Dla mnie bomba. Pamiętam, że zakochałem się w tej płycie od pierwszego przesłuchania. Bo pomimo, że brzmienie archaiczne to z muzyki wionie świeżością. Bo szczerze powiedziawszy, nigdy nie słyszałem jeszcze płyty na której byłby aż taki natłok cytatów z muzyki klasycznej. Najwięcej jest tego w utworze Raymond's Road który w zasadzie cały składa się z cytatów. Mamy i Bacha i Griega i wielu innych. Oczywiście w innych utworach jak Poet and Pesant czy Light Cavalery też mamy zapożyczenia ale już w mniejszej ilości. No i należy dodać, że dominują tu klawisze, a gitara jest z rzadka na pierwszym planie. Solówki tez nie należą do najbardziej skomplikowanych. Ale za to często się zmienia tempo utworów jak choćby w Light Cavalery gdzie mamy i galop i szarżę i cwał:D Jak łatwo można zauważyć dominują na albumie długie utwory, choć ten najkrótszy tez nie jest pozbawiony uroku. Taka fajna piosenka miłosna, ciekawie zaaranżowana. No i na plus zalicza się to że nie jest ckliwą balladą (jak to często piosenki o miłości:D). Nie raz i nie dwa na tej płycie błysnęły zagrywki funky i czasem Sabbathowe riffy. A już najfajniejszym utworem mym skromnym zdaniem jest pierwszy bonus - Sarabande. Zaczyna sie właśnie od takiego rytmu funky a później ma melodię we zwrotce jak Jethro Tull. Potem mamy zmainę tempa na takie prawie Iron Maidenowe 'patataj' i solo klawiszy. I znów powrót do takiego swoistego funky w podkładzie (coś na wzór drugiej płyty zespołu Kalevala). Zresztą drugi bonus też brzmi jak wyszedł spod całkiem innej ręki. Bo tu z kolei mamy bardzo fajną zwrotkę w stylu wczesnego proga z końcówki lat 60tych, a potem wchodzi refren rodem z Hawkwind. Oj dziwne te bonusy:) I dziwny też zespół. Pierwsza z trzech znakomitych płyt. Odważny debiut. 5/5
Rafał Ziemba wtorek, 20, listopad 2007 21:28 Link do komentarza