Grupę [b]Transatlantic[/b] często określa się mianem supergrupy, no bo muzycy [b]Dream Theater, Marillion, Flower Kings[/b] i [b]Spock's Beard[/b]. Ok, można się z tym zgodzić. Ale czy ta supergrupa nagrywa super płyty? A, to już zupełnie inna sprawa.
Przyznam, że nie za bardzo rozumiem szumu, jaki powstał wokół tej grupy, a który osiągnął apogeum w maju tego roku przed przyjazdem Transatlantic na jeden koncert do Polski. Muzycy mają wprawdzie niesamowite umiejętności techniczne, ale sama technika to jeszcze nie wszystko. Musi czemuś służyć. Tymczasem Transatlantic powiela grzech kapel, z których wywodzi się dwóch członków grupy: Dream Theater i Flower Kings. Bandy te raczą nas płytami trwającymi w okolicach 70 minut, a i podwójne albumy nie należą do rzadkości.
Czy to coś złego? Nie. Ale naprawdę dużą sztuką jest utrzymanie wysokiego poziomu przez ponad godzinę, zwłaszcza gdy na płytach mamy nagrania, trwające ponad 20 minut. Nie inaczej jest na [i]'SMPTe'[/i]. Na początek prawdziwy kolos: 30 minutowy [i]'All of the Above'[/i]. I przepraszam bardzo, ale nic z tego nagrania nie pamiętam. Żeby rozciągnąć nagranie do pół godziny, trzeba mieć coś do powiedzenia. A tu? Miło mi się tego słuchało przez jakieś 10 minut, a potem, w miarę powtarzania się poszczególnych motywów, napięcie spadało i coraz częściej zerkałem na zegarek. No ile można... Tak więc finału z optymistycznym przesłaniem o niewinności i miłości, co to zatriumfują, wysłuchałem już zupełnie sflaczały. Na szczęście następne jest [i]'We All Need Some Light'[/i], które podobało mi się chyba najbardziej z całej płyty. Ładna, zwięzła ballada, i tylko 5.45! Można też posłuchać następnego [i]'Mystery Train'[/i], chociaż opiera się on na jednym motywie, ogrywanym w kółko. Niestety, to tylko przebłyski, bo panowie z uporem maniaka chcą przytłoczyć słuchaczy swoimi fenomenalnymi umiejętnościami i pokazać, co to oni umieją. No i pokazują ponad szesnastominutowy [i]'My New World'[/i]. I w zasadzie wszystko, co napisałem o otwierającym [i]'All of the Above'[/i], mógłbym tu powtórzyć.
Na płycie jest też [i]'In Held 'Twas In I'[/i], genialna suita Procol Harum, odegrana niemal nuta po nucie. Mógłbym złośliwie powiedzieć, że jedyny wkład Transatlantyku to zmiana tytułu i dodanie nawiasu. Po co więc było nagrywać ten kower, skoro nie przebija oryginału? Procole zrobili to po prostu lepiej, wystarczy posłuchać koncertu z orkiestrą symfoniczną z Edmonton. Roine Stolt to nie Gary Brooker, niestety. OK, można sobie posłuchać i odświeżyć, ale ja tam wolę sięgnąć oryginał. Suita w ujęciu Transatlantic ma więc jedynie wymiar edukacyjny, bo jeśli ktoś jeszcze [i]'In Held 'Twas In I'[/i] nie słyszał (są tacy?) to uzupełni tę lukę. I tyle.
[i]'SMPTe'[/i] nie jest zupełnie nieudaną płytą, bo jednak panowie grać umieją, i tego im nie odmawiam. W każdym z autorskich nagrań pojawia się też jakiś fajny moment, a to ciekawe solo gitarowe, a to przejście perkusji, wybity na pierwszy plan bas. Ale momenty te giną w powodzi dźwięków zalewających słuchaczy monumentalnych transatlantykowych suit. Sama forma to za mało, musi jeszcze czemuś służyć. Zresztą popatrzmy na klasyczne progrockowe suity: mało która trwała ponad 20 minut, a jak już trwała, to na ogół nudziła, jak np. Yes i ich [i]'Tales from Topographic Oceans'[/i]. I podobnie jest z [i]'SMPTe'[/i]. Gdyby te nagrania nieco odchudzić, wyrzucić piątą i dziesiątą uduchowioną strofę, byłoby o wiele lepiej. A tak: mamy płytę nagraną przez wirtuozów, tylko słuchać się jej nie chce. I dlatego:
3/5
P.S. Byłem na poznańskim koncercie Transatlantyku. I przeżyłem déjŕ vu: przez pół godziny było fajnie, a potem coraz bardziej przewidywalnie. I coraz nudniej.