Nursery Cryme

Oceń ten artykuł
(994 głosów)
(1971, album studyjny)

01. The Musical Box - 10:24
02. For Absent Friends - 1:44
03. The Return Of The Giant Hogweed - 8:10
04. Seven Stones - 5:10
05. Harold The Barrel - 2:55
06. Harlequin - 2:52
07. The Fountain Of Salmacis - 7:54

Czas całkowity - 42:35

- Peter Gabriel - wokal, flet, instrumenty perkusyjne
- Steve Hackett - gitara, gitara akustyczna
- Tony Banks - instrumenty klawiszowe, gitara akustyczna, dodatkowy wokal
- Mike Rutherford - gitara basowa, gitara akustyczna, dodatkowy wokal
- Phil Collins - perkusja, wokal (2)

1 komentarz

  • Bartek Kieszek

    "Nursery Cryme" to pierwszy album Genesis nagrany w klasycznym składzie z Philem Collinsem na perkusji i z gitarzystą Stevem Hackettem. Wydany w 1971 roku potwierdził wielką klasę zespołu i w pewien sposób ugruntował ich pozycję w świecie rocka progresywnego (przecież po "Tresspas", wielu fanów tej muzyki pokładało w Genesis duże nadzieje).
    I trzeba zaznaczyć iż grupa stworzyła znakomitą płytę, która tylko trochę ustępowała późniejszym arcydziełom zespołu takim jak "Foxtrot" czy "Selling England..". Płytę na której styl grupy zapoczątkowany albumem "Tresspas" w pełni się wykrystalizował.
    "Nursery Cryme" rozpoczyna się bardzo mocno, bo jednym z największych klasyków w historii grupy: "Musical Box". Już pierwsze dźwięki pozytywki docierające do naszych uszu zapowiadają że będzie to naprawdę WIELKI utwór. Zaraz potem Peter Gabriel zaczyna snuć swoją niesamowitą opowieść i w chwili gdy majestatyczne organy Tonego Banksa ukazują całą swoją moc, zdaje się że muzycy osiągnęli już swoiste apogeum... ale to tylko początek bo czeka nas jeszcze genialna solówka Steve'a Hacketta no i piękne podniosłe zakończenie.
    Następna na płycie jest czarująca ballada "For Absent Friends" będąca debiutem wokalnym Phila Collinsa.
    Trzecia kompozycja to "Return Of A Giant Hogweed" - mroczna historia o wielkiej żarłocznej roślinie próbującej zapanować nad światem. Muzycznie jest w tym utworze wszystko za co Genesis kochamy, czyli znakomity wokal Gabriela (który wciela się tutaj w kilka postaci naraz), porażające partie organowe Banksa i wspaniale popisy gitarowe Hacketta.
    Pod numerem czwartym kryję się kolejna ballada "Seven Stones" okraszona dźwiękami melotronu. Utwór znakomicie uspokaja i przygotowuje nas na kolejną pieśń czyli "Harrold The Barrel" będącą najbardziej zakręconą rzeczą jaką muzycy kiedykolwiek napisali. Gabriel znowu odgrywa role kilku postaci a zespół zbliża się tutaj do konwencji prawie wodewilowej.
    Płytę kończą dwie niesamowite kompozycje: najpierw mamy akustyczny "Harlequin" urzekający pejzażowym nastrojem i wywołujący lekkie uczucie nostalgii a później....nie przesadzę chyba pisząc że "The Fountain Of Salmacis" to jeden z najpiękniejszych fragmentów jaki Genesis skomponowali. Cudowne majestatyczne partie melotronu przywodzą na myśl "Epitafium" King Crimson a to już dla mnie wystarczający powód by zakochać się w tej muzyce. Oczywiście grupa nie kopiuje bezmyślnie Karmazynowego Króla ale używając melotronu buduje nastrój niczym z niebiańskiej świątyni...
    Podsumowując trzecia płyta Genesis przynosi nam wiele cudownych dźwięków dzięki którym naprawdę można stracić kontakt z rzeczywistością. Pozycja obowiązkowa.

    Bartek Kieszek poniedziałek, 27, sierpień 2007 03:28 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Symfoniczny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.