O amerykańskiej wytwórni Syn-Phonic już niejednokrotnie pisałem, twierdząc, że ma w „swojej stajni” wszystko co najlepsze w amerykańskim progresie z lat 70-tych. Cathedral jest tego kolejnym dowodem. Jedyna ich płyta z tamtego okresu „Stained Glass Stories” to esencja klasycznego progresu reprezentowanego w Europie przez Yes i King Crimson. I tak też to brzmi… Pamiętam jak kilkanaście lat temu , jednemu z dziś wielkich dziennikarzy muzycznych , wspomniałem niby przypadkiem że zdobyłem wspólną sesję nagraniową tych właśnie ekip (Yes i King Crimson) z 1973 roku… Która właśnie się ukazała w Stanach… Gość najpierw zaniemówił, potem wychrypiał coś w stylu „o kur…” i po godzinie był u mnie z wielkim whiskaczem, czym oczywiście zaskarbił sobie moją dozgonną przyjaźń…. Posadziłem go w fotelu i odpaliłem sprzęt… Osłupiał… Fenomenalna płyta, bardzo trudna w odbiorze, ale tak się wtedy grało. Wokalista Paul Seal ma głos do złudzenia przypominający Wettona z tamtych lat, basista Fred Callan gra identycznie jak Chris Squire, nawet barwa ich instrumentów jest identyczna, gitarzysta Rudy Perrone to po prostu Steve Hove w amerykańskim wcieleniu… Do tego crimsonowski mellotron obsługiwany przez Toma Doncourta i mamy wspólną sesję Yes i KC… 5 utworów, lekko ponad 45 minut Wielkiego Progresywnego Szaleństwa. Wspaniałe, połamane kompozycje które natychmiast kojarzą się nam z najlepszym okresem Yes i KC, okraszonych szczyptą Genesis i Gentle Giant… Było w tym czasie w Stanach kilka zespołów które tworzyły takie arcydzieła – Yezda Urfa, Mirthrandir, Pentwater… Jest to absolutnie najwyższa półka światowego proga. Grupa miała pecha, że tworzyła w Stanach – tam te dźwięki nie trafiały do nikogo, gdyby ta płyta ukazała się w Europie, była by dziś kanonem, a o zespole wiedziałby każdy przedszkolak… Polecam ją wszystkim amatorom pięknego, aczkolwiek trudnego grania, a dla amatorów wczesnego King Crimson, Yes i Gentle Giant – mus! Oczywiście moim, jak zwykle cholernie subiektywnym zdaniem… ;))