2. Someday (5:06)
3. Grand Canyon (16:54)
4. Ritt Mickley (5:58)
5. Credo (18:08)
Czas całkowity: 51:16
- Lee Jackson / bass, guitar, cello, vocals
- Brian Davison / drums, percussion
1 komentarz
-
Refugee był zespołem-efemerydą, założonym w styczniu 1974 roku przez panów Lee Jacksona i Briana Davisona, czyli sekcję rytmiczną The Nice, oraz człowieka, który nigdzie na dłużej miejsca nie zagrzał (i muzycznie, i życiowo), czyli pianistę Patricka Moraza. Mimo że zespół rozpadł się, zanim jeszcze na dobre zaczął działać, to pozostawił po sobie jedną z ważniejszych progresywnych płyt lat 70.
Michał Jurek czwartek, 29, lipiec 2010 17:08 Link do komentarza
Refugee to przede wszystkim obraz niezwykłych umiejętności Moraza. Płyta brzmi bardzo bogato, bowiem pan Patrick gra chyba na wszystkich ówcześnie dostępnych instrumentach klawiszowych. I to jak gra! Na otwarcie mamy Motylka, który wyraźnie nawiązuje do Lotu trzmiela Nikołaja Rimskiego-Korsakowa. Ten sam pomysł, równie genialne wykonanie. Po tym dość figlarnym początku następuje już bardziej poważne Someday, w którym pan Lee obiecuje, że któregoś dnia wsiądzie do pociągu byle jakiego, a wtedy ta niecna kobieta pożałuje ;-). Całkiem fajne nagranie (klawisze!), choć Lee Jackson wybitnym wokalistą nie jest i to, niestety, słychać.
Ale nic to, bo oto mamy szesnastominutowy Wielki Kanion, opus magnum grupy. Jest tu wszystko, co każda progresywna suita powinna mieć. Podniosłe intro i powoli budowane napięcie na instrumentach klawiszowych są tylko przygrywką do szalonego lotu przez kanion. Patrick Moraz gra po prostu fenomenalnie, ile mu dodatkowych rąk wyrosło, nie chcę nawet zgadywać. I pomyśleć tylko, że na początku swojej zawodowej drogi był dyrektorem wykonawczym w firmie naftowej... Sekcja rytmiczna również nie odstaje, a nerwowa pulsacja basu i perkusji przygotowuje nas do szalonych powietrznych ewolucji. Gdyby ktoś jeszcze nie wczuł się w klimat, to wokalista tłumaczy łopatologicznie, że, nieprawdaż, jako ten orzeł przez kanion i w ogóle... Jestem może nieco zgryźliwy, ale to dlatego, że śpiew Jacksona nie współgra mi z piękną muzyką. Mogli panowie znaleźć jakiegoś rasowego wokalistę. Wszystko rekompensują wspomniane już szalone pasaże Moraza, który rozkręca się na dobre w okolicy 11 minuty. Zaiste, 4 i 5 część Wielkiego kanionu to największe perły na tej płycie. Trzeba posłuchać!
Chwilę wytchnienia daje Ritt Mickley, żart słowny i muzyczny Moraza (ponoć w ten sposób pan Patrick wymawiał angielskie 'rhythmically'). Ale proszę, niech każdy band nagrywa takie jazzujące żarty! Brzmi to świetnie, instrumenty klawiszowe rządzą (klawinet, melotron, nieco Hammonda), a sekcja rytmiczna je mężnie wspomaga. Nagranie nieźle buja, podsypane szczyptą funky.
I tak docieramy do drugiej na płycie suity Credo, trwającej 18 minut. No cóż, znowu pomarudzę, że z lepszym wokalistą i tak dalej... Ale muzycznie jest świetnie. Po instrumentalnym wstępie pan Jackson dzieli się refleksjami na temat życia i śmierci, i muszę przyznać, że tekstowo to chyba najlepsza część płyty. Ale to, co robi Moraz, przerasta wszelkie wyobrażenie. Monumentalne brzmienie instrumentów klawiszowych wbija w podłogę, a szybkość z jaką przeplatają się poszczególne pasaże, przyprawia o ból głowy (zwłaszcza w części 5, burzliwym Agitato i w wariacyjnej części 7). Brak po prostu słów, by opisać bogactwo rytmu i melodii, aż dziw, że nie eksplodowały organy Katedry Św. Albana (ale nie doktora ;-)), na których nagrywano część partii.
Debiut Refugee to niedoceniona płyta niedocenionego zespołu. W chwili wydania przeszła bez echa, a zespół po zagraniu kilku koncertów się rozpadł. Lee Jackson i Davis dali sobie spokój z graniem praktycznie aż do reaktywacji The Nice, a Moraz już w sierpniu 1974 roku wytransferował się do Yes, a później do The Moody Blues, ale to już inna bajka. Refugee pozostaje fascynującym świadectwem współpracy tria i zarazem obowiązkową pozycją na półce każdego miłośnika rocka progresywnego. Kanon, i tyle...
5/5
Albumy wg lat
Recenzje Rock Symfoniczny
- Wobbler to, obok Airbag, jeden z najbardziej znanych zespołów wydających… Skomentowane przez Gabriel Koleński Dwellers Of The Deep (Wobbler)
- Miłośników brzmień z lat 70-tych wciąż nie brakuje, choć obawiam… Skomentowane przez Gabriel Koleński Devillusion (White Kites, The)
- Karfagen to ukraiński zespół założony w 1997 roku przez multiinstrumentalistę,… Skomentowane przez Szymon Chwalczuk Birds of Passage (Karfagen)
- Klasyczny rock progresywny z elementami symfonicznymi nie jest obecnie najbardziej… Skomentowane przez Gabriel Koleński Fragments Of The 5th Element (Magic Pie)
- Przedsmak nowej epoki? Płytowy come back dla zespołu z niemal… Skomentowane przez Mikołaj Skorupski The Prelude Implicit (Kansas)
- Istnieje grupa takich zespołów, które tworzą dobrą muzykę, występują, dają… Skomentowane przez Gabriel Koleński The Slow Rust Of Forgotten Machinery (Tangent, The)
- Nie ukrywam, że o projekcie Anderson/ Stolt dowiedziałem się w… Skomentowane przez Gabriel Koleński Invention of Knowledge (Anderson/Stolt)
- Rok 2014. Dużo mówiło się o nowym albumie Yes. Gdy… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Heaven & Earth (Yes)
- Nikomu nie znane, przykurzone płyty. Zapomniane zespoły jednej płyty. Bywa… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Arachnoid (Arachnoid)
- O albumach Wakemana z reguły nie sposób powiedzieć złego słowa.… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Piano Vibrations (Wakeman, Rick)
- Rick Wakeman został umieszczony na drugim miejscu najlepszych rockowych klawiszowców… Skomentowane przez Edwin Sieredziński No Earthly Connection (Wakeman, Rick)
- Pamiętam, jak swego czasu wyszukaliśmy informacje o pseudonaukowym poglądzie dotyczącym… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Journey to the Centre of the Earth (Wakeman, Rick)
- Jak powiadał główny bohater opowiadania Terry'ego Pratcheta "Wirujące kręgi nocy",… Skomentowane przez Edwin Sieredziński The Six Wives of Henry VIII (Wakeman, Rick)
- Skojarzenie rocka symfonicznego ze sceną brytyjską wydaje się per se… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Reviure (Atila)
- W tym roku Traumhaus wziął się za swoje poprzednie wydawnictwa… Skomentowane przez Gabriel Koleński Die Andere Seite (Traumhaus)
- Pierwsze dźwięki i… uśmiech na mojej twarzy. Obecnie tworzona muzyka… Skomentowane przez Paweł Caniboł Ode To Echo (Glass Hammer)
- Sięgnąłem na półkę po dawno nie słuchaną płytę, aby sprawdzić… Skomentowane przez Konrad Niemiec Tales From Topographic Oceans (Yes)
- Traumhaus, jak łatwo się domyślić, pochodzi z Niemiec i coraz… Skomentowane przez Gabriel Koleński Traumhaus (Traumhaus)
- Każdy miłośnik muzyki ma kilku wykonawców od których oczekuje tylko… Skomentowane przez Paweł Tryba Songs From November (Morse, Neal)
- Z cyklu „letnie rozczarowania”. Tryptyku część pierwsza. Tak się jakoś… Skomentowane przez Michał Jurek Heaven & Earth (Yes)
- Jedynym minusem tego wydawnictwa jest to, że zawiera tylko dwa… Skomentowane przez Krzysztof Pabis Love Songs (White Kites, The)
- Na świecie jest tylko kilka zespołów, które potrafiły na współcześnie… Skomentowane przez Krzysztof Pabis Missing (White Kites, The)
- Jaką muzykę może grać zespół o nazwie Fatal Fusion? Fatalne… Skomentowane przez Gabriel Koleński The Ancient Tale (Fatal Fusion)
- DTS / DVD-AUDIO 5.1 O tej wersji wydanej właśnie w… Skomentowane przez Konrad Niemiec Close to the Edge (Yes)
- Zespół Trion, czego można łatwo się domyślić z samej nazwy,… Skomentowane przez Paweł Caniboł Tortoise (Trion)
- Pierwszy album w dyskografii Yes ma wszystkie cechy płytowego debiutu:… Skomentowane przez Michał Jurek Yes (Yes)
- Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, iż… Skomentowane przez Gabriel Koleński Desolation Rose (Flower Kings, The)
- Są płyty, których słucha się ze swoim nabożeństwem od pierwszych… Skomentowane przez Amethis Das Geheimnis (Traumhaus)
- Ta recenzja jest inna od wszystkich, które do tej pory… Skomentowane przez Michał Jurek The Snow Goose (Re-recording) (Camel)
- Pewien malarz postanowił namalować świat w idealnych barwach. Postanowił wyjść… Skomentowane przez Krzysztof Baran Le ver dans le fruit (Nemo)