Gdybym miał zestawić dziesięć najlepszych płyt lat osiemdziesiątych to 'Depois Do Fim' na pewno by się tam znalazła. Doskonała pozycja na wieczór przy winie i świecach.
Płyta rozpoczyna się akustyczną gitarą w stylu Al Di Meoli, zastanawiamy się gdzie tu rok progresywny? Ale już po chwili delikatne uderzenia pałeczek w blachy perkusji, piękny flet otwierają nam bramy artrockowej uczty, bo już pierwszy utwór 'Ufo' daje nam przedsmak tego, co będzie się działo dalej.
W drugim utworze 'Smog Alado' gitarzysta Mario Neto (który tak pięknie grał akustyczne dźwięki na początku płyty) pokazuje nam, że nie jest zwykłym gitarowym 'rzemieślnikiem' a artystą najwyższych światowych lotów i gitara elektryczna nie jest Mu obca. W tym numerze poznajemy też głos wokalistki - Jane Duboc, mocny a zarazem pełen ciepła (taka brazylijska Annie Haslam). W 'Miragem' znów świetna gitara, co w połączeniu z pozostałą częścią muzyków daje wspaniały efekt końcowy.
Czwarty utwór to delikatne połączenie perfekcyjnego głosu wokalistki z równie perfekcyjna gitarą akustyczną.
Potem mamy niespełna dwuminutowy przerywnik - 'Cono' z interesującym użyciem akordeonu.
No i dochodzimy chyba do najlepszego numeru na płycie - 'Ultimo Entardecer', tu mamy wszystko co w artrocku najlepsze, zmiany tempa, różne klimaty doskonały wokal i wspaniałe instrumentarium.
Po tej prawie dziesięciominutowej uczcie, znów krótki przerywnik - 'Controversion' o jazzowych inklinacjach, by znów powrócić do pięknego głosu Jane i świetnych solówek Maria w tytułowym utworze płyty - 'Depois Do Fim'.
Ostatni numer - 'Mirante Das Estrelas' to doskonałe połączenie klawiszy z gitarą, jedyną rzeczą która trochę drażni w tym utworze to sztuczność perkusji (ala-ZZ Top).
Mimo tej jednej uwagi polecam wszystkim tę płytę.
Kolejną pyszną płytą którą otrzymałem w ostatniej przesyłce od Jarka jest brazylijski BACAMARTE. Płyta pt DEPOIS DO FIM z 1983 roku. Lata 80-te w moim przekonaniu to absolutny zmierzch klasycznego proga, komercjalizacja gatunku i ogólna katastrofa, więc podchodziłem do niej trochę jak pies do jeża. Łapówka dla kota w postaci mielonej polędwiczki za opuszczenie fotela sprawiła że mogłem się rozsiąść wygodnie i odpalić sprzęt. Piękny , akustyczny początek sprawił że sięgnąłem po okładkę z większym zaciekawieniem& 8 utworów, 38 minut muzyki. Już druga minuta podniosła mi ciśnienie - flet i gitara akustyczna! A potem dołożyli do pieca . Kapitalne połamane rytmy, świetny flet, doskonała gitara i jeszcze lepsze klawisze, piękny bas i świetny , damski wokal& Cudo! Płyta brzmi jakby była nagrana dobre 10 lat wcześniej, nie ma śladu komercji ! Utwory trochę w stylu PFM z najlepszego okresu, z delikatną domieszką Earth & Fire i latimerowską gitarą.. Dokopałem się do maila od Jarka - napisał tak - Chyba najlepsza brazylijska płyta progowa. Mimo późnej daty nie ma nic wspólnego z neo-progiem - styl bliski włoskim grupom z lat 70- typu PFM i trochę Camel. Trafił w sedno ! (pozdrawiamy, bo zagląda na nasz ProgRock...) Niestety nie słyszałem zbyt wielu brazylijskich grup, na półkach mam zaledwie kilkanaście sztuk, ale BACAMARTE jest zdecydowanie najlepszą z nich. Zacząłem grzebać w necie i już wiem że kapela została założona przez Mario Neto. Pierwszy skład powstał w 1974 roku, jednak wkrótce potem uległ rozwiązaniu. Neto powrócił do nazwy w 1977 roku. Na nowo sformował zespół, który w 1978 r. nagrał materiał który właśnie podnosi mi tętno&. Nagrania te, przez 4 lata nie ujrzały światła dziennego. Neto obawiając się nieprzychylnego przyjęcia, spowodowanego wzrostem popularności muzyki disco, postanowił wstrzymać się z wydaniem. Dopiero w 1982 roku, po namowie przyjaciela, przedstawił nagrania w lokalnym radiu. Zaprezentowana muzyka spotkała się z uznaniem publiczności. Sam album został wydany na początku 1983 r i odniósł nieprawdopodobny sukces. Na podstawie ocen użytkowników portalu Progarchives.com, jest to obecnie jeden z najważniejszych albumów rocka progresywnego na świecie! Jesteśmy przyzwyczajeni w Europie środkowej do brzmień anglosaskich więc zarówno rock śródziemnomorski jak i południowoamerykański jest dla nas nieco egzotyczny i nie odbieramy wszystkich przekazów duchowych jakie ze sobą niesie ta muzyka. Jednak ten zespół potrafi wzruszyć grając momentami po europejsku. Są na płycie fragmenty przepiękne, niemal ocierające się o doskonałość, nawiązujące do największych dokonań rocka symfonicznego. Są wspaniałe partie fletu wzbogaconego gitarą i klawiszami, jest dobra sekcja rytmiczna i świetna wokalistka, czyż można obok tego przejść obojętnie? Nie można ! Polecam tą płytę wszystkim a zwłaszcza tym którzy lubią spojrzeć poza bezpieczne granice naszego kontynentu - ta wycieczka do Brazylii może być jedną z ważniejszych w naszym życiu...
Aleksander Król piątek, 11, luty 2011 17:02 Link do komentarza