A+ A A-

The King of Number 33

Oceń ten artykuł
(19 głosów)
(2011, album studyjny)

01. Me And My Downfall  (7:09)
02. Maybe September  (7:39)
03. Marty And The Magic Moose  (4:41)
04. The King Of Number 33  (26:47)
I - Pauper's Parade
II - Accession
III - The Physician And The Traitor
IV - The Hunt
V - Never Ending Elysium
VI - Rex Mortuus Est
05. Memo  (7:28)

Czas całkowity: 49:44

- Tony Wright  (vocals)
- Andy Ditchfield  (guitars, keyboards)
- Steve Wright  (guitar)
- John Dawson  (bass)
- Henry Rogers  (drums)
oraz:
- Mark Kelly  (keyboards)
Więcej w tej kategorii: « Half Way Home

2 komentarzy

  • Aleksander Król

    Za niektórymi płytami potrafiłem gonić przez pół świata, tropiąc je zawzięcie po różnych zakamarkach, komisach, giełdach i innych dziwnych miejscach, a niektóre same, jakby przez przypadek wpadały w moje sidła... Dokładnie tak było z DeeExpus. Kupując piękne, sześciopłytowe, bootlegowe wydawnictwo Marillion, mocno rozochocony sprzedawca położył jeszcze ich drugą płytę na ladzie mówiąc - 'to prawie jak Marillion, bo Mark Kelly na klawiszach'. Zaciekawił mnie, bo uwielbiam grę Marka i przyznam się, że jakieś dziesięć ostatnich płyt Marillion kupiłem jedynie dla tych klawiszy... Zapłaciłem i poleciałem do domu na ucztę. Oczywiście na pierwszy ogień poszły bootlegi i napój bogów. Przesłuchanie ze zrozumieniem sześciu płyt Marillion stanowi nie lada wyzwanie, więc po skończeniu zarówno tegoż maratonu jak i napoju, usiłowałem zapanować nad wzburzonymi emocjami i w ramach procesu wyluzowawczego włączyłem DeeExpus. Początek ostry, więc pomyślałem, że to kolejna kapelka usiłująca 'przyłoić', ale bez umiejętności zarówno instrumentalnych jak i aranżacyjnych, rytm 4/4 więc po trzech minutach dałem sobie spokój i wyłączyłem, koncentrując się na głęboko twórczym procesie poszukiwania dobrze zachomikowanej żelaznej rezerwy napoju bardzo orzeźwiającego. Rano, szykując sobie kawusię, odruchowo włączyłem sprzęt i po pierwszych dźwiękach, mocno zdegustowany, że będę musiał tego słuchać jeszcze raz, pomaszerowałem pod prysznic. Wychodząc z pod niego usłyszałem inną muzykę - cudowną solówkę klawiszową. Natychmiast uświadomiłem sobie, że to chyba Mark Kelly. Zaintrygowany zasiadłem w fotelu, lecząc kawą objawy symptomu dnia wczorajszego i strzygąc uszami, bo to, co zaczęło się (oczywiście dla mnie) niemal koszmarnie przerodziło się w rewelacyjne granie. Po chwili kochałem już ten album, bo odezwał się gitarzysta i to w sposób jaki cenię chyba najbardziej... Sięgnąłem po okładkę - 5 utworów, z czego jeden trwa prawie 27 minut, łącznie 50 minut muzyki. Z każdą chwilą lepszej. Wiedziałem, że na jednym przesłuchaniu się nie skończy, czułem, że to dobra płyta. Chyba nawet bardzo dobra... A po piątym utworze zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że znakomita... Chyba tak wyobrażałem sobie w snach Marillion, gdyby Fish nie odszedł i gdyby reszta 'poszła' w kierunku wytyczonym pierwszymi albumami. Pyszna płyta, jedna z naprawdę niewielu w neoprogresie, która zrobiła na mnie takie wrażenie. I to nie tylko za sprawą rewelacyjnych klawiszy. Każdy instrument ma tu swoją rolę i warto któreś tam, kolejne przesłuchanie poświęcić konkretnym instrumentom - usłyszycie rzeczy które mogą 'umknąć' przy normalnym odsłuchu, a które są czasami wręcz genialne. Polecam tę płytę absolutnie wszystkim wielbicielom 'świeżej' krwi w progu, amatorom dobrego neoproga, a i niektórzy fani starych, dobrych czasów powinni się uśmiechnąć przy tej muzyce. Oczywiście moim, cholernie subiektywnym, zdaniem...

    Aleksander Król sobota, 09, czerwiec 2012 21:48 Link do komentarza
  • Amethis

    Drugi studyjny album Dee Expus 'King of Number 33' zabiera słuchaczy w epicką podróż opowiadającą o losach ponoć legendarnego Króla 33. W odróżnieniu od pierwszego krążka jest to album koncepcyjny. Świat wydobyty z wyobraźni Andy Ditchfielda zadziwia mnogością dźwięków jest bajkowy jak i okładka płyty, przedstawiająca powóz ciągnięty przez konie, gdzie jest i miejsce na pastelowe barwy, pęd pociągu jak i mrocznego kata trzymającego w ręce odciętą głowę. Nowe wydawnictwo pokazuje zespół z innej strony niż na 'Half Way Home' - płyty równie dobrej, lecz w moim odczuciu nagranej w bardziej rockowym brzmieniu niż obecny projekt. Nowe zadziwiające wirtuozerią dzieło to niewątpliwie wielka zasługa Marka Kelly, którego do swojego projektu zaprosił gościnnie Andy Ditchfield, jak i oczywiście pozostałych członków grupy, którzy - ma się wrażenie - odsłonili w pełni swój kunszt.

    'King of Number 33' przynosi muzykę pełną ekspresji, zalewa słuchacza wulkanem perfekcyjnie dobranych dźwięków, gdzie każda nuta zdaje się być idealnie wpasowana w swoje miejsce. Każdy z muzyków ukazuje wachlarz swoich umiejętności jak i mocy instrumentów. Utwory są tak rozbudowane, że jest w nich miejsce na niezwykłe solówki gitar, klawiszy, perkusji, wyeksponowanie głosu Toma Wrigtha, jak również na harmonijne współbrzmienie całego zespołu.

    Płytę rozpoczyna porywający 'Me and My Downfall', zaakcentowany mocnym brzmieniem gitar i klawiszy. Zaraz potem następuje płynne przejście do zdawałoby się wyciszonego 'Maybe September'. Słyszymy na początku tylko głos Toma i dźwięki pianina przenikające się raz po raz ze skrzypcami. Kawałek wybrzmiewa jakby nostalgią, ale w połowie utworu kawalkada dźwięków porywa słuchacza swym żywiołem. 'Marty and Magic Moose' przynosi ze sobą moc perkusji i ciężkich gitar przerywanych delikatnymi klawiszami i akustyczną gitarą. Za chwilę w 'Paupers Parade' fanfary jakby odegrane z winylowej płyty, z narratora głosem i rżeniem koni przenoszą nas w bajkowy świat. Kolejny 'Accesion' to przede wszystkim niezwykły głos wokalisty podkreślony chórkami, strzeliste riffy gitar kojarzące się w idącym wojskiem i melorecytacją w środku przywodzącą nieco na myśl 'Grendela' Marillion. Po nich dawkę mocnej energii przynoszą kolejne utwory, by dwoma ostatnimi ('Rex Mortuus Est' i 'Memo') w piękny sposób zamknąć opowieść o tajemniczym królu. Niesamowity wokal Toma Wrighta, piękne klawisze, gitara akustyczna, chórki i energetyczne przejścia sprawiają, że chce się ich słuchać od nowa i podążać za każdą nutą...

    Obowiązkowa pozycja dla koneserów neoprogresywnych dźwięków.

    Amethis sobota, 09, czerwiec 2012 21:48 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Neoprogresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.