A+ A A-

The Lamb Lies Down On Broadway

Oceń ten artykuł
(1028 głosów)
(1974, album studyjny)

CD 1
01. The Lamb Lies Down On Broadway - 4:50
02. Fly On A Windshield - 4:23
03. Broadway Melody Of 1974 - 0:33
04. Cuckoo Cocoon - 2:11
05. In The Cage - 8:15
06. The Grand Parade Of Lifeless Packaging - 2:45
07. Back in N.Y.C. - 5:42
08. Hairless Heart - 2:13
09. Counting Out Time - 3:42
10. The Carpet Crawlers - 5:15
11. The Chamber Of 32 Doors - 5:40

CD 2
01. Lillywhite Lilith - 2:42
02. The Waiting Room - 5:24
03. Anyway - 3:07
04. The Supernatural Anaesthetist - 2:59
05. The Lamia - 6:57
06. Silent Sorrow In Empty Boats - 3:07
07. Colony Of Slippermen - 8:13
    . The Arrival
    . A Visit To The Doktor
    . Raven
08. Ravine - 2:04
09. The Light Dies Down On Broadway - 3:32
10. Riding The Scree - 3:57
11. In The Rapids - 2:26
12. It - 4:15

Czas całkowity - 1:34:23

- Peter Gabriel - wokal, flet
- Steve Hackett - gitara, gitara akustyczna
- Tony Banks - instrumenty klawiszowe
- Mike Rutherford - gitara basowa
- Phil Collins - perkusja, dodatkowy wokal



 

Media

1 komentarz

  • Sebastian Borowski

    Gdy dwadzieścia lat temu odkrywałem rock progresywny, niemalże od początku moim ulubionym zespołem stał się Genesis. Nursery cryme, Foxtrot oraz Selling England by the pound do dziś brzmią dla mnie świeżo i zwłaszcza tej ostatniej mogę słuchać bez końca. Z The lamb lies down od Broadway było inaczej. Z tą płytą jest podobnie jak z piosenkami, których słuchał inżynier Mamoń. Każdy pamięta jego słynne zdanie z Rejsu - podobają mi się te piosenki, które już raz słyszałem. Choć niektórym to porównanie może wydawać się śmieszne lub wręcz oburzające, to ja właśnie tak zapamiętałem swój kontakt z The lamb...

    Jest to niewątpliwie płyta trudniejsza w odbiorze od swoich poprzedniczek, nie zwala tak z nóg jak np. Misplaced childhood, wymaga kilkukrotnego odsłuchania żeby odnaleźć w niej prawdziwe bogactwo muzyczne, jakie zespół tam zawarł. Wiadomo iż Genesis bardzo napracował się przygotowując materiał - pod względem brzmienia oraz od strony technicznej jest to dzieło wręcz doskonałe, w każdym szczególe dopracowane. Odnosi się jednak wrażenie, iż grupa skupiając się nad dopracowaniem płyty nieco przedobrzyła, gdyż materiał jest nieco rozwlekły, momentami wręcz zahaczający o nudę. Ja osobiście tę płytę bardzo cenię i polecam wszystkim amatorom dobrej muzyki rockowej, zwłaszcza fanom rocka progresywnego, z kilku powodów. Po pierwsze, jest to moim zdaniem płyta różniąca się od poprzednich wspomnianym już oryginalnym brzmieniem (jak na Genesis) i niezwykłym klimatem. Chyba bardziej mrocznej, tajemniczej muzyki zespół Genesis nie stworzył ani wcześniej, ani tym bardziej później. Jest to po części zasługa Briana Eno, współpracującego m.in. z Robertem Frippem i King Crimson, ale nie tylko. Zwróćcie uwagę na śpiew Gabriela w jednym z ciekawszych kawałków The colony of slippermen, czy kompozycję The Waiting room - czegoś takiego nie usłyszycie na innych płytach Genesis. Po drugie, wspomniane dopracowanie techniczne - uwielbiam słuchać Riding the Scree, gdzie Tony Banks pokazuje co można zrobić z syntezatorem, a Phill Collins z perkusją, oraz jak oba te instrumenty mogą ze sobą współpracować, gdy za ich sterami usiądą tej klasy muzycy. Duże wrażenie robi na mnie też In the cage, w którym muzycy wspinają się na wyżyny swoich umiejętności, o samej kompozycji nie wspominając. Po trzecie, płyta jest pełna kontrastów, mimo iż pod względem treści stanowi całość. Obok takich utworów jak Hairless Heart, Lamia czy It brzmiących bardziej jak typowy Genesis, znajdujemy fragmenty psychodeliczne, np. Fly on a windshield, a zwłaszcza wspomniany wcześniej - The Waiting roomi przywodzące na myśl kompozycje z pierwszych płyt Floydów, czy kawałki Crimsonów. Może to efekt nietypowego sposobu przygotowywania materiału, gdzie Peter Gabriel skupił się praktycznie tylko na tekstach i wokalu, natomiast muzykę napisali pozostali muzycy chcąc przy tym nieco poeksperymentować? Trudno mi powiedzieć, zresztą nie interesuje mnie to zbytnio...

    To ostatnia płyta starego dobrego Genesis z Peterem Gabrielem, trochę jakby podsumowanie pierwszego okresu działalności, słowem - kawał dobrej muzyki. Może jest to dzieło nadmiernie rozbudowane, zbyt rozwlekłe, może dla wielu trudne w odbiorze, jednak z pewnością oryginalne, moim zdaniem znacząco różniące się od pozostałych płyt zespołu. Ta płyta jest jak wino, którego smaku trzeba się nauczyć, albo jak Rejs Piwowskiego z niezapomnianą rolą Maklakiewicza, który po entym obejrzeniu podoba się jeszcze bardziej niż poprzednio. I na koniec ocena - długo zastanawiałem się co postawić, bo mam ochotę na piątkę, ale co w takim razie z genialnym dziełem jakim jest Selling England..., które cenię najwyżej? Stawiam więc 4,5

    Sebastian Borowski sobota, 06, listopad 2010 23:22 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Symfoniczny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.