Four Moments

Oceń ten artykuł
(16 głosów)
(1975, album studyjny)
1. Four Moments [1 Glories Shall Be Released (6:40)
2. Dawn of Our Sun (5:06)
3. Journey Through Our Dreams(6:43)
4. Everything Is Real (2:09)
5. Rosanna (5:59)
6. Openings (13:01)

Czas całkowity: 39:38
- Mario Millo / vocals, guitar, mandoline
- Toivo Pilt / keyboards, mellotron
- Alex Plavsic / drums, percussion
- Peter Plavsic / bass
Więcej w tej kategorii: Windchase »

1 komentarz

  • Aleksander Król

    Ponieważ stosunkowo rzadko dociera do nas coś fajnego ze sceny australijskiej, myślę że przybliżenie wszystkim wspaniałego Sebastiana Hardie'go jest niemal obowiązkiem. Na trop kapeli trafiłem jakieś 9-10 lat temu w Szwecji. Przebywała tam dość liczna grupa Australijczyków, z którą szybko nawiązałem dość bliską znajomość. Ich ogromne niezadowolenie wzbudzał fakt, że ogólnodostępne piwa w Szwecji mają śladowe ilości alkoholu. Wymieniliśmy grzecznościowe uwagi na temat pomysłu 'wychowania w trzeźwości' po czym podzieliłem się z nimi moimi zapasami złotego płynu które to poczyniłem jeszcze na promie, wiedząc o tej dziwnej przypadłości Skandynawów. Opłaciło się. Spędziliśmy cały wieczór bez końca rozmawiając na temat muzyki i muzycznych różnic pomiędzy Europą a Australią. Wtedy poznałem i skrzętnie zapisałem nic mi nie mówiące nazwy: Kahavas Jute, Tamam Shud, Twilights, Cleves, Coloured Balls, Fanny Adams, Master's Apprentices, Pirana, Sebastian Hardie, Spectrum, Aztecs, Bakery i Blackfeather. Oczywiście rozmawialiśmy o tym nieco ambitniejszym rocku, a latami osiemdziesiątymi moi współbiesiadnicy prawie się brzydzili. Z polskich rzeczy znali Niemena, Exodus i TSA - bo to dla nich takie europejskie AC/DC (no tak, to przecież ich 'narodowy' zespół). Oni też notowali polskie nazwy: SBB, Breakaut, Test, Budka Suflera, Laboratorium. Zapiski z tej nocy przegoniły mnie po sztokholmskich sklepikach płytowych, ale niewiele wskórałem. Wreszcie w jednym 'wydłubałem' Tamam Shud i Fanny Adams mocno zadziwiając brodatego Szweda, który był pewien, że te pozycje pozostaną stałym elementem dekoracji jego sklepiku. O reszcie mogłem tylko pomarzyć. Teraz mam już większość tych grup na półkach, głównie dzięki doskonałemu sklepikowi w... Warszawie!

    Żeby nie być posądzanym o kryptoreklamę nie zdradzę adresu, ale myślę że wielbiciele staroci doskonale wiedzą, o którym sklepie mowa. Tam też zdobyłem płytkę, którą Australijczycy wychwalali chyba najbardziej - Four Moments grupy Sebastian Hardie. Przyznaję - płyta jest znakomita! Nagrana w 1975 roku zdobyła w Australii ogromną popularność. Była to chyba najlepsza australijska formacja uprawiająca tzw. symfoniczny prog. Muzycznie jest to pomieszanie Pink Floyd z Genesis i Camelem. Tytułowe Four Moments to przeszło dwudziestominutowa suita składająca się z czterech części -
    1 - Glories Shall Be Relased (6:40)
    2 - Dawn of Our Sun (5:06)
    3 - Journey Through Our Dreams (6:43)
    4 - Everything is Real (2:09)

    Faktycznie, pachnie tu starym Camelem, a utwory są zaaranżowane z genesisowskim rozmachem. Do tego dochodzi doskonała gitara hacketowsko-gilmourowska i wspaniałe klawisze. 1975 rok to już syntezatory, ale tu jednocześnie nie zrezygnowano z klasycznych Hammondów i absolutnie genialnego melotronu, które cały czas 'mruczą' w tle. Wokalu jest nie za dużo, a jeśli się pojawia to jest fajnie wkomponowany. Druga strona czarnej płyty, a na cd utwory 5 i 6, to kawałki instrumentalne z gitarą w roli głównej. Sześciominutowa Rosanna i trzynastominutowy Openings to takie dwa brylanciki w przepięknej australijskiej kolii. Każdy instrument zasługuje na pochwały - o gitarze już pisałem, dodam tylko, że gra na niej Mario Millo (również śpiewa) i ma niesamowity talent do pięknych melodii. Nieczęsto się zdarza wysłuchać na jednej płycie tyle ciekawych, pięknych i niezwykle melodyjnych solówek. Basista Peter Plavsic również gra bardzo melodyjnie. Bas jest instrumentem którego rola w zespole jest bardzo niewdzięczna - prawie nikt go nie słucha, robi tylko tła i współpracuje z perkusją. Klasę basisty poznajemy po tym, że wyłapujemy jego grę i wsłuchujemy się w nią - a tak jest w przypadku Petera. W spokojniejszych fragmentach ten gość gra na basie mini solówki! Niesamowite! Na perkusji brat Petera - Alex Plavsic - również znakomity od początku do końca. Na klawiszach Toivo Pilt - mistrz nastroju, malarz dźwięku... W swoim arsenale ma: Moog, mellotron, piano i hammond. Czyż może istnieć lepszy zestaw?

    Wszyscy miłośnicy naszego (czyli europejskiego) znanego i kochanego Wielbłąda będą zachwyceni. A ci co nie znają - MUSZĄ odrobić zadanie domowe i poznać. Naprawdę warto!

    Aleksander Król czwartek, 10, marzec 2011 09:58 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Symfoniczny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.