Breathless

Oceń ten artykuł
(94 głosów)
(1978, album studyjny)
1. Breathless (4:16)
2. Echoes (7:22)
3. Wing and Prayer (4:41)
4. Down on the Farm (4:20)
5. Starlight Ride (3:20)
6. Summer Lightening (6:03)
7. You Make me Smile (4:13)
8. The Sleeper (7:02)
9. Rainbow's End (3:00)

Czas całkowity: 44:17
- Pete Bardens ( organ, synthesizer, piano, keyboards, mellophonium, vocals )
- Richard Synclair ( bass, vocals )
- Andy Latimer ( flute, guitar, vocals )
- Andy Ward ( percussion, drums )
- Mel Collins ( sax )

2 komentarzy

  • Michał Jurek

    'Breathless' to mocno nietypowy album w dyskografii Wielbłąda. Powstawał w bardzo burzliwym okresie w działalności zespołu. Stopniowo narastal bowiem konflikt między liderami: panowie Latimer i Bardens kompletnie nie mogli się porozumieć co do przyszłego kierunku, w jakim Wielbłąd powinien podążać. W trakcie sesji nagraniowej do 'Breathless' stało się jasne, że w zespole pozostanie tylko jeden z nich. W trakcie sesji reszta muzyków zadeklarowała poparcie dla Andy'ego Latimera, a Peter Bardens ostatecznie opuścił grupę.

    Biorąc pod uwagę warunki, w jakich przebiegały nagrania, 'Breathless' i tak wypada całkiem nieźle. Nie da się jednak ukryć, że w dorobku Camela to jedna ze słabszych pozycji. Stojąc przed półką z płytami, mogę wskazać zaledwie jedną płytę Wielbłąda, która jest wyraźnie słabsza (chodzi o 'I Can See Your House From Here', ale od razu zastrzegam - nie może być nieudaną płyta, na której mieści się takie cudeńko, jak 'Ice'). A jednak jest coś takiego w 'Breathless' co sprawia, że chce się do tego albumu wracać i słucha się go z przyjemnością mimo upływu tych 35 lat.

    Najjaśniejszym blaskiem lśnią dwa utwory, 'Echoes' i 'Summer Lightning'. Pierwszy z nich, jako jedyna piosenka z płyty, na stałe zagościł w koncertowym repertuarze Wielbłąda. I nie bez przyczyny. Świetne to bowiem nagranie, urzekające zmianami tempa i nastroju, jak również wspaniałymi gitarowymi solówkami. A w pewnym momencie Peter Bardens częstuje uszy wprost niezwykłymi syntezatorowymi odjazdami. Przywodzi 'Echoes' na myśl piosenki, które Camel zawarł na wybornej płycie 'Moonmadness', wiele nie odstając od nich poziomem, a może nawet przewyższając? Tak czy inaczej, każdy sympatyk Camela musi 'Echoes' znać, i już. Natomiast 'Summer Lightning' to już Camel nietypowy, bo jawnie dryfujący w stronę disco. I tu pewnie wiele osób się skrzywi, a niesłusznie. No bo proszę posłuchać pulsującej, funkowej partii gitary basowej - przecież to cudeńko. Podobnie zresztą jak to, co Andy Latimer robi pod koniec tego utworu. Tylko wybitny gitarzysta jest w stanie TAK zagrać. A śpiew Richarda Sinclaira? Aksamitniej już chyba nie można. Summer lightning in your eyes, it keeps on dancing...

    A reszta piosenek? Hm, bywa różnie. Otwierające płytę, melodyjne i zwiewne tytułowe nagranie, może się podobać. Cudnej urody partia fletu i partia wokalna zniewalają, choć utwór w sumie jest dość błahy. 'A Wing And A Prayer' to już wyraźne świadectwo poszukiwania przez zespół przebojowej formuły tak, by sprostać oczekiwaniom wytwórni, która poddawała zespół nieustannej presji, domagając się singlowego hitu. Jest to jednak próba chybiona, bo nagranie, mimo ciekawej partii gitary, w pamięci nie zostaje. Ot, zwykłe sztampowe popowe nagranie, jakich wówczas nagrywano na pęczki. Jednak prawdziwa katastrofa to 'Down On The Farm'. Nota bene to jedyne nagranie, którego wyłącznym kompozytorem jest Richard Sinclair. Widać panowie Latimer i Bardens byli tak bardzo pochłonięci wzajemnym zwalczaniem się, że nie poświęcili stosownej uwagi poczynaniom pozostałych członków zespołu. Te dzwonki, muczenie krów i gdakanie ptactwa są po prostu nie do zniesienia. Nie ratują utworu nawet zadziorne i dość ostre jak na Camela gitarowe riffy.

    Na szczęście 'Starlight Ride' to znów Camel w całej swojej krasie. Zjawiskowo wypada ta ballada, a otwierająca ją partia fletu i dziś potrafi zaczarować. Śliczne nagranie. Kolejne 'You Make Me Smile' zaczyna się obiecującą partią basu, ale później jest już trochę słabiej. Ujmę to tak: utwór ociera się o muzyczny banał, ale jest... ładny. No, tak po prostu ładny. Prostolinijny, melodyjny i bujający, choć mimo wszystko zbyt wymagający, by zawojować taneczne parkiety i listy przebojów.

    Ósmy na płycie, instrumentalny utwór 'The Sleeper' to już zupełnie inna bajka. Klimatyczny, wręcz hipnotyczny początek koi, ale z zadumy wyrywa późniejszy jazz-rockowy odjazd. Powplatano w to nagranie naprawdę porywające partie saksofonu, które stopniowo ustępują miejsca takimż solówkom gitarowym. I tak przez siedem minut. Natomiast finałowy 'Raibow's End' to podniosła pieśń, delikatnie kołysząca słuchaczy do snu.

    So keep on looking for that rainbow
    Start again
    I hope you find the rainbow
    Rainbow's end

    Przesłuchałem raz jeszcze 'Breathless' na potrzeby tej recenzji i wiecie co? Cofam to, co napisałem na początku. To dobra płyta i nie zasługuje na to, by przyklejać jej łatkę słabego albumu. Bez takich nagrań jak 'Echoes' czy 'Summer Lightning' świat byłby znacznie uboższy. A poza tym lubię 'Breathless' z jeszcze jednego, prywatnego powodu: otóż podobnie jak ja, album ten ukazał światu swe oblicze we wrześniu 1978 roku :-)

    Michał Jurek środa, 03, kwiecień 2013 17:29 Link do komentarza
  • Paweł Niedomagała

    'Breathless' - najbardziej kontrowersyjne dzieło zespołu Camel. Częściowo kontynuacja jazzrockowego stylu, w jaki zespół próbował wpasować się na albumie poprzednim - 'Rain Dances'. Ale brzmienie grupy nieco się wygładziło. A może nie tyle wygładziło, co Andy Latimer i jego współpracownicy zaczęli po prostu grać mniej skomplikowanie. Są tu więc utrzymane w stylu 'Highway Of The Sun', ale na pewno zgrabniej zagrane piosenki 'Summer Lighting' i 'You Make Me Smile'. Ciepłym nastrojem (niesamowity głos Richarda Sinclaira) zachwyca utwór tytułowy - 'Breathless'. Do miana przeboju mogłaby pretendować moja ulubiona kompozycja z tej płyty - 'Wing And A Prayer'. Richard Sinclair prezentuje się w zupełnie niecodziennym jak na Camel żartobliwym 'Down On The Farm' w którym obok odgłosów gdakania kur, kwakania kaczek, piania kogutów i jadącego traktora pojawia się w końcowej części bardzo interesująca partia fletu zagrana oczywiście przez Mela Collinsa. No i są tu jeszcze dwa długie, siedmiominutowe, najważniejsze na tej płycie utwory. Finezyjny, jazzrockowy 'Echoes' z długimi, pełnym pasji i pomysłów popisami Andy Latimera na gitarze i Petera Bardensa na klawiszach oraz 'The Sleeper' ze skomplikowanym, połamanym metrum granym przez Andy Warda. Tutaj zresztą każdy z muzyków ma swoją chwilę na zaprezentowanie swoich wysokich, instrumentalnych możliwości. Tych dwóch kompozycji nie powstydziłaby się w swoim repertuarze nawet grupa National Health... Płytę zamyka zadumany, przypominający początki Camel utwór 'Rainbow's End'.
    Andy Latimer nie cierpi tej płyty stwierdzając że jest katastrofalnie słaba, że kilka utworów na niej zawartych w ogóle nie powinno nigdy się ukazać. Ponadto z czasem jej powstawania wiążą się niemiłe wspomnienia - właśnie wtedy doszło do artystycznych rozdźwięków a później rozłamu pomiędzy nim a Peterem Bardensem. Efektem sporu dwóch liderów grupy był marginalny wkład Petera w realizację tej płyty. Niestety - nie był to koniec sporów interpersonalnych. Dojrzewał także konflikt pomiędzy Bardensem a Sinclairem - od samego początku wspólnego grania ci dwaj muzycy - delikatnie rzecz ujmując - niezbyt się lubili. A więc dylemat przed jakim stanął Latimer był dramatyczny. Peter Bardens całe swoje serce oddał Camel, był jego zasadniczą częścią. Richard Sinclair natomiast specjalnie nie krył że Camel to tylko kolejny etap jego muzycznego życia - może nawet nie najważniejszy. Domeną muzyków wywodzących się ze sceny Canterbury były ciągłe poszukiwania i niechęć do wiązania się na dłuższy czas z konkretnym zespołem. Ale decyzja musiała zostać podjęta i była ona taka a nie inna. Camel opuścił Peter Bardens. Czy słusznie ? Pytanie to pozostawiam otwarte...

    'Breathless' - najbardziej kontrowersyjne dzieło Camel. Nie tylko z uwagi na zawartość ale też z powodu emocji w jakich ten album powstawał. Jednak bardzo cenię tę płytę i nie jest to wcale przejaw mojej przekory. Moja ocena to 4 i pół na 5.

    Paweł Niedomagała środa, 03, czerwiec 2009 00:18 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Symfoniczny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.