każdy w innym tempie i innej tonacji i nawet próba nadania całości jednolitego rytmu przez redaktora Grażula spali na panewce). Jest jeszcze jeden powód - tak mi się ta historia skojarzyła z tematem najnowszego dzieła Guya Manninga.

    Rzut na okładkę i wszystko jasne. Toż to ten sam pejzaż, który zdobił kilka lat temu front albumu Anser's Tree - tyle, że zimową porą. Guy od dawna chciał rozwinąć historię przodków ocalałego z ekologicznej katastrofy Jonathana Ansera i wreszcie dopiął swego. Dostajemy historię siedmiorga antenatów głównego bohatera, każdy utwór poświęcony jest jednemu z nich, a cała saga rozgrywa się na przestrzeni, bagatela, pięciuset lat! Tyle tytułem wstępu, przejdźmy do konkretnych kompozycji, bo jaka muzyka wypełnia Margaret's Children chyba nie muszę wyjaśniać. Manning jaki jest - każdy słyszał, jeśli tylko miał ochotę, na którejś z poprzednich jedenastu płyt Anglika. Spotyka się u niego folk (skrzypce i flet robią swoje), blues rock brytyjskiej szkoły (częste użycie Hammonda), szczypta wpływów Pink Floyd (melodyjne solówki saksofonu, choć nie zawsze tak rozlewne i melancholijne jak u Watersa i spółki) i neoprogres. Czyli jest miło, swojsko i bez agresji.

    Flemming Barras (1645-????) /The Year Of Wonders/rozpoczyna się dość brudnym riffem, jak z czasów psychodelicznego rocka, by przejść w żywą gitarową galopadę poprzetykaną partiami skrzypiec i fletami zerżniętymi na żywca od Iana Andersona. Zresztą ten nosowy wokal Manninga też mocno Andersonem zalatuje. Jest nośna melodia, jest kombinowanie z tempem, nie wiadomo kiedy mija dziesięć minut. Tekst przedstawia odkrycia sir Isaaca Newtona widziane z perspektywy jego uczonego kolegi (zmyślonego przez Guya rzecz jasna). Jorgen Barras (1834-1900 /Revelation Road/ to pewne odświeżenie formuły - elementów gospel jeszcze się Manningowi nie zdarzyło wykorzystać. A teraz zrobił to z dużym wdziękiem i dostajemy szyderczą historyjkę o kaznodziei-oszuście w skocznej muzycznej oprawie. Amy Quartermaine (1862-1916) /A Perfect Childhood/ to kawałek cięższego kalibru. Nie tylko dlatego, że trwa aż siedemnaście minut i zachowuje klasyczną budowę A-B-A (balladowa klamra, a w środku mocny rock), ale też ze względu na tekst. Historia bohaterskiej pielęgniarki zgładzonej przez Niemców podczas pierwszej wojny światowej może wzruszyć. Zwłaszcza jej rachunek sumienia tuż przed śmiercią. Nie tłumaczę, żeby nie zepsuć efektu:

    With tears In her eyes she Said it quite clearly
    It is not over, I'm not afraid to die
    For my Country, my sanity and my honor
    I am an innocent in God's eyes.

    Manning, podobnie jak Nick Barrett na Passion, nie wstydzi się swojej ojczyzny. Szacunek! Hariett Horden (1912-1955) /A Night At The Savoy, 1933/to kolejna niespodzianka. Etatowa keyboardzistka zespołu Manninga, Julie King, wczuwa się w klimat starych swingowych div. Bo i piosenka jest o przelotnym romansie w eleganckiej scenerii. Nawet na niezbadanym dotychczas przez siebie muzycznym terenie Guy nie zalicza skuchy! Plusik za bardzo stylowy klarnet Marka Arnolda. James Fairfax (1922-1945) /An Average Man/ złowieszczo się skrada, jest zdominowany posępnymi klawiszami, coś jak Dr Jonathan Anser z pierwszej części dyptyku. Tym razem mamy historię przeciętniaka, który zupełnie niepotrzebnie poległ w ostatniej bitwie drugiej wojny światowej. Pamiętajcie mnie, bo kiedyś żyłem! Tylko tyle i aż tyle. Orientalizmy? To już było, że przypomnę płytę View From My Window. Ale że akcja opowieści o Amelii Fairfax rozgrywa się w Kairze - są jak najbardziej uprawnione. Ale nie one decydują o wyjątkowości utworu. Przesądza o niej zaraźliwa melodia wokalna i wspaniała klawiszowa koda. David Logan (1967-2022) / The Southern Waves/ stanowi wyśmienite zakończenie albumu. Powolna, statyczna kompozycja pełna dostojnych klawiszowych brzmień, zwieńczona kapitalnym solo gitary. Plus historia klimatologa przewidującego topnienie lodowców i zmianę oblicza planety. Klasa! Ten utwór i wszystkie pozostałe.

    Margaret's Children osiąga poziom najlepszych płyt Manninga (przynajmniej w rankingu niżej podpisanego) - Songs From The Bilston House i Number Ten. Nauczyłem się nie szafować najwyższą oceną, więc i tu dam cztery i pół oczka - ocenę maksymalna niech wystawi ogół progfanów i Historia. Ale nie omieszkam wspomnieć, że najświeższe dziecko Manninga jest jedną z trzech najlepszych płyt, jakie w tym roku słyszałem - a od Guya zawsze wymagam więcej, bom jego wierny fan i wiem, że na wiele go stać.

    Paweł Tryba wtorek, 27, grudzień 2011 18:48 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.

Top Desktop version