A+ A A-

Calling All Stations

Oceń ten artykuł
(359 głosów)
(1997, album studyjny)

01. Calling All Stations - 5:43
02. Congo - 4:50
03. Shipwrecked - 4:22
04. Alien Afternoon - 7:50
05. Not About Us - 4:37
06. If That's What You Need - 5:12
07. The Dividing Line - 7:44
08. Uncertain Weather - 5:28
09. Small Talk - 5:01
10. There Must Some Other Way - 7:53
11. One Man's Fool - 8:45

Czas całkowity - 1:07:25

- Ray Wilson - wokal
- Tony Banks - instrumenty klawiszowe
- Mike Rutherford - gitara, gitara basowa
- Nick D'Virgilio - perkusja
- Nir Zidkyahu - perkusja (4,6,8,9)

Media

1 komentarz

  • Michał Jurek

    Oj, krytycy wylali sporo pomyj na ten album. A i fani przyjęli go dość letnio, rzekłbym, zwłaszcza w USA, co przyczyniło się ostatecznie do zawieszenia działalności zespołu z Rayem Wilsonem jako wokalistą. Po latach można wręcz odnieść wrażenie, że starzy członkowie Genesis, czyli panowie Banks i Rutheford, jakby się tej płyty wstydzili i najchętniej wymazaliby ją ze swojej dyskografii, razem z Rayem Wilsonem. Ray who? Nie znamy gościa...

    Zupełnie niesłusznie. Ja uważam, że 'Calling All Stations' jest najlepszą płytą, jaką Genesis nagrali od czasu 'Duke'. Przyznam, że big-bandowe wycieczki Philla Collinsa nigdy mnie nie przekonywały. A poza tym, według mnie, płyty 'Abacab', 'Genesis' czy 'Invisible Touch' z rockiem progresywnym nie mają prawie nic wspólnego. To są po prostu albumy pop-rockowe, i już (choć jest to pop-rock na najwyższym poziomie). Nieco lepiej jest na 'We Can't Dance', ale są tam z kolei koszmarki w stylu 'I Can't Dance' czy 'Jesus He Konws Me'. Brrrr...

    Natomiast 'Calling All Stations' to powrót do korzeni, czyli właśnie do rocka progresywnego. Niemal wszystkie piosenki wprost odwołują się do takiego grania, np. tytułowe, bardzo dramatyczne 'Calling All Stations' (gdy Ray Wilson śpiewa w finale tego nagrania, zawsze przechodzą mnie ciarki), posępne 'Alien Afternoon' czy rytmiczne 'The Dividing Line' z niezłą grą perkusisty (co nie jest niestety na tym albumie regułą) i podniosłymi partiami instrumentów klawiszowych i gitary. Albo moje ulubione 'Uncertain Weather', urzekające smutnym śpiewem Ray'a i melancholijnymi syntezatorowymi pasażami. Oczywiście, trochę bardziej przyjaznych listom przebojów nagrań też tu znajdziemy, jak np. 'Congo' (i tu dygresja: kompletnie nie rozumiem, czemu to nagranie wybrano na pierwszy singiel, nie dość, że jest jednym ze słabszych na płycie, to jeszcze tak pasuje do pozostałych utworów, jak garnitur do prosięcia), czy też 'Shipwrecked', ale ta przebojowość nie jest nachalna. Tony Banks odwalił kawał dobrej roboty, komponując partie instrumentów klawiszowych: są one bardzo mroczne i masywne, a przy tym niejako przywołują ducha wcześniejszego Genesis. Na nich cały album się opiera. Gitara, acz parę razy odzywa się świetnymi solówkami, raczej jest na drugim planie, słychać ją lepiej w częściach akustycznych i balladowych, jak np. w 'Not About Us' (nota bene jednym z nielicznych, do komponowania których dopuszczono pana Raya).

    Parę słów należałoby rzec o nowym wokaliście. Nie ukrywam, że jestem fanem Ray'a Wilsona. Facet dysponuje naprawdę wspaniałym, lekko startym głosem. I nie muszę się wcale zaliczać, jak to napisano w notce biograficznej zespołu na stronie ProgRocka, do piękniejszej części widowni, żeby docenić możliwości wokalne pana Ray'a. A poza tym, niewątpliwie na jego plus działa fakt, że zamieszkał w moim mieście rodzinnym :-).
    Do czego można się natomiast przyczepić? Niewątpliwie do gry perkusistów. Panowie Nir Zidkyahu i Nick D'Virgilio dali nieco ciała, mówiąc eufemistycznie (co jest dziwne zwłaszcza w przypadku pana Nicka). Perkusja brzmi wprawdzie bardzo potężnie (np. w tytułowym 'Calling...'), ale partie są toporne, brak w nich tej finezji i polotu, z jakim grał Collins. No cóż, przybliżenie mikrofonów do zestawu perkusyjnego na bonhamowską modłę nie wystarczy, gdy brak pomysłów. Druga rzecz, która mnie osobiście irytuje na tej płycie, to drażniąca maniera kończenia nagrań wyciszeniem. No szału normalnie dostaję słuchając 'Calling All Stations', gdy końcówka nagrania jest stopniowo wyciszana. Oj, nie tak panowie, nie tak, powinno się nagrania kończyć. No i parę nagrań można by z powodzeniem wyrzucić: 'Small Talk', 'One Man's Fool' czy rzeczone już 'Congo'. Ale mimo tych łyżek dziegciu, cały czas uważam, że 'Calling...' to dobry album:
    4/5

    Michał Jurek niedziela, 10, październik 2010 17:15 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Symfoniczny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.