Com.Union

Oceń ten artykuł
(3 głosów)
(2007, album studyjny)
1. Orogus (4:03)
2. Al Bello (3:15)
3. Fantasmas Y Demonios (6:09)
4. Elfonia (11:16)
5. Sensacion Arabe (7:46)
6. Damajuana II (4:48)
7. Donde Se Visten Las Serpientes (7:28)
8. El Cojin Verde (5:40)
9. Cosas Simples (5:48)
10. Hogar Dulce Hogar (3:55)
11. Lobos (4:27)
12. Io (5:27)

Czas całkowity: 69:16
- Alfonso Vidales ( Hammond, piano, mellotron, vocals )
- Lupita Vidales ( vocals, percussion )
- Pepe Flores ( saxophone, flute, bagpipe )
- Dino Brassea ( vocals, flute )
- Claudio Cordero ( guitars )
- Flavio Miranda ( bass )
- Antonio Bringas ( drums, percussion )
Więcej w tej kategorii: « Castalia Originallis »

2 komentarzy

  • Marcin Wójcik

    Piętnasta studyjna płyta tego meksykańskiego zespołu. I to płyta bardzo dobra. Od strony muzycznej jest to symfoniczny neoprog i to z najwyższej półki. Nie będę miał sobie nic do zarzucenia jeśli powiem, iż zespół można postawić obok takich gwiazd jak Marillion czy Pendragon. Jednak od tych grup Cast różni się przede wszystkim 'pazurem', czyli nieco bardziej agresywnym i zdecydowanym graniem, zahaczającym momentami o brzegi progmetalu. Styl bardzo wesoły i zróżnicowany, co ma niewątpliwie znaczenie dla osób, które twierdzą, że rock neoprogresywny kojarzy im się głównie z toną cukierków i lizaków. Jest w nim coś z Genesis i Camel, lekko metalowy pazur, o którym wspominałem wcześniej, szczypta folku (np. latin jazz, bossa nova), do tego wszystkie teksty (w większości o tematyce fantastycznej) w języku hiszpańskim. Kapitalne solówki, bogate instrumentarium, zróżnicowanie stylistyczne - to dodatkowe atuty, które czynią Com.Union pozycją obowiązkową dla każdego fana rocka symfonicznego i neoproga. Gorąco polecam.

    Marcin Wójcik sobota, 13, grudzień 2008 21:46 Link do komentarza
  • Wiesław Ostasz

    Zdecydowanie nieudana płyta potwierdzająca tylko, że Meksykanie powinni zająć się graniem czegoś co kojarzy się z piaskiem i kaktusami. Muzyka jest zbyt 'rozleniwiona', przez co już po trzecim utworze Fantasmas Y Demenios jesteśmy znużeni pasażami, swego czasu do bólu ogranymi przez Camel i inne czołowe grupy art rocka lat minionych. Uczucie nudy mija nieco przy kawałku Elfonia, najdłuższym na płycie, ale po nim wszystko wraca do normy, czyli do dziwnego uczucia tęsknoty do końca płyty. Szkoda, że wtedy nie wiemy jeszcze, że ten najlepszy w sumie kawałek z ciasta jakim jest Io znajduje się na końcu płyty, a to jest właśnie takie żywsze progresywne granie, jakie w sumie i temu i innym kapelom z meksyku grającym ogólnie pojętego rocka jest w sumie obce. Nie wiem niestety kto jest głównym wokalistą grupy bo w spisie figuruje ich trzech, ale jeden z nich ma odrażającą manierę falsetowania, co pozwala mi na wystawienie jedynie dwóch gwiazdek w ocenie płyty.

    Wiesław Ostasz sobota, 13, grudzień 2008 21:46 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Symfoniczny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.