Często zapatrzeni zbytnio na zachód nie dostrzegamy że na wschodzie,tuż za naszą granicą rodzą się rzeczy wielkie na polu progresywnego rocka. Tego najlepszym przykładem jest zespół Sunchild, który w ostatnich pięciu latach wydał pięć świetnych albumów.
Zanim przejdę do omawiania mojego ulubionego "As Far As The Eye Can See", kilka słów o człowieku który jest liderem grupy (przewodzi też innym, równie interesującym - Karfagen, Hoggwash, Akko), oczywiście mam na myśli Antona Kaługina.
Urodzony na Ukrainie w 1981 roku w Charkowie utalentowany multyinstrumentalista i wokalista , architekt z wykształcenia w minionej dekadzie wraz z w.w. zespołami oraz pod własnym nazwiskiem (płyta "The Water", może trochę odbiegająca od progresywnej estetyki) 14 bardzo udanych albumów, dla których "szuflada" neo-progresywna jest chyba trochę za ciasna? Osoba Kaługina jakoś nieodparcie kojarzy mi się z S.Wilsonem.
Wydany w 2011 roku album "As Far As The Eye Can See" pokazuje wielki talent tego muzyka, oraz osób mu towarzyszących.
w pierwszym i zarazem najdłuższym utworze mamy cała gamę muzycznych środków wyrazu - teatralny wstęp, piękne klawiszowe i gitarowe "rozmowy", okraszone pośrodku świetną partią saksofonu,utwór nabiera powoli tempa tworząc mini-musical.
"The Ring Of Eternity" z pięknym wstępem akustycznej gitary i uroczym kobiecym wokalem (skojarzenia z K. Bush - są na miejscu) delikatnie przyspiesza, by znów przejść do akustycznego zakończenia. Dla mnie najpiękniejszy numer na płycie.
"Mirrors"- fortepianowe otwarcie i znów ten uroczy głos (skojarzenia z p. Bush jeszcze większe), by dalej na fali fortepianowych dźwięków mieszać głos z saksofonem. W podobnym klimacie płynie "Gordian Knot".
"Rising" przykuwa uwagę znów doskonałym wokalem, partiami saksofonu i pięknym gitarowym zakończeniem.
"March Of Fate" w kołtszacym rytmie wplata krótkie ale soczyste gitarowe solówki i mocniejszy wokal, ale klimat ciągle pozostaje ten sam bardzo bajeczny.
"Visionary Slights",bardzo akustyczny, z mieszanym śpiewem damsko-męskim, doskonałe partie fletu i elektrycznej gitary w końcówce.
Tytułowy utwór zamykający płytę jest wypadkową tego co słyszeliśmy wcześniej.
Piękna płyta,bardzo spokojna, mimo takiego skomasowania instrumentarium. Bardzo polecam!