Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 72

August In The Urals

Oceń ten artykuł
(5 głosów)
(2006, album studyjny)
1. Inaugural Bash (26:57)
2. August in the Urals (15:52)
3. Abandoned Mansion Afternoon (12:14)
4. A Squirrel (8:45)
5. The Solitude of Miranda (7:18)

Czas całkowity: 70:57
- Dan Britton - keyboards, vocals (1-3), guitars (2), acoustic guitar (5)
- Dave Berggren - guitars (1,3-5)
- Patrick Gaffney - drums
- Brett d'Anon - bass (1-4), oud (2)
- Frank d'Anon - xylophone (1), trumpet (1), flute (1), keyboards (5)
- Jeff Suzdal - saxophones (1)
- Adnarim Dadelos - vocals (5)
Więcej w tej kategorii: The Form Of The Good »

1 komentarz

  • Ghost

    Nazwę projektu Deluge Grander nie należy odczytywać/tłumaczyć dosłownie, to gra słów: 'Delusions of Grandeur', oznaczająca złudzenie wielkości, to żartobliwe stwierdzenie samych muzyków, że ich twórczość może być pretensjonalna. Filarem projektu jest Dan Britton, który jako klawiszowiec grupy Cerebus Effect postanowił nadać ostateczny kształt własnym kompozycjom i powołał do życia Deluge Grander. Do współpracy zaprosił kolegę z zespołu Bretta d'Anona (bas) oraz Jeffa Suzdala (saksofon), Adnarima Dadelosa (wokal), Franka d' Anona (ksylofon, trąbka, flet), Dave'a Berggrena (gitara) i Patricka Gaffney'a (perkusja). Omawiana płyta jest debiutem tej formacji z roku 2006, w 2009 ukazał się drugi album 'The Form of the Good', a w 2011 roku ma się ukazać trzecia odsłona Deluge Grander o roboczym tytule 'Ineffable Plethora'.

    'August in Urlas' to płyta wybitna. W moim przypadku określenie to oznacza dwie rzeczy. Po pierwsze jest to muzyka, która porywa w zupełnie niewytłumaczalny sposób, wchodzi w reakcję z taką częścią mojej świadomości, która nie do końca jest przeze mnie samego odkryta i zrozumiana. Po drugie, a może raczej jako konsekwencja pierwszego, jest to muzyka, którą trudno opisać a tym bardziej jednoznacznie zdefiniować. Brak w niej klasycznie rozumianej melodii, często jest ona ułożona w warstwy, które wydają się biec równolegle i bez wspólnego mianownika, ale nałożone na siebie tworzą zaskakującą całość. Ta wielowarstwowość i gęstość kompozycji, a także częste zmiany tempa i instrumentarium, są znakiem rozpoznawczym 'August in Urals'. 5 utworów, 71 minut muzyki dającej świadectwo niesamowitej kreatywności i błyskotliwości jej twórców. Od pierwszych dźwięków Inaugural Bash aż po ostanie The Solitude of Miranda słuchacz trzymany jest w ciągłym stanie napięcia, wsłuchany w przesuwające się jak w kalejdoskopie obrazy dźwięków. Efekt ten, spowodowany jest ciągłymi zmianami na pierwszym planie, na którym eksponowane są poszczególne partie instrumentów (podczas gdy pozostałe tworzą gęste tło), jak również szybkim tempem utworów. Nie sposób tej płyty traktować inaczej, niż jako zamkniętej całości, podzielonej na pięć zależnych partii.

    Wokal jest zjawiskiem rzadkim w tych kompozycjach, ponadto może prowokować do skrajnych o nim opinii. Mnie osobiście wydaje się współbrzmieć z nastrojem kreowanym przez instrumentalistów i wzbogacać i tak już bogatą ich budowę. Britton uzasadnił obecność wokalu w tych utworach jako dodanie do nich pierwiastka ludzkiego. Tekst jest nieistotną składową utworów, ale została nam dana inna wskazówka, mogąca pomóc podążać za zamysłem kompozytora. Każdemu z utworów przypisano ilustrację, której autor został wymieniony wśród twórców poszczególnych utworów.
    Ostatnią dwuznaczną kwestią jest produkcja tego albumu. Może się wydawać słaba na tle obecnych standardów wydawania płyt, można jednak uznać to za zabieg celowy, wobec muzyki tak mocno osadzonej w latach 70. lub też za konsekwencję produkcji we własnym studiu, z jego wszystkimi ograniczeniami.

    Dan Britton w jednym z wywiadów stwierdził, że 'August in Urals' jest płytą, której nie da się poznać słuchając jej raz czy dwa. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Jest to muzyka wymagająca od słuchacza skupienia i aktywności. Jednak czas jej poświęcony procentuje, odsłaniając bogactwo tworzących ją dźwięków. Ta płyta utkana jest z nich, jak misternie pleciony gobelin. Polecam ją wszystkim tym, którzy z sentymentem spoglądają o czterdzieści lat wstecz i uważają, że coś się bezpowrotnie skończyło. Ten album jest dowodem na to, że duch progresywnego rocka przetrwał i od czasu do czasu kondensuje się płodząc utwory tak wybitne, jak te zwarte na tym wydawnictwie.

    Ghost czwartek, 10, czerwiec 2010 09:43 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Symfoniczny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.