Jedyny album zespołu nagrany w składzie ze szwajcarskim klawiszowcem Patrikiem Morazem który zastąpił Ricka Wakemana
Po wydaniu monumentalnego dziela Tales from Topographic oceans
grupa często była krytykowana za przerost formy nad treścią. Panowien postanowili więć że następca Oceanow będzie albumem o wiele bardziej zwartym pokazującym jednakże trochę inne oblicze
zespołu. Jak powiedzieli tak zrobili bo jakby nie patrzeć Relayer to w dyskografii yes dzielo wyjątkowe. Przepełnione futurystycznymi pejzażami wprost z odleglej przyszlości i jednocześnie niesłychanie awangardowe, a momentami wręcz zahaczające o współczesny jazz( vide Sound chaser).
Album zaczyna się ponad 20 minutową suitą Gates of Delirium opartą częściowo na powieści Tołstoja Wojna i pokoj. W tej kompozycji którą mozna właściwie nazwać muzyczną symfonią aż roi sie od niesamowitych partii klawiszowych ( wielkie brawa dla Moraza-godnie zastąpić Wakemana nie jest łatwo)Mnie jednak najbardziej urzeka końcówka suity przepiękne Soon zaśpiewane przez Andersona tak jakby od tego zależalo jego życie
Drugą stronę płyty otwiera dynamiczny Sound Chaser z wieloma naleciałościami jazzowymi. Warto zwrócić uwagę na nieziemską solowkę Howe'a w srodku- dla mnie to jego najlepszy popis w calej dyskografii zespołu.
Album kończy piękna ballada To be over będąca w moim odczuciu pewną kontynuacja Gates.
Podsumowując Relayer to z pewnością najtrudniejsza w odbiorze płyta grupy. Co oczywiście nie znaczy że należy ją omijać z daleka; wręcz przeciwnie- trzeba jej dać tylko trochę czasu a nie będziemy się w stanie od niej uwolnic-5 gwiazdek