'Ashes Are Burning' rozpoczyna złoty okres w twórczości Renaissance. Ta i dwie następne płyty niewątpliwie należą do najlepszych w dyskografii zespołu. A początki wcale nie były różowe, bo w latach 1971-1973 w grupie doszło do istnej karuzeli personalnej, w zasadzie jedynymi stałymi punktami zespołu była wokalistka Annie Haslam i pianista John Tout. Na szczęście gdzieś tak w 1973 roku wykrystalizował się już ostateczny, najsłynniejszy skład zespołu. Co ciekawe, filar grupy, czyli gitarzysta i kompozytor Michael Dunford podczas nagrywania albumu nie był jeszcze stałym członkiem zespołu, dlatego też nie ma go na okładce płyty (którą jest po prostu fotografia pozostałych 4 członków grupy), a na rewersie wymieniono go w pewnym oddaleniu od nazwisk pozostałych muzyków. Trochę to zabawne, zwłaszcza że niemal wszystkie nagrania na 'Ashes Are Burning' skomponował właśnie pan Dunford (z wyjątkiem 'On the Frontier', które było kompozycją Jima McCarthy'ego, pierwszego perkusisty zespołu).
Z albumem 'Ashes Are Burning' wiążą się jeszcze inne ciekawostki. Po pierwsze, album ma charakter akustyczny, nie ma na nim gitary elektrycznej. Jedynym wyjątkiem jest solówka w nagraniu tytułowym, której autorem jest nie kto inny jak Andy Powell z Wishbone Ash. Zaproszenie pana Andy'ego było naturalne, ponieważ wcześniej to z kolei członek Renaissance, John Tout, zagrał gościnnie na klasycznym albumie Wishbone Ash 'Argus'. Po drugie, dwa nagrania z 'Ashes Are Burning' wywołały pewne zamieszanie dotyczące praw autorskich. W otwierającym 'Can You Understand' znalazł się cytat ze ścieżki dźwiękowej, którą Maurice Jarre skomponował do 'Doktora Żywago'. Michael Dunford tłumaczył się potem, iż myślał, że wpleciony do 'Can You Understand' cytat jest rosyjskim motywem ludowym. Natomiast w 'At the Harbour' znalazły się wątki z miniatury 'La Cathédrale Engloutie' Debussy'ego. Zmiany w prawach autorskich do tego dzieła spowodowały, że na niektórych remasterach CD 'At the Harbour' obcinano o przeszło połowę. Warto się więc przed ewentualnym zakupem dokładnie przyjrzeć, z jakim remasterem mamy do czynienia.
A teraz może parę słów o samej muzyce. Na 'Ashes Are Burning' zespół po raz pierwszy w większym wymiarze skorzystał ze smyczkowych aranżacji, z bardzo dobrym zresztą efektem. Płyta zaczyna się znakomicie: fortepianowe intro do 'Can You Understand' i wyłaniająca się z niego wokaliza są po prostu przepiękne. Potem zespół zaczyna trochę zmieniać tempo i melodykę, ale nagranie nie traci nic ze swego uroku, pojawiają się natomiast znaki rozpoznawcze całej płyty: anielski śpiew Annie Haslam i delikatne partie gitary akustycznej Michaela Dunforda. A na zakończenie motyw otwierający powraca jeszcze raz. 'Let It Grow' to bardzo liryczna partia fortepianu i takiż śpiew wokalistki: 'It's got to be slow, talking love the only way, It's got to just flow, making love and taking time to let it grow'. Urocze nagranie. W trzecim nagraniu zespół stoi nieustraszony na granicy :-), ale mimo rzucania kamieni na szaniec utwór jest w gruncie rzeczy dość beztroski. W pamięć zapadają zwłaszcza harmonijnie zaaranżowane chórki i melodyjne partie wokalne. Beztroskie jest też kolejne 'Carpet of the Sun', które tekściarka zespołu, Betty Thatcher, napisała dla jakiegoś znajomego malucha. I to nagranie miało w sobie chyba największy przebojowy potencjał: nieskomplikowane, krótkie, melodyjne, okraszone smyczkami, pięknie zaśpiewane. Trochę przypomina mi ono największy hit Renaissance, czyli 'Northern Lights', ale takiej popularności jak ono nie zyskało. Szkoda. Kolejne 'At the Harbour' urzeka świetną partią fortepianu, ale jak się wzorowało na Debussym... Potem robi się bardzo nastrojowo, a prym wiedzie głos pani Haslam, snujący opowieść o kobiecie, która czeka na przystani na powrót swojego męża rybaka. Opowieści tej delikatnie wtóruje gitara akustyczna, ustępując później pola fortepianowi i finalnej, narastającej wokalizie. Wyborne nagranie; nic dziwnego, że Annie Haslam uznała je kiedyś za jedno ze swoich ulubionych. No i na sam koniec mamy utwór tytułowy, o przezwyciężeniu śmierci i powrocie do życia traktujący. Pan Tout serwuje w nim urozmaicone partie instrumentów klawiszowych, ale i tak bledną one przy sopranowych wyczynach pani wokalistki ;-). O urodzie tego nagrania stanowi też umiejętnie wpleciona gitara elektryczna, która odzywa się po finałowej frazie 'Ashes are burning away'. Andy Powell zagrał tu znakomite, podniosłe solo.
'Ashes Are Burning' było pewnego rodzaju testem dla nowego składu Renaissance, który zespół zdał celująco. Po okresie poszukiwań muzycznych i personalnych wyłoniła się grupa ludzi, którzy doskonale wiedzieli, co i jak chcą grać. I choć album jest, moim zdaniem, nieco mniej dopracowany niż następne dwie płyty, to jednak broni się radosnym klimatem i entuzjazmem, który wyziera z każdej nuty. Ma ta płyta jakiś taki wiosenno-letni nastrój; najlepiej słucha mi się jej właśnie wczesną wiosną, choć zimą też się sprawdza, ogrzewając nieco. A co tam, niech będzie, że znowu posłodzę:
5/5, choć jednak z lekkim minusem.