Mój redakcyjny kolega, potocznie zwany Jesterem, jest poważnie chory. Zakaznie. I zaraża. Więc mój drugi redakcyjny kolega dla odmiany zwany Trybikiem, powinien go z racji swojego fachu natychmiast zaizolatkować, oddzielić od zdrowej części społeczeństwa, naszpikować zastrzykami jak jeża, albo od razu uśpić, żeby był spokój raz na jutro. Ale tego nie zrobił i zostałem zainfekowany. Nie wiem jak się to paskudztwo nazywa, ale objawy są porażające ! zacząłem słuchać neoprogresu ! Wiem, wiem - nie do uwierzenia ! Sam się sobie przyglądam z coraz większym zainteresowaniem i niedowierzaniem. Choroba przybrała u mnie postać aktywną - niektóre grupy zaczęły mi się podobać !!! I teraz to ja już chyba też zarażam, no bo jak nazwać fakt, że piszę pozytywną recenzję czemuś, czego jeszcze rok temu nie dotknął bym nawet długim kijem ? Epidemia jakaś . To coś nazywa się Mangrove, pochodzi z Holandii i bezczelnie nagrało świetną płytę Facing The Sunset ... w 2005 roku. Mało tego ! to nie jest ich jedyna świetna płyta ! Czyli logicznie myśląc należało by przyjąć , że to po prostu świetna grupa . Przerażające... Ale chyba tak jednak jest . 57 minut muzyki, zaledwie 4 utwory. Doskonałe , wielowarstwowe kompozycje, cudownie połamane rytmy, świetne linie melodyczne, dużo przestrzeni, piękne solówki gitarowe, równie dobre klawiszowe, (słyszę mellotron a to po prostu kocham...) i bardzo dobry wokal. Gdyby to coś było nagrane w roku 1974 to było by kanonem. A tak jest neoprogresem. Ale trzeba mu to wybaczyć, bo to po prostu kawał świetnej muzy, który zadowoli każdego fana starego progresu i nie tylko. Oczywiście moim, jak zwykle cholernie subiektywnym zdaniem...
Aleksander Król wtorek, 21, sierpień 2012 00:35 Link do komentarza