2. Nomad (8:05)
3. Sirocco Chase (7:16)
4. Col De L'Iseran (8:12)
5. Aurora (7:27)
6. City (8:08)
Czas całkowity: 47:17
Ryuji Yonekura (instrumenty klawiszowe)
Takayuki Asada (perkusja)
Yukio Iigahama (gitara basowa)
Katsumi Yoneda (gitary)
1 komentarz
-
Kiedyś miałem wątpliwości na temat tego, jak wygląda współczesna prog rockowa scena w Japonii i czy w ogóle takowa istnieje. Zawsze myślałem, że powinna takowa działać, przecież w latach siedemdziesiąt prog miał się w Japonii, bardzo dobrze i musieli zaistnieć jacyś spadkobiercy tamtejszej sceny. A jeszcze przecież Japończycy mają dostęp do wielu progowych płyt, o które w Europie nie tak łatwo.
Rafał Ziemba niedziela, 03, maj 2009 16:47 Link do komentarza
I nagle w moje ręce wpadła płyta zespołu TEE.
TEE to prawdopodobnie skrót od The Earth Explorer, a nie jak mogło by się wydawać angielskie słowo 'herbata'.
Nie uszło mojej uwadze, że TEE zdobywa świetne recenzje na całym świecie. Cóż z tego - wiele nie lubianych przeze mnie kapel takie recenzje zbiera. Ale co mnie bardziej zaciekawiło, to informacja, że TEE początkowo, pod trochę zmienioną nazwą był cover bandem. I wykonywał covery na przykład PFM i Area! W dodatku kolejne informacje głoszą, że na płycie dominuje brzmienie fletu. Czyli wszystkie składniki które powinny uszczęśliwić mnie, jako słuchacza i recenzenta wydają się być spełnione.
Tak też jest w istocie.
Na płycie znajduje się 6 długich numerów, które przy dobrej woli słuchacz, można by określić, jako tradycyjny prog. Najbliższy wczesnemu Camelowi chyba. Ale, też bardziej zawirowany... może po kolei.
Cały album to podróż. Nie jak w przypadku Triany (uwaga - będzie złośliwość:)), podróż po Twoim życiu, a po prostu podróż. Po różnych zakątkach świata, którego mapę znajdujemy w książeczce płyty. Jest to taki lekko zniekształcony obraz dzisiejszej ziemi.
Rozpoczynamy od terenów północnej Europy, choć dźwięki jakie zespół serwuje nam w utworze L'oiseau Bleu (Trans Europ Express) są bardzo pogodne i ciepłe. Właśnie takie Camelowe, z okresu Mirage, a może bardziej, ze Snow Goose, gdyż TEE nie umila nam życia tekstem śpiewanym. Jeśli pojawiają się wokalizy, to nie maja nam one nic konkretnego do przekazania i traktowane są jako kolejny instrument. Utwór nie nuży wcale, a podobne partie fletu słyszałem już w tym roku, na ostatniej płycie norweskiego Wobbler. Nie udaje się też chłopcom uciec od neo proga, ale to taki Marillionowy neo prog i trawię go bez problemu. Zresztą, słychać go i tak tylko w partiach klawiszy.
Następnie przemieszczamy się tym Camelowym pociągiem... czy też może już na grzbiecie samego wielbłąda, na terytorium Chin wraz z utworem Nomad. Jesteśmy świadkami prawdziwie progowej uczty. Od orientalizmów, przez cudowny, balladowy fragment z gitarą akustyczną, fletem i bardzo ładnymi klawiszowymi plamami gdzieś w tle. W tym momencie cały neo prog gdzieś się schował, i powróciły lata siedemdziesiąte. Co prawda, Marillion znów się odzywa za chwilę i to mocno, ale to jakby słuchać Script For A Jester's Tear z dodatkową partią fletu...przez co w zasadzie wychodzi z tego bardziej Genesis:) Na koniec wracamy jeszcze do melodii znanej z początku, podczas której gitarzysta raczy nas solówką. Niestety, wydaje mi się, że ma trochę zbyt wyostrzone i wysokie brzmienie gitary, przez co sporo dźwięków, które wygrywa podczas popisów niknie w szumie talerzy i dźwiękach fletu.
Sirocco Chase zabiera nas gdzieś do Honolulu. Tym razem już od samego początku gitarzysta zasypuje nas swymi Latimeryzującymi solówkami. Co bardzo mu się oczywiście chwali. Przy okazji nasunęła mi się mała dygresja... jak to jest, że w zespole, w którym na pierwszym planie słychać flet, flecista nie skomponował żadnego z utworów? Zapewne jest to wytłumaczalne, ale dość osobliwe. Ale nie ważne. Utwór rozwija się pięknie, słychać nawet zamiłowanie grupy, do grania tańców. Nie takich z przytupem, tylko ze stylem i gracją. Muszę też pochwalić sekcję rytmiczną. Szczególnie basistę, który lubi się wysunąć trochę ze schematu i zagrać jeden dźwięk więcej niż wydawało by się to potrzebne.
Po siedmiu minutach trafiamy na linię Kazachstan-Mongolia. Col de L'Iseran choć przedstawia Mongolię w zbyt optymistycznym chyba świetle, jest najlepszym utworem na płycie. Już na samym początku pojawia się wyczekiwana wokaliza (tu w formie chóru), mamy też piękną partię gitary akustycznej i fletu oraz klawikordu (o ile mnie słuch nie myli). Po czym znów robi się Genesisowo, tylko, że w rytmie z '39 Queenu:). Folkowo bardzo się zrobiło. A ja jeszcze cały czas czekam, na te bardziej odjechane fragmenty. Gdzieś musi zaistnieć inspiracja Areą. Choć nawet nie tyle tego oczekuję, co mam nadzieję, że podczas tej podróży natrafię na fusion.
Aurora przerzuca nas na Antarktykę. Ale dalej jest bardzo ciepło i spokojnie. Aż za ładnie momentami:) Niestety, w tym utworze zespół osiągnął trochę przez przypadek funkcję muzyki tła. Bo bardzo sympatyczne jest to co grają w tej chwili... tylko właśnie 'sympatyczne' i nic po za tym. Trochę przypomina ten numer klimat z płyty On An Island Gilmoura.
Ostatni przystanek to city. Gdzieś na wschodzie Ameryki Północnej. I wreszcie jest fusion. Pojawia się na początku, choć później zostaje rozmyty przez klawisze i flet, ale powraca w środkowej części, za sprawą basu i właśnie... fletu:). Nie spodziewałem się tego, gdyż TEE to jednak zespół skoncentrowany na melodie, i skoro te wychodzą im najlepiej, to może faktycznie, niech nie szukają tożsamości gdzie indziej. Fusion pozostaje do samego końca. Czyżby panowie chcieli przez chwilę poudawać Ain Soph, który jest chyba niedoścignionym wzorem, jeśli chodzi o ten gatunek?
The Earth Explorer sprawia mi wielką przyjemność. Może za mało badają różne rejony muzyczne, na co mogła by wskazywać nazwa, ale grają i tak bardzo fajnie. Ogrom melodii, nie pozwala na wyłapania wszystkich od razu i powoduje, ze wraca się do tej płyty. Wiadomo, że w latach siedemdziesiątych były lepsze zespoły... Gdyby to była płyta z tamtego okresu, postawił bym pewnie solidną czwórkę. Czuję się jednak w obowiązku, aby promować młode kapele, które czerpią z najlepszych źródeł i robią to dobrze. Dlatego stawiam 4,5 i czekam, co też TEE pokaże na następnym albumie.
4,5/5 - na zachętę:)
Albumy wg lat
Recenzje Rock Symfoniczny
- Wobbler to, obok Airbag, jeden z najbardziej znanych zespołów wydających… Skomentowane przez Gabriel Koleński Dwellers Of The Deep (Wobbler)
- Miłośników brzmień z lat 70-tych wciąż nie brakuje, choć obawiam… Skomentowane przez Gabriel Koleński Devillusion (White Kites, The)
- Karfagen to ukraiński zespół założony w 1997 roku przez multiinstrumentalistę,… Skomentowane przez Szymon Chwalczuk Birds of Passage (Karfagen)
- Klasyczny rock progresywny z elementami symfonicznymi nie jest obecnie najbardziej… Skomentowane przez Gabriel Koleński Fragments Of The 5th Element (Magic Pie)
- Przedsmak nowej epoki? Płytowy come back dla zespołu z niemal… Skomentowane przez Mikołaj Skorupski The Prelude Implicit (Kansas)
- Istnieje grupa takich zespołów, które tworzą dobrą muzykę, występują, dają… Skomentowane przez Gabriel Koleński The Slow Rust Of Forgotten Machinery (Tangent, The)
- Nie ukrywam, że o projekcie Anderson/ Stolt dowiedziałem się w… Skomentowane przez Gabriel Koleński Invention of Knowledge (Anderson/Stolt)
- Rok 2014. Dużo mówiło się o nowym albumie Yes. Gdy… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Heaven & Earth (Yes)
- Nikomu nie znane, przykurzone płyty. Zapomniane zespoły jednej płyty. Bywa… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Arachnoid (Arachnoid)
- O albumach Wakemana z reguły nie sposób powiedzieć złego słowa.… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Piano Vibrations (Wakeman, Rick)
- Rick Wakeman został umieszczony na drugim miejscu najlepszych rockowych klawiszowców… Skomentowane przez Edwin Sieredziński No Earthly Connection (Wakeman, Rick)
- Pamiętam, jak swego czasu wyszukaliśmy informacje o pseudonaukowym poglądzie dotyczącym… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Journey to the Centre of the Earth (Wakeman, Rick)
- Jak powiadał główny bohater opowiadania Terry'ego Pratcheta "Wirujące kręgi nocy",… Skomentowane przez Edwin Sieredziński The Six Wives of Henry VIII (Wakeman, Rick)
- Skojarzenie rocka symfonicznego ze sceną brytyjską wydaje się per se… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Reviure (Atila)
- W tym roku Traumhaus wziął się za swoje poprzednie wydawnictwa… Skomentowane przez Gabriel Koleński Die Andere Seite (Traumhaus)
- Pierwsze dźwięki i… uśmiech na mojej twarzy. Obecnie tworzona muzyka… Skomentowane przez Paweł Caniboł Ode To Echo (Glass Hammer)
- Sięgnąłem na półkę po dawno nie słuchaną płytę, aby sprawdzić… Skomentowane przez Konrad Niemiec Tales From Topographic Oceans (Yes)
- Traumhaus, jak łatwo się domyślić, pochodzi z Niemiec i coraz… Skomentowane przez Gabriel Koleński Traumhaus (Traumhaus)
- Każdy miłośnik muzyki ma kilku wykonawców od których oczekuje tylko… Skomentowane przez Paweł Tryba Songs From November (Morse, Neal)
- Z cyklu „letnie rozczarowania”. Tryptyku część pierwsza. Tak się jakoś… Skomentowane przez Michał Jurek Heaven & Earth (Yes)
- Jedynym minusem tego wydawnictwa jest to, że zawiera tylko dwa… Skomentowane przez Krzysztof Pabis Love Songs (White Kites, The)
- Na świecie jest tylko kilka zespołów, które potrafiły na współcześnie… Skomentowane przez Krzysztof Pabis Missing (White Kites, The)
- Jaką muzykę może grać zespół o nazwie Fatal Fusion? Fatalne… Skomentowane przez Gabriel Koleński The Ancient Tale (Fatal Fusion)
- DTS / DVD-AUDIO 5.1 O tej wersji wydanej właśnie w… Skomentowane przez Konrad Niemiec Close to the Edge (Yes)
- Zespół Trion, czego można łatwo się domyślić z samej nazwy,… Skomentowane przez Paweł Caniboł Tortoise (Trion)
- Pierwszy album w dyskografii Yes ma wszystkie cechy płytowego debiutu:… Skomentowane przez Michał Jurek Yes (Yes)
- Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, iż… Skomentowane przez Gabriel Koleński Desolation Rose (Flower Kings, The)
- Są płyty, których słucha się ze swoim nabożeństwem od pierwszych… Skomentowane przez Amethis Das Geheimnis (Traumhaus)
- Ta recenzja jest inna od wszystkich, które do tej pory… Skomentowane przez Michał Jurek The Snow Goose (Re-recording) (Camel)
- Pewien malarz postanowił namalować świat w idealnych barwach. Postanowił wyjść… Skomentowane przez Krzysztof Baran Le ver dans le fruit (Nemo)