Chimera

Oceń ten artykuł
(4 głosów)
(1974, album studyjny)
1. Morpheus [11.29]
2. 12 Tone Nostalgia [8.23]
3. Song For Witches [19.56]

Bonus track

4. The Opening [7.03] recorded 1990
- Duncan Mackay  (  vocals, piano, Hammond B3 organ, Denon electric piano, clavichord, ARP synthesizer )
- Gordon Mackay  (  violin, electric piano, piano )
- Mike Gray  ( drums )
Więcej w tej kategorii: Score »

1 komentarz

  • Rafał Ziemba

    Przy okazji recenzowania rożnych płyt, przychodzą mi do głowy też różne problemy, nie do końca związane z muzyką. Tym razem, zacząłem sobie rozmyślać o problemie narodowości.
    Jest sobie mianowicie na świecie czasami tak, że czasami niektóre nacje starają się przechwycić sobie pewnych ludzi i uważają ich za swoich. My mieliśmy Czesława Niemena i Mickiewicza, a Republika Południowej Afryki - Duncana Mackay. Nie wiem, czy to wynika z braku własnych, zdolnych jednostek... przecież w żadnym kraju ich chyba nie brakuje. W każdym razie dzieje się tak i już.

    Duncan Mackay nie urodził w RPA lecz w Wielkiej Brytanii. Złożyło się tak jednak, że wraz z rodzicami przeniósł się do Afryki, gdzie nagrał swój pierwszy solowy album. Czy to uprawnia ten kraj do przywłaszczenia sobie artysty? Być może tak jest. Zostawmy już tę kwestię.

    W 1974 roku w RPA rock progresywny już troszkę podupadał. Zarówno Freedoms Children, Hawk, Abstract Truth czy McCully Workshop najlepsze lata mieli już za sobą. Pojawienie się więc Duncana wraz z albumem Chimera było bardzo potrzebne.

    W zasadzie nie mam co tu kryć. Płyta jest świetna. Pewnie wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale według mnie, dorównuje ona dziełom Emerson, Lake and Palmer a czasami nawet je przewyższa. Zdarza się tak, że uczeń prześcignie mistrza prawda?
    ELP ma jedną zasadniczą wadę. Ich potężne umiejętności jako instrumentalistów nie przekładały się na umiejętności kompozytorskie. Pomimo całej czci i szacunku należy to powiedzieć - brak im było pomysłów na ciekawe melodie. Duncan na swym debiutanckim albumie tymi pomysłami aż kipi.

    Na krążku mamy trzy długie kompozycje. A w zasadzie dwie długie i jedną bardzo długą.

    Pierwsza z nich to 'Morpheus' i jest naprawdę znakomity. Brzmienie organów Hammonda oraz syntezatorów dominuje. Wokal nie jest wybitny, ale jak to mówią 'daje radę'. Natomiast melodie które się pojawiają są zupełnie odlotowe. Od bardzo chwytliwych, przez folkowe, jazzowe i stricte rockowe. Czasami nawet mignie psychodelia spod znaku Gandalf. Wbrew tytułowi numer wcale nie zachęca do spania, a wręcz pobudza i te jedenaście minut zlatuje nie wiadomo kiedy.
    '12 Tone Nostalgia' to tytuł jakiego pozazdrościć by mógł każdy bluesman. Zresztą jak nie trudno się domyśleć kompozycja utrzymana jest właśnie w takim smutnym stylu. Mamy tu zarówno próbkę brzmienia a'la organy kościelne jak i elementy bluesa, których możemy uświadczyć na początku nagrania. Później następuje już zwykły klawiszowy atak, co zbliża tę kompozycję do twórczości ELP. Pojawiają się też elektryczne skrzypce przez chwilkę. Bardzo ciekawa i eklektyczna całość, w której niestety nie znalazło się miejsce na wokal. Gdy słucham tego nagrania cała masa nazw zespołów kołacze mi się po głowie, że przytoczę tylko Arzachel, Beggars Opera (w stylu z debiutu) czy właśnie Emerson, Lake and Palmer.
    Ostatnią i najdłuższą zarazem kompozycją na Chimera jest 'Song For Witches', która trwa prawie dwadzieścia minut.
    Rozpoczynają ją odgłosy burzy, a potem mkniemy dalej w muzyczną podróż w stylu, który skrystalizował się nam w zasadzie już po pierwszym utworze. Ponieważ tytuł do czegoś zobowiązuje muzyka jest z jednej strony trochę szalona i skoczna, z drugiej ponura i tajemnicza. Dość nietypowy skład jak na rock (dwie osoby grające na instrumentach klawiszowych i skrzypcach oraz perkusista), stworzyły bardzo rockową całość. Choć bardzo elektroniczną. Ale jakże progresywną - ciągle i często niespodziewane zmiany tempa i melodii oraz bardzo jawne inspiracje bogami klawiatury - Wakemanem i Emersonem. Znajdziemy tu jednak bardziej przebojowe kompozycje, ciekawsze i wciągające. Nie brnące w niepotrzebny patos, chaos i zauroczenie własnymi umiejętnościami jak to bywa w przypadku słynnych wirtuozów.

    W sekcji bonusowej mamy jeszcze 'The Opening', który nie ubarwia albumu i jest tu dodany trochę niepotrzebnie. Nie to, żeby to był aż tak zły numer. Nie jest tragiczny, ale i nie jest najlepszy. Nikt by nie ucierpiał gdyby go tu nie było, bo po co komu na albumie z 1974 roku nagranie z 1990? Ale rozumiem, że taka to polityka firm jest teraz, żeby wypełniać płyty po brzegi i takimi bonusami uatrakcyjniać albumy. Tylko że niektóre, tak jak Chimera niestety na tym tracą.

    Sam album jest świetny i należy mu się bardzo wysoka nota. A co się stało z samym Duncanem? Otóż ten nieznany u nas zupełnie muzyk wrócił do Wielkiej Brytanii i tam nagrywał wraz z Kate Bush, Camel czy Budgiee. Nieźle prawda?

    4,5/5

    Rafał Ziemba niedziela, 14, luty 2010 19:12 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Symfoniczny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.