Duke

Oceń ten artykuł
(214 głosów)
(1980, album studyjny)

01. Behind The Lines - 5:43
02. Duchess - 6:25
03. Guide Vocal - 1:21
04. Man Of Our Times - 5:34
05. Misunderstanding - 3:13
06. Heathaze - 4:57
07. Turn It On Again - 3:46
08. Alone Tonight - 3:54
09. Cul-De-Sac - 5:06
10. Please Don't Ask - 4:00
11. Duke's Travels - 8:39
12. Duke's End - 3:08

Czas całkowity - 55:46

- Phil Collins - wokal, perkusja
- Tony Banks - instrumenty klawiszowe, gitara akustyczna, dodatkowy wokal
- Mike Rutherford - gitara basowa, gitara, dodatkowy wokal
oraz:
- Dave Hentschnel - dodatkowy wokal

Media

1 komentarz

  • Krzysztof Baran

    O tym, jak trudno zmienić styl przekonało się wielu wykonawców. Na początku lat 80 zmieniły się diametralnie schematy nagrywania płyt. Rozgłośnie radiowe grały przeboje 3,5 - 4 minutowe. Firmy fonograficzne zarabiały już nie tylko na samych albumach, ale i na singlach. Pojawiały się pierwsze teledyski z prawdziwego zdarzenia. Mnóstwo zespołów, stawało pod ścianą
    W podobnej sytuacji znaleźli się również trzej muzycy Genesis. Naciskani przez wydawcę, co bardzo słychać na albumie, a także głodni sukcesu w nowym wymiarze, musieli nagrać coś, co nie odbierze im zbyt dużej ilości starych fanów, a jednocześnie przysporzy rzeszę nowych słuchaczy. Ciężkie zadanie, ale jak się okazuje całkiem wykonalne, i to z niezłym efektem! Ja, jako oddany fan 'starej' ery, osobiście bardzo lubię Diuka. Nie przeszkadza mi jego komercyjna świeżość, bo są w niej zawarte mądrość i doświadczenie muzyków z minionego okresu. Owszem brakuje pazura Hacketta, czy też nieco bardziej wyszukanych tekstów Gabriela, ale czas prze do przodu i oglądanie się za siebie, nie zawsze przynosi dobre efekty. Nie oszukujmy się! W tym składzie (Banks, Collins, Rutherford) raczej nie mogliśmy się spodziewać kolejnego 'Foxtrota'…
    Album jest oparty na dwóch mini suitach. Pierwsza go rozpoczyna ('Behind the Lines'/'Duchess'/'Giude Vocal'/'Man Of Our Times') i słychać tu powiew świeżości za sprawą nowego brzmienia, przede wszystkim instrumentów klawiszowych. Jest tu jednak także stary rozmach i dawka rockowej progresji. Są nowe, pastelowe klawisze, nowoczesne brzmienie perkusji. W 'Duchess' w roli głównej występuje nawet automat perkusyjny. Ponieważ zaprogramowany zostaje przez samego mistrza, Phila Collinsa, swoje zadanie spełnia genialnie. A Collins, skupia się nad śpiewem, wkładając w niego maksimum ekspresji…
    Nawet w kilku przebojowych piosenkach, które następują po wspomnianej suicie i wypełniają środkową część albumu, dzieje się mnóstwo. Są wśród nich dwa wielkie przeboje poprockowe ('Misunderstandng' i 'Turn It On Again'), dwie typowo 'collinsowskie' balladki ('Alone Tonight' i 'Please Don't Ask'), na szczęście nagrane bez użycia uwielbianych przez 'solowego' Phila dęciaków. Utwory te wiele zyskują dzięki aranżacją Tony’ego Banksa, który przy komponowaniu raczej nie schodzi poniżej pewnego, przyzwoitego pułapu. Jest też nieco bardziej klasyczne 'Cul-De-Sac', opowiadające o wyginięciu dinozaurów. 'Heathaze' z kolei, zapowiada brzmieniem album 'Genesis', nagrany 3 lata później. Album kończy druga, w zasadzie instrumentalna mini suita 'Duke's Travels/Duke's End', którą osobiście zaliczam do klasyków grupy. To świetny, z zębem zagrany numer, w którym słychać to, co w Genesis kochamy najbardziej. Utwór, okraszony świeżym powiewem technicznym, od strony instrumentalnej znów brzmi, jak za starych, dobrych czasów.
    Od strony tekstowej, „Duke” to nie do końca spójny, (ale jednak!) koncept-album, opowiadający o samotności ludzi, którzy przeżywają sukces komercyjny. Pomimo bogactwa materialnego, czują się samotni i próbują, od tej samotności uciec. Niestety bezskutecznie…
    Według mnie, album naprawdę broni się znakomicie. Osobiście z nowej ery Genesis, stawiam go najwyżej, i bardzo lubię tych kilka pop-rockowych piosenek. Szkoda, że po tym albumie przyszedł czas na nieco niższe loty Genesis! Czasy, kiedy grupa będzie bardziej utożsamiana z MTV, niż z prawdziwym, muzycznym rzemieślnictwem, do którego nas do tej pory przyzwyczaiła. Na następnych albumach coraz trudniej będzie znaleźć prawdziwe rodzynki (choć i tam są!). To ostatni album Genesis, o którym można napisać w całości ciepłe słowa... Polecam!
    Ocena: 4/5

    Krzysztof Baran czwartek, 27, marzec 2008 02:02 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Symfoniczny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.