Crisalida

Oceń ten artykuł
(11 głosów)
(1975, album studyjny)
1. La Casa De La Mente (The House Of Mind) (6:58)
2. Prolijas Virtudes Del Olivido(Tedious Virtues Of Olivido) (2:52)
3. Suenos Blancos Ideas Negras(White Dream Black Ideas) (6:10)
4. Sabois De Vida (6:10)
5. Eterna Evidencia (Eternal Evidence) (2:59)
6. Tiempo De Ideas (Idea Of Time) (3:38)
7. Hay Un Mundo Cerrado Dentro Tuyo (Yours Is A Closed World Inside) (4:20)
8. Hay Un Mundo Luminoso (There is A Luminous World) (8:07)

Czas całkowity: 41:14
- Fernando Berge ( vocals )
- Osvaldo Favrot ( guitar )
- Gustavo Fedel ( keyboards )
- Carlos Goler ( drums )
- Claudio Martinez ( bass )

1 komentarz

  • Aleksander Król

    Że allegro potęgą jest i basta, wszyscy wiedzą. Wiele fantastycznych, absolutnie nieznanych kapel znalazło u mnie ciepły kącik na półkach właśnie dzięki temu portalowi. A czasami trafia się fantastyczny bonus - jakiś rok temu kupiłem kilka świetnych płyt od jednego gościa, nawiązaliśmy sympatyczny kontakt. Facet ma na imię Jarek i jest kopalnią wiedzy o światowym progu. Co chwila łupi mnie straszliwie podsyłając mi jakieś antyczne perełki, które wbijają mnie w fotel, drenują kieszeń i zostają na półkach jako ozdoba kolekcji. Szczególnie upodobał sobie Amerykę Południową, ale nie tylko. Zawsze jak otrzymuję przesyłkę, biorę dwa dni wolnego, bo po przesłuchaniu muszę trochę ochłonąć. Właśnie mija drugi dzień po ostatniej przesyłce, zaczynam już normalnie funkcjonować i tak sobie myślę, że barbarzyństwem byłoby pozostawienie tej wiedzy samemu sobie. Dwa dni temu, pukanie listonosza zwiastowało nadchodzące Święto Muzyki. Kot stracił miejsce w fotelu, ale przekupiony filetem z jakiegoś morskiego potwora nie próbował go odzyskać, mogłem więc spokojnie odpalić sprzęt. Na pierwszy ogień poszła grupa o nic mi nie mówiącej nazwie ESPIRITU. Argentyna. 1975 r. Debiut. Crisalida - cokolwiek to znaczy. Poszło... I od razu strzał między oczy - płyta rewelacyjna. Zapachniało Yesami, Semiramis, może trochę Banco. Fajne pokręcone rytmy, trochę akustyki, świetna gitara i klawisze. I bardzo dobry wokal. Dużo yesowskich aranży, a brzmienie włoskie. Bardzo ciekawy miraż. Osiem utworów, 41 minut muzyki. Początek - lekkie klawisze i kapitalna gitara, wokal (naprawdę dobry) a od czwartej minuty fajny akustyczny fragment, yesowskie chórki, klawisze trochę ala Wakeman, płynne przejście w drugi utwór, bardzo włoski. W sumie to i język podobny. Więc słucha się tego jak dobrej włoskiej kapeli symfo-rockowej z początku lat siedemdziesiątych. Trzeci utwór zaczyna się spokojnie, akustyczną gitarą, spokojnymi klawiszami, po chwili przyspieszenie, fajne solówki, łamane tempa, mnóstwo pomysłów (stąd skojarzenie z Semiramis) znakomity finał i znów płynne przejście w kolejny kawałek, bardzo yesowski (z okresu Tales from Topographic Oceans), zagrany z lekkością i smakiem - duża rzecz. Kolejny utwór to klawiszowe szaleństwo na tle doskonałej, zakręconej sekcji, brawurowe dialogi z gitarą i świetna gra perkusji. Szósty kawałek - znów bardzo włoski, ale z yesowskimi klimatami. Kolejny utwór, piękny, spokojny (przypominający momentami YES z okresu Going For the One) i wreszcie finał, blisko ośmiominutowy, znakomity utwór z fajną gitarą, doskonałymi klawiszami i basem który brzmi jakby obsługiwał go sam Chris Sqire. Espiru to doskonała kapela, a ich debiut to jedna z najlepszych argentyńskich płyt jakie słyszałem. Słucha się tego z dużą frajdą, polecam wszystkim miłośnikom starych Włoch a i fani yesopodobnych dźwięków powinni być zachwyceni.

    Aleksander Król piątek, 11, luty 2011 11:40 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Symfoniczny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.