To niewątpliwie najlepsza pozycja grupy. Monumentalne dzieło, które należy słuchać wyłącznie w całości. Nie polecam słuchania w samochodzie, przy kawie, czy przy gościach 'w podkładzie'. Zgaście światło, odkręćcie volume tak do zdrowych poziomów i odpłyńcie.
Twórcą tej płyty jest przede wszystkim Vangelis Papathanassiou. Główny kompozytor i aranżer. Mając w pamięci jego późniejsze płyty można tutaj usłyszeć, skąd się to wszystko wzięło. To na 666 są te wszędobylskie syntezatory, płynące dźwięki, tablę, melorecytacje, wokalizy, instrumenty dęte itp. Ale też tutaj jak nigdzie później można posłuchać rockowych ostrych solówek gitarowych, Irene Papas śpiewającej (a może lepiej - WYKONUJĄCEJ) utwór wokalny, w którym prawie dochodzi do szczytu... No i nasz dobry znajomy z końca lat 70., piosenkarz występujący w białych prześcieradłach, doprowadzający kobiety do płaczu swym głębokim i niskim głosem - Demis Roussos, później znany jako wykonawca takich hitów jak Goodbye My Love, Goodbye, My Friend the Wind, Forever and Ever i innych. Ale tutaj ten sam Demis to rasowy basista! Śpiewa też w kilku utworach, ale jego głównym zajęciem było granie na basie. Pomyślelibyście?
Muzycznie - prawie 90 minutowa suita, stanowiąca zbiór poszczególnych utworów. Niektóre wynikają z poprzednich, a inne to zwyczajnie samoistne kompozycje. Nie da się tego opisać w kilku słowach, bo to po prostu msza dla wszystkich kochających rockowe klimaty, choć tu w greckim wydaniu, te klimaty nie są tak bliskie Anglosasom i może przez to - tak inne i wspaniałe.
Zwieńczeniem płyty jest retrospektywny 19 minutowy utwór All the seats were occupied, po wysłuchaniu którego długo jeszcze będziecie o nim pamiętać. Po prostu genialny.