Routes Roots

Oceń ten artykuł
(0 głosów)
(2011, album studyjny)
1. Routes 
2. A Valentyne 
3. Signing Contracts In The Dark 
4. Touch Of Fire
5. Conversations 
6. Fishakka
7. Born In Eternity Time 
8. Thanks For Having Me
9. Sideways
10. In Dreams 
11. Boogaloo
12. A Last Dance 
13. Roots
Dave Greenslade: keyboards

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Takich płyt jest coraz więcej. Nie kupi się ich w sklepie, co najwyżej w necie przez stronę wykonawcy, zaś zasadniczym kanałem ich dystrybucji są koncerty. Nader często jakiś muzyk wchodzący w skład popularnego zespołu, albo też giermkujacy muzykowi sławniejszemu, postanawia ot tak niezobowiązująco coś sobie na boku nagrać. Skromnymi środkami, w niewielkim nakładzie, ze skromną szatą graficzną. Skoro ktoś już poszedł na koncert znanego zespołu i nawet zahaczył o stoisko z płytami, to może i solowymi dokonaniami swoich pupili nie pogardzi, choćby na zasadzie ciekawostki. Ostatnio będąc na koncercie Colosseum (mało powiedziane koncercie - to było Mis-te-rium!) nabyłem dwie takie właśnie płytki - Moving To The Moon Marka Clarke'a i ten oto krążek Dave'a Greenslade'a. Clarke'owi tego typu niskobudżetowy wyskok przystoi, to jego pierwszy solowy album w ogóle. Ale Greenslade? Pomijając prześwietny rozdział pt. Colosseum Dave nagrał przecież całą masę zacnych albumów w pełnym składzie, o bogatym brzmieniu. A tu jest sam jak palec. Tylko Dave i jego syntezatory. Tak, właśnie, oto kolejny kwiatek do kożucha - syntezatory! Jeden z najwybitniejszych hammondzistów w historii prawie całkowicie dał sobie spokój z organami i całą płytę oparł na parapetach. To już jest kryminał!

    Sęk jednak w tym, że ten niewysilony album po prostu mi się podoba. Co ja na to, biedny miś, poradzę? Lubię swing, a Routes Roots na nim właśnie się opiera. Nawet, jeśli wszystko jest wygenerowane przez klawiatury, to słychać że obsługujący je jegomość zna się wybornie na swoim rzemiośle. Płynie sobie jeden za drugim kilkanaście utworów o wyraźnych liniach melodycznych, z nieskrywanymi ciągotami w stronę jazzu. Nie ma sensu wymieniać wszystkich - chłonę tę płytę jako całość. Niezobowiązującą, chwilami może nawet konfekcyjną, ale bardzo przyjemną. Dawno mi się tak dobrze przy żadnym albumie nie wypoczywało. Furda nowomodny ambient, ja wolę bardziej klasyczne brzmienia. Jeśli już czegoś Greenslade'owi nie mogę wybaczyć to tytułu albumu. Sugeruje on jakby podsumowanie bogatej kariery muzyka. Jeśli Dave tak chce zbilansować swoje dokonania, to ja poproszę żeby wrócił do studia i nagrał coś na miarę swoich możliwości (a możliwe, ze moje sugestie nie pozostaną bez echa, bo ponoć reaktywacja grupy Greenslade ma nastąpić w przyszłym roku). Natomiast jako sympatyczny przerywnik pomiędzy ambitniejszymi projektami Routes Roots sprawdza się znakomicie.

    Rozdwojenie jaźni co się zowie - daję dwóję, bo od tego formatu artysty, niezależnie od metryki, mam prawo wymagać więcej. A jednocześnie gorąco zachęcam.

    Paweł Tryba niedziela, 25, wrzesień 2011 21:48 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Symfoniczny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.