- Terry Bozzio ( drums, percussion )
- Eddie Jobson ( keyboards, electric violin )
- John Wetton ( lead vocals, bass )
1. Danger money (8:12)
2. Rendez-vous (5:00)
3. The only thing she needs (7:53)
4. Caesar's Palace blues (4:42)
5. Nothing to lose (3:57)
6. Carrying no cross (12:20)
Czas całkowity: 42:02
- Terry Bozzio ( drums, percussion )
- Eddie Jobson ( keyboards, electric violin )
- John Wetton ( lead vocals, bass )
Kto myje ręce? Czy może to John Wetton umywa dłonie, po rozstaniu ze swym wieloletnim partnerem z sekcji rytmicznej, po genialnej pracy jaką razem wykonali zarówno pod szyldem King Crimson, jak i na pierwszym krążku zespołu o którym mowa - U.K. ? Na miejscu Billa zasiadł ktoś inny. Ktoś trochę mniej klasyczny, bardziej przebojowy i rytmiczny, ale równie genialny w swym fachu& Terry Bozzio - pałker samego Franka Zappy musiał być zwiastunem zmian w muzyce zespołu. Sam Wetton chyba także miał ciągoty do czegoś zupełnie nowego. Nieco prostszego w odbiorze, nawet zahaczającego o przebojowość. Ale jaką przebojowość!
Z poprzedniego składu, oprócz Wettona pozostał jeszcze tylko Eddie Jobson. Partie organów, syntezatorów i dźwięki elektrycznej wioliny wbijają w ziemię. I& To wszystko!!! Nie ma gitary!!! Naprawdę!!! Allan Holdsworth, podobnie jak Brufford, poszedł w odstawkę! I można powiedzieć, że to jedna z nielicznych płyt rockowych, której najważniejszy instrument gatunku w zasadzie nie był potrzebny!!! Dużo wykrzykników, ale ten historyczny fakt trzeba podkreślić.
Muzyka, jak już wspomniałem jest nieco prostsza w odbiorze niż dotychczasowe dokonania zespołu. Niesie powiew przebojowości. Ale to wcale nie psuje tego albumu. Wręcz przeciwnie - od początku płyta jest w moim mniemaniu genialna.
Któż z słuchaczy rocka progresywnego nie zna 'Randezvous 6:02'. Przepięknego utworu z elementami popowej ballady i rockowej symfonii. To jeden z tych kawałków, który wpisał się w serca nas, Polaków, będąc namiętnie (dziękujemy!) granym kiedyś przez pewnego zacnego, szanownego prezentera pewnej stacji radiowej, dzięki której w tamtych czasach dobra muzyka wlewała się w serca spragnionych słuchaczy w naszym kraju. 'Randka' jest utworem numer dwa na płycie. Otwiera ją, w mocny, charakterystyczny sposób (niezapomniana partia syntezatorowa, bodaj jedna z najbardziej rozpoznawalnych) utwór tytułowy - 'Danger Money'. Kawałek zdradzający, od razu, na wstępie kierunek, w jakim Wetton skierował swój zespół. Solówki klawiszowe (a'la ELP) zastąpią gitarę i tak już będzie do końca. Chwilami zastąpią ją także elektryczne skrzypce, na których pan Jobson wykona świetną robotę (nazwisko zobowiązuje ;)) choćby w kolejnym utworze 'The Only Thing She Needs'. Utwór ten cechuje także rytmiczny 'kopniak', wybity nie tylko przez klasyczną parę: bas - perkusja, ale także podkreślony elektroniczną linią basu wygraną dość nowocześnie jak na tamte czasy na syntezatorze. Kolejny kawałek - 'Caesar's Palace Blues', i znów jest przebojowo. Ale z charakterystycznym dla tego składu zgiełkiem. Po przygodzie w pałacu usłyszymy bodaj najbardziej przebojowy, a co za tym idzie najkrótszy utwór na płycie. 'Nothing To Lose' przygotuje nas na ostatni kąsek dania, 12-minutowy 'Carrying No Cross'. Pod względem budowania napięcia, niewiele tu braknie do bodaj największego dzieła, w jakim John Wetton brał udział. Myślę tu o niekwestionowanym klasyku 'Starless'. Wykrzyczane słowo 'Stop!' i zaczyna się uczta. To zdecydowanie jeden z moich ukochanych kawałków w historii. Kompozycja pompatyczna, zupełnie inna niż pozostałe na albumie. Znów ta Emersonowska szkoła klawiszowa, wbijająca w ziemię i przeplatająca się ze spokojnymi partiami, podkreślonymi równie spokojnym, nieco tajemniczym głosem Johna.
W moim odczuciu to jedna z najważniejszych płyt w historii rocka. Stanowi ona taki swoisty most pomiędzy muzyką lat 70 i 80, ponieważ mamy tu do czynienia z elementami charakterystycznymi dla obydwu dziesięcioleci. Muzyka instrumentalnie jest potężna jak przystało na rockowe lata siedemdziesiąte, ale przebojowa jak lata osiemdziesiąte. Niech te krótkie postscriptum i moja ocena - czyli brak skali będą zachętą dla tych którzy nigdy tej płyty nie słyszeli. Bo to album z którym koniecznie trzeba się zaznajomić!
Wychowałem się na tej płycie i chciałem coś osobistego o niej napisać, lecz przedmówca właściwie napisał już wszystko. Kiedy mając 15 lat usłyszałem 'Carrying No Cross' z nowej płyty jakiegoś zespołu UK, na długo nie mogłem znaleźć sobie miejsca. To było jak modlitwa, msza rockowa, największe uniesienie. I ten niesamowity w tym utworze Terry Bozzio.... Na kolana. To jedna z najlepszych płyt jakie w życiu udało mi sie usłyszeć. POLECAM WSZYSTKIM, którzy umieją słuchać...