Terminal Twilight

Oceń ten artykuł
(13 głosów)
(2011, album studyjny)
1. Hawks Circle the Mountain (7:09)
2.Snowswept (4:12)
3. Kansas Regrets (4:39)
4. Red Leaves (8:39)
5. Floor 67 (9:53)
6. Natasha of the Burning Woods (6:28)
7. Searise (13:10)
8. A Rumour of twilight (2:33)

Czas całkowity 56:43
Jacob Holm-Lupo / guitars
Lars Fredrik Froislie / keyboards
Sylvia Skjellestad / vocals
Mattias Olsson / drums
Ketil Vestrum Einarsen / flutes, woodwinds
Ellen Andrea Wang / bass

Guest musician:
Tim Bowness/vocals (3)
David Lundberg/fender rhodes and wurlitzer (3), orchestration (2)
Michael S Judge/ guitar solo (1)

1 komentarz

  • Krzysztof Baran

    Jednym z moich marzeń jest wybrać się kiedyś do Norwegii. Do krainy niesamowitych kontrastów, czystości i nieskazitelności przyrody, a także nieco tajemniczych gospodarzy i strażników tego wyjątkowego miejsca. Ponieważ póki co nie stać mnie na taką przyjemność, to z ogromnym zainteresowaniem śledzę tamtejszą scenę rocka progresywnego. Scenę, która w nieprawdopodobny sposób oddaje wszystko to, co w Norwegii z jednej strony jest piękne i tajemnicze, a z drugiej surowe i potężne. Zważywszy na ilość mieszkańców tej krainy (mniej niż 5 milionów!) i przełożeniu tego na ilość ciekawych projektów muzycznych, które wyrastają nam w krainie fiordów i lodowych szczytów co roku jak na drożdżach, matematycznie pewnie wyszłaby z tego niezła średnia obywateli, którzy są z zamiłowania muzykami. Z premedytacją napisałem 'z zamiłowania', bowiem norweską scenę rocka kreuje właśnie kultywowanie tradycji i folkloru, a także jednocześnie to, co po prostu w duszy gra mieszkańcom tego kraju od setek lat: miłość do niepowtarzalnego krajobrazu jaki mają na wyciągnięcie ręki oraz respekt przed surowym klimatem, w którym przyszło im żyć. To właśnie z tej wyjątkowej mieszanki dobywa się niezwykły, eteryczny zapach muzyczny, który przynajmniej mnie odurza, działa jak narkotyk.

    Zespół White Willow to formacja niezwykła. Skupia w swym składzie kilku muzyków, którzy na co dzień grają w innych bardziej lub mniej znanych norweskich zespołach. Został założony w połowie lat 90 i na przestrzeni tego czasu wydał kilka albumów, na których kreował swój niepowtarzalny klimat. W przeddzień premiery nowego albumu, który będzie nosił tytuł 'Terminal Twilight' po prostu nie można o nim nie wspomnieć. Od samego początku formację cechowała fascynacja nie tylko mozolnym, zakręconym odgrywaniem rozbudowanych utworów, ale także przekaz tego, co się w tych utworach dzieje. Można rzec, że z każdą płytą do muzyki White Willow wkradało się coraz więcej nordyckich oparów i migawek, które po latach lśnią niczym słońce odbijające się w norweskich fiordach i na szczytach pokrytych lodem gór. Muzykę zespołu cechuje niesamowity rozmach i dbałość o najmniejsze szczegóły, które mają potęgować te obrazy.

    Słów kilka o składzie zespołu. Jak już wspomniałem tworzą go muzycy kilku innych zespołów, ale nie nazwałbym White Willow super-grupą. Łatka ta bowiem kojarzyła mi się zawsze z sukcesem komercyjnym, którego elementem jest min zawartość bardziej złożonych, także progresywnych elementów. Muzyka White Willow sukcesu komercyjnego raczej nigdy nie osiągnie, ale i nie dla niego jest komponowana. Patrząc na historię Białej Wierzby frontalnymi postaciami w zespole są: Jacob Holm-Lupo, główny kompozytor, gitarzysta i klawiszowiec odpowiedzialny także za efekty dźwiękowe, czyli tzw. soundscapes, na co dzień występujący także w zespole The Opium Cartel. Właściwie od zawsze w parze z tym muzykiem w cieniu Białej Wierzby zasiada także obdarzona niesamowitym głosem Sylvia Skjellestad. Jej głos nie tylko jest bardzo ciepły i melodyjny. Ten głos zdaje się być narratorem, głównym bohaterem opowieści skrytej w materiale 'Terminal Twilight'. Obok tej pary mamy także dwóch muzyków, związanych z nieco bardziej znanymi formacjami. Są nimi: perkusista Mattias Olsson związany w przeszłości z Änglagĺrd, jak by nie było jednym z prekursorów współczesnej sceny progresywnej i art.-rockowej w Norwegii. Jest także Lars Fredrik Frřislie, pianista i melotronista z coraz bardziej znanej formacji Wobbler. Za wszelkie piszczałki, i tzw. woodwinds odpowiedzialny jest Ketil Einarsen (Jaga Jazzist, Motorpsycho), natomiast z wielką gitarą basową w zespole występuje kobieta, Ellen Andrea Wang.

    Tym, co przykuwa od samego początku słuchania tej płyty jest jej brzmienie. Niezwykła mieszanka wpływów folkowych, art.-rockowych improwizacji a nawet partii gotyckich popartych potężnym, symfonicznym brzmieniem melotronów i różnej maści klasycznych organów, a także analogowych instrumentów klawiszowych. Kompozycje raz to melodyjne, pełne przestrzeni i melancholii, a za chwilę bardzo tajemnicze, mroczne i duszne. Od pierwszych dźwięków utworu 'Hawks Circle the Mountain' oczyma wyobraźni zobaczymy te zróżnicowane, nordyckie krajobrazy. Z drugiej strony usłyszymy także wyraźną fascynację Genesis z połowy lat 70-tych, tuż po odejściu Petera Gabriela (solo na syntezatorze a'la Banks i gitarowe zagrywki a'la Hackett są wręcz namacalne!). Uwagę przykuwa znakomita gra na perkusji Mattiasa Olssona, a głos Sylvii Skjellestad wprost hipnotyzuje. W drugim utworze (Snowswept) zrobi się bardziej bajkowo. Pojawią się elementy orkiestrowe, potęgujące symfoniczny rozmach, a wraz z nimi gość specjalny na płycie, David Lundberg. Uniesiemy się ku szczytom ośnieżonych gór, w towarzystwie subtelnej, chwilami nieco rozjazzowanej, a za chwilę bardzo atmosferycznej muzyki i (co jest regułą w każdej kompozycji) wspaniałym głosem Sylvii. W utworze numer trzy (Kansas Regrets) wraz z wokalistką White Willow zaśpiewa następny gość specjalny: Tim Bowness, znany ze współpracy ze Stevenem Wilsonem. Zresztą w tej bardzo tajemniczej, rozświetlonej nordyckimi gwiazdami kompozycji czuć ducha No-Man. Pojawia się także flet, którego dźwięk dodaje nutkę morskiej bryzy i crimsonowskiego klimatu. Utwór numer cztery (Red Leaves) to jedna z najbardziej rozbudowanych kompozycji. Powracają fascynacje Genesis, głównie przepięknym klasykiem 'Ripples'. Absolutnym smaczkiem tego utworu są gitarowo-melotronowe pojedynki, pojawiające się w kilku fragmentach. Czas na kolejną rozbudowaną kompozycję (Floor 67). Tym razem będzie bardzo folkowo. Już od samego początku pojawią się subtelne dźwięki fletu, poparte pastelową, rozmarzoną grą gitary i tym razem radosnym śpiewem Sylvii. Utwór jednak w miarę upływu czasu robi się coraz bardziej potężny, tajemniczy a nawet mroczny. Tym razem kłania się fascynacja Änglagĺrd. Ale nie ma w tym nic dziwnego skoro za perkusją zasiada jego perkusista, Mattias Olsson. To właśnie jego instrument nadaje temu utworowi niesamowitej energii. W kolejnej kompozycji (Natasha of the Burning Woods) poznamy Nataszę, zapewne główną bohaterkę tej opowieści i pewnie jedną z widocznych na okładce płyty, przestraszonych i zagubionych w dalekiej, północnej puszczy dziewcząt, które zdają się wzywać S.O.S. zupełnie tak jak urywany, tworzący ten charakterystyczny sygnał, dźwięk fletu. Dużo tu będzie akustycznej gitary a jej subtelna gra utworzy nam wizję duszy naszej bohaterki. Przepiękne, instrumentalne rozwinięcie, poparte akustyczną grą perkusji i pasażami, wyczarowanymi z analogowych instrumentów klawiszowych po prostu zniewalają. Czas na najbardziej rozbudowaną, bo trwającą ponad 13 minut mini-suitę Searise. Rozsiądziemy się w niej nad krawędzią nordyckiego fiordu i spojrzymy przed siebie, w stronę gdzie morze zlewa się z nieboskłonem. Sylvia Skjellestad znów zahipnotyzuje nas swym raz to subtelnym, a za chwilę tajemniczym głosem. To pośród wszystkich znakomitych utworów na tej płycie absolutna perełka. Jak gdyby esencja wszystkiego, co dotąd na płycie się działo. Są gitary, melotrony, analogi, niezwykłe partie akustycznej perkusji a przy nich nordycki mrok i gwałtowne powiewy północnego wiatru, a za chwilę elementy charakterystycznego, skandynawskiego folku. Iście czarująca wymiana klimatów i zarazem nordyckich obrazów. Na uwagę zasługują tu linie basu. Ellen Andrea Wang gra jak natchniona. Podobnie jak Jacob Holm-Lupo wyczarowujący ze swych organów istną symfonię dźwięków. Zwieńczeniem całej tej folkowo-gotycko-symfonicznej i niesamowicie atmosferycznej mieszanki jest finał płyty. Króciutkie, instrumentalne 'A Rumour of Twilight' z akustyczną gitarą i przestrzennym melotronem nakazują się nam rozmarzyć bez reszty i... cóż! Raz jeszcze zaprogramować odtwarzacz na album 'Terminal Twilight'.

    Rok 2011 obfitował w mnóstwo ciekawych wydawnictw. Jednak to, o którym mowa z pewnością jest jednym z tych najbardziej wyjątkowych i niepowtarzalnych. White Willow bowiem gra muzykę, której nie zmącił powiew czasu. To muzyka, którą cechuje skandynawska czystość, ale i surowość. To wielki pokłon ku ogromnym nordyckim szczytom, symbolizującym potężnych prekursorów rockowej symfonii. To morska bryza i leśny zapach żywicy, zamknięte w zjawiskowym głosie Sylvii Skjellestad. Drodzy Skandynawowie! Jak to dobrze, że jesteście i bronicie praw nieskazitelnej czystości. I w przyrodzie, i w folklorze, i w muzyce...
    Absolutna rewelacja i ocena najwyższa z możliwych
    5/5

    Krzysiek 'Jester' Baran

    Krzysztof Baran wtorek, 28, luty 2012 07:43 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Symfoniczny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.