A+ A A-

Songs Of Love & Disaster

Oceń ten artykuł
(6 głosów)
(2012, album studyjny)

01. Something More - 3:47
02. The Only One - 6:02
03. Nowhere Land - 3:51
04. End Of The Night - 4:31
05. Too Late - 4:10
06. The Great Collapse - 7:17
07. Anything More Than This - 4:39
08. Never Come Here - 4:01
09. Your Lies, Our Truth - 4:13

Czas całkowity - 42:31

- Michał Deptuła - wokal
- Łukasz Naumowicz - gitara, instrumenty klawiszowe
- Maciek Apt - gitara
- Paweł Potocki - instrumenty klawiszowe
- Marek Godłoza - gitara basowa
- Marek Veith - perkusja

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Dwa lata po bardzo udanej End Of The Beginning Inside Again raczą nas kolejnym longplayem. Wydaje się, ze ten zespół to w tej chwili główne pole aktywności dżentelmenów, którzy wyżywali się też twórczo w takich formacjach jak IŁ-62, Amuse Me, Delate czy Experience. Panowie byli puszczani we wszystkich polskich rozgłośniach, którym jeszcze chce się grać rocka, wytarli deski niejednego klubu – teraz to już żaden projekt na boku, tylko zespół pełną gębą. Świadomymi twórcami Inside Again byli już na debiucie. Już wtedy wypracowali swoją formułę – melodyjne, ale mające konkretny ząb piosenki łączące mocne riffy i elektronikę- w delikatniejszych momentach zahaczającą o dokonania Stevena Wilsona, a w mocniejszych – o solidny industrial w stylu Die Krupps. Krótko mówiąc – sami sobie wyrąbali niszę i przez dwa lata wygodnie się w niej umościli zyskując szacunek fanów i krytyków (kolejność nieprzypadkowa – to fani wydają kasę na płyty i bilety). Co dostajemy na Songs Of Love And Disaster? Dalszą owej niszy eksploatację.

    Drugi album Inside Again to bliźniak debiutu. Muzycy podeszli do tematu na zasadzie „po co psuć coś, co działa?”. Co bywa zdradliwe, łatwo popaść w autoplagiat. Na szczęście to nie ten przypadek. Kto polubił End Of The Beginning, uzna Songs Of Love And Disaster za jej godną następczynię – to ten sam wysoki poziom kompozytorski i wykonawczy. Danie to samo, ale równie smakowicie przyrządzone co poprzednim razem. Wokal Michała Deptuły nadal może zawstydzić wielu naszych rockowych krzykaczy – mocą, barwą, zadziorną chrypą, dobrą angielszczyzną (no, ze śladami tzw. „lengłydżu”). Sekcja Marek Veith-Marek Godłoza pięknie ustawia całość – fragmenty motoryczne aż prowokują słuchacza (przynajmniej tego słuchacza) do machania banią, a fragmenty balladowe nie rozłażą się w szwach, co jest niestety częste u współczesnych „klimaciarskich” kapel. Gitary Macieja Apta i Łukasza Naumowicza wycinają fachowe riffy, a klawisze Pawła Potockiego (wzbogacone elektronicznymi przeszkadzajkami Naumowicza) to żaden ornament, a ważna część brzmienia. Ta płyta to po prostu kawał solidnego rocka z elektroniczną wkładka, która gdzieś tam zahacza swoimi korzeniami o współczesny progres – ale tylko zahacza. Tu liczy się konkret – Songs Of Love And Disaster to zestaw bardzo dobrych piosenek. Nic tu nie odstaje „in minus”, kawałki trzymają równy poziom.

    A co wybija się ponad? Na pewno najdłuższe na płycie The Great Collapse – na poły balladowe, z bardzo chwytliwą, trochę noworomantyczną zagrywką gitary, bogatymi elektronicznymi fakturami, melodyjnym refrenem, równie łatwo wpadającą w ucho zwrotką – świetna wizytówka, Inside Again w pigułce. Anything More – riffy pachną złotymi latami Seattle, mocny, szlagwortowy refren – sama przyjemność. Otwierający całość Something More ma fajne skoki napięcia między poszczególnymi częściami kompozycji – taka kontrolowana rockowa schizofrenia. Podoba mi się duszny, nawiedzony klimat The Only One. Długo bym tak mógł wymieniać, bo ten album generalnie nie ma słabych punktów. Podobnie jak na debiucie muzycy wycisnęli z obranej formuły maksimum. I właśnie w tym momencie mam zagwozdkę...

    Inside Again z dobrym skutkiem weszli drugi raz do tej samej rzeki – chwała im za to. Pytanie czy na albumie numer trzy to podejście będzie nadal intrygowało słuchaczy? Albo się następnym razem zepną i zamiast kolejnej dobrej płyty nagrają utrzymane w takim samym stylu ARCYDZIEŁO, albo może warto ten styl lekko przewietrzyć, dodać jakieś nowe smaczki? To jednak pytanie na przyszłość. Na razie cieszmy się Songs Of Love And Disaster, bo jest czym. Cztery gwiazdki na pięć.

    Paweł Tryba niedziela, 28, październik 2012 20:53 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Neoprogresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.