Jedyna płyta solowa Rogera której jestem w stanie słuchać. Inne mi jakoś nie leżą. Choć nawet ta jest za bardzo 'przegadana' i mało na niej muzyki. W zasadzie przez większość utworów muzyka stanowi tło dla tekstu. Ale to już od okresu The Wall taki problem Watersa. I w sumie aż dziwnie jest czasami pomyśleć, że to właśnie ta płyta mogła zostać nagrana pod szyldem Floydów, a nie słynny Mur. Najbardziej dziwi, że taki wybitny skład a płyta nie wybitna. Dobra ale nie wybitna. Super się jej słucha w nocy albo nad ranem. Ale może nudzić. Jestem wyrozumiały i daje 4. Choć i tak jest gorsza od The Final Cut, ale oceniłbym ją wyżej, bo to jednak nie najgorsza płyta Floydów, tylko najlepsza Rogera. Nie ma co oceniać poszczególnych utworów. Jeśli ktoś wie mniej więcej jak Waters komponuje, wie czego się spodziewać. 4/5
Rafał Ziemba czwartek, 06, wrzesień 2007 02:58 Link do komentarza