Presets

Oceń ten artykuł
(59 głosów)
(2007, album studyjny)

01. One Step Beyond - 7:14
02. Signed Away - 4:27
03. For One Day - 3:47
04. Former Life - 7:11
05. On The Verge Of Tears - 3:26
06. When The Leaves Fall Down - 4:54
07. Words From Another Day - 2:20
08. Cold Suns - 4:24
09. Hypnotized - 3:49
10. Heal - 3:22
11. Transitory Times - 4:07
12. Presets - 12:42

Czas całkowity - 1:01:43

- Marco Glühmann - wokal
- Kay Söhl - gitara
- Volker Söhl - instrumenty klawiszowe
- Sebastian Harnack - gitara basowa
- Matthias Harder - perkusja
oraz:
- Miriam Schell - wokal (12)
- Guido Bungenstock - gitara (12)
- Stephanie Richter - wiolonczela (3)
- Lena Euler - klarnet (12)

 

Media

1 komentarz

  • Arkadiusz Cieślak

    O jeden krok dalej.

    Czasami wiele zależy od kolejności słuchania i myślę, że w moim przypadku spotkanie się najpierw z 'Presets', a dopiero później z 'Posthumous Silence', miało dość spore znaczenie w podejściu do obydwu wydawnictw. Mówiąc najprościej: 'Presets' nie została skażona przez 'Posthumous Silence', a wydaje mi się, że często jest traktowana jako gorszy krewniak wielkiej poprzedniczki. Na tym chciałbym zakończyć porównania tych dwóch wybitnych płyt.

    W 'Presets' jestem po prostu zakochany i jest to miłość od pierwszego wejrzenia (przesłuchania). Takich płyt potrzebuję, aby odetchnąć i naładować akumulatory. Przy tej muzyce wszystko wydaje się jaśniejsze i prostsze, bynajmniej nie dlatego, że jest to jakaś nadzwyczaj radosna twórczość, wręcz przeciwnie, ale niesie w sobie spore pokłady pozytywnej energii.

    Poza utworem tytułowym, wszystkie nagrania utrzymane są w dość melodyjnej, momentami wręcz przebojowej konwencji. Zespół oddalił się dość znacznie od swoich stricte rockowych korzeni i zawędrował prawie na pole elektro/future pop. To dość mocne słowa, ale nieodparcie momentami słychać w tej muzyce wpływy takich niemieckich wykonawców jak De/Vision czy Wolfsheim. Sporo też tutaj wpływów U2 czy Coldplay, co razem daje niezwykle apetyczną mieszankę. Dzięki temu 'Presets' to album bardzo przystępny i przy korzystnych układach mógłby odnieść spory sukces komercyjny.

    Już otwierający 'One Step Beyond' przenosi nas o jeden krok poza zwykłą, przeciętną muzykę, do krainy dźwięków ambitnych, ale nie przeintelektualizowanych. Murowany singiel, który przy umiejętnej promocji byłby w stanie zawojować listy przebojów. 'Signed away' to jeden z moich faworytów. Przejmująca, spokojna, chwytająca za serce swym refrenem, piosenka. Ewidentne są tutaj wpływy Coldplay, choć nie wiem czy zamierzone.
    'For one day' to z kolei skoczny, energetyczny kawałek znakomicie sprawdzający się na koncertach. Słychać w nim pierwiastki Midge'a Ure'a, zarówno jeśli chodzi o melodię, jak i manierę wokalną. Pamiętacie 'One Small Day' Ultravox? Nawet tytuł jest podobny.
    'Former life' to kolejny przejmujący i spokojny utwór, w którym mamy ponownie do czynienia z zaraźliwym refrenem. Przepiękne, wzruszające i poruszające nagranie, w którym po raz kolejny pobrzmiewają echa stylu Coldplay. W końcówce pojawia się nikłe, ale jednak - solo gitarowe.
    'On The Verge Of Tears' podąża tą samą ścieżką, co poprzednik, ale głównym instrumentem jest tutaj pianino (fortepian). Króciutki, niespełna czterominutowy kawałek rozkręca spiralę emocji i melodii, które niesie ze sobą Sylvan.
    'When the leaves fall down' to jeszcze jeden wielki utwór na tej płycie i mój faworyt. Stał się również nieodłącznym elementem tras koncertowych zespołu. Utrzymany w stylu 'One Step Beyond', cechuje się tym samym ładunkiem emocjonalnym, a z drugiej strony niezwykle uroczą przebojowością. Tutaj właśnie słyszę wpływy De/Vision. Instrumenty klawiszowe i charakterystyczne brzmienie elektronicznej perkusji na wstępie jeszcze bardziej podkreślają to wrażenie pewnej nowoczesności i eksperymentalnego podejścia do tworzenia muzyki. Końcówka to jednak popis schowanej, ale mimo wszystko słyszalnej gitary, której brzmienie kojarzy się ze stylem Roberta Frippa.
    Po sześciu nie dających wytchnienia utworach, czas na wyciszenie w postaci 'Words from another day'. Króciutka, zagrana na pianinie piosenka, o niezwykle smutnej wymowie:
    'Zawsze mówiłaś, że będziesz ze mną
    Obiecywałaś troszczyć się o mnie
    Powtarzałaś, że nie nigdy nie będę sam
    Myliłaś się - nie mogę już tego dalej ciągnąć.'
    'Cold suns' zaczyna się jak nagranie REM, aby później rozwinąć się w przejmujący i ponownie kojarzący się z Ure'em utwór. Sytuuje się wśród tych spokojniejszych, ale niezwykle urzekających piosenek.
    Zahipnotyzowany dotychczasowym materiałem trafiam na 'Hypnotized' i wszystko staje się jasne. Moje zauroczenie po prostu się pogłębia. Sylvan postanawia troszeczkę się ożywić i zagrać coś bardziej rockowego, z werwą i zębem. Gitara jednoznacznie kojarzy się z brzmieniem wypracowanym przez The Edge'a z U2. Bas, bas rządzi jednak niepodzielnie, tak jak i na całej płycie.
    'Heal ' jest jedyną stricte balladą, ale nie można jej odmówić niezaprzeczalnego uroku i wielkiej siły płynącej z jej jednoznacznie pozytywnego przesłania:
    'Jesteś powietrzem, którym oddycham
    Rzeźbisz kamienie niczym potop
    Jesteś symbolem idealnej ochrony
    Gdy jesteś przy mnie,
    Nawet gwiazdy świecą jaśniej'
    Sporo tutaj Marillionu z wczesnego okresu Hogartha, głównie w kwestii brzmienia gitary. Przepiękny i niezwykle klimatyczny kawałek.
    'Transitory times' wraca niejako do brzmień bliższych Coldplay, ale najbardziej przypomina mi Blackfield - szczególnie w sferze refrenu. O dziwo do łask wraca gitara, za sprawą treściwego i niebywale emocjonalnego solo. W końcówce wszystko wskazuje na to, że to już finał tej wspaniałej płyty, aż tu nagle słychać cichy wstęp do kolejnego nagrania...
    Na sam koniec zespół zafundował nam niezwykły dysonans w postaci utworu tytułowego, który pozornie jest jak gdyby zaprzeczeniem tego wszystkiego, co słyszeliśmy do tej pory, a z drugiej strony jest absolutnie wyjątkowym zakończeniem i hołdem złożonym muzykom, którzy wywarli wpływ na Sylvan. Po pięciominutowym spokojnym, przepięknie zaśpiewanym wstępie, w którym pobrzmiewa Colin Bass, słyszymy gitary brzmiące jak Gilmour z czasów 'The Wall'. Kolejny ukłon zespół czyni w stronę Dream Theater, a później wraca do klimatów floydowskich. Bas wyrywa serce i po raz kolejny nadaje charakteru tej płycie. W końcówce słychać jednoznaczny hołd złożony IQ z czasów 'Subterranea'. Odnośników jest o wiele więcej, ale nie wszystkie od razu wyłapiecie. Rewelacyjne i brawurowe zakończenie tego absolutnie unikatowego albumu. Ostatni utwór to kwintesencja całości i kapsułka całego konceptu. Tak właśnie - konceptu. Konceptu polegającego na oddaniu hołdu całej rzeszy progresywnych prekursorów.

    Produkcja albumu zasługuje na kilka słów komentarza. Brzmienie i aranżacja nie podlegają dyskusji, to najwyższy profesjonalizm. Bardzo ciekawie został wyeksponowany bas, który wręcz dominuje. Mam wrażenie, że generalnie zespół postawił na taki sposób produkcji i miksu, gdyż również występ na żywo w poznańskim klubie Blue Note utwierdził mnie w tym przekonaniu. Świetnie się tego słucha szczególnie przy dość rozkręconej głośności. Soczystość brzmienia i czystość basu po prostu wgniata. Na 'Presets' nie znajdziemy solówek gitarowych, gitara jest wręcz instrumentem drugoplanowym, co może wydawać się czymś zupełnie nieprawdopodobnym.

    'Presets' to taki album, przy którym niemal podświadomie wciskam 'Repeat all'. Zarzuca mu się czasami zbytnią przystępność i pewne złagodzenie formy, ale to chyba troszkę szukanie na siłę dziury w całym. Muzyka broni się sama, a jeśli nie jest w stanie Was opanować, to może mi być tylko przykro, że omija Was jedyne w swoim rodzaju i niewątpliwie unikalne przeżycie w postaci obcowania z tą Twórczością.

    Pozostaje mi jeszcze zastanowić się na przyszłością Sylvan, a w szczególności nad kierunkiem muzycznym, który obierze. Czy 'Presets' stanie się wyznacznikiem nowej ery w historii zespołu czy może raczej jest jednorazowym eksperymentem mającym na celu przewartościowanie swojego podejścia do tworzenia muzyki? Moim zdaniem ten album jest przejściowy, a Sylvan podąży w stronę skrzyżowania typowo progresywnego grania z większą melodyjnością, przez co stworzy nową oryginalną jakość. Niezależnie od tego co przyniesie przyszłość, Sylvan znalazł we mnie wiernego fana.

    Polecam tą płytę wszystkim, którzy potrzebują czasem troszkę odetchnąć od codzienności i zanurzyć się w przestrzeń muzyczną, którą rozpościera przed nami Sylvan. Jeśli nie macie czasu na poświęcenie się słuchaniu, to po prostu włączcie ten album w tle, nie będzie Wam absolutnie przeszkadzał, wręcz przeciwnie - umili i uatrakcyjni Wasz czas. Nie wiecie co włączyć w samochodzie? Sięgnijcie po 'Presets' i tylko uważajcie na stopę na gazie, ponieważ odruchowo nabierzecie werwy i czasami zrobicie 'One Step Beyond'.

    Obiecałem, że nie będę już porównywał, ale prawie na sam koniec chciałbym zacytować arcytrafne - według mnie - zdanie recenzenta 'Dutch Progressive Rock Page': 'Presets' w porównaniu do 'Posthumous silence' jest dla Sylvan niemalże tym, czym dla Marillion był 'Afraid of sunlight' w porównaniu do 'Brave', a dla IQ 'The seventh house' w porównaniu do 'Subterranea'.

    Ta muzyka hipnotyzuje, leczy, nie tylko przez jeden dzień, nie tylko jesienią, gdy opadają liście, ale zawsze, niezmiennie i jednoznacznie.


    4,5/5

    Arkadiusz Cieślak

    Arkadiusz Cieślak czwartek, 06, listopad 2008 22:53 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Neoprogresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.