A+ A A-

I Can See Your House From Here

Oceń ten artykuł
(114 głosów)
(1979, album studyjny)
1. Wait (4:50)
2. Your Love Is Stranger Than Mine (3:14)
3. Eye Of The Storm (3:42)
4. Who We Are (7:26)
5. Survival (1:04)
6. Hymn Ho Her (5:23)
7. Neon Magic (4:39)
8. Remote Romance (4:01)
9. Ice (10:10)

Czas całkowity: 46:13
- Andrew Latimer ( guitars, vocals, flute, autoharp )
- Andy Ward ( drums )
- Colin Bass ( bass, vocals )
- Jan Schelhaas ( keyboards )
- Kit Watkins ( keyboards )

oraz:
- Mel Collins ( sax )
- Phil Collins ( percussion )
- Rupert Hine ( vocals )
Więcej w tej kategorii: « Rain Dances Nude »

3 komentarzy

  • Michał Jurek

    'I Can See Your House From Here' to siódmy w dorobku studyjny album Wielbłąda, choć niestety siódemka ta nie okazała się szczęśliwa. Album nagrywano w okresie burzy i naporu, w którym doszło do całkowitego przemeblowania składu zespołu, ponieważ na placu boju pozostali jedynie panowie Latimer i Ward. Do grupy dołączyli nowy basista o bardzo adekwatnym nazwisku, czyli Colin Bass, i dwóch pianistów w osobach Jana Schelhaasa, który wspierał już Wielbłąda podczas trasy koncertowej promującej poprzedni album 'Breathless' oraz Kit Watkins, który jednak już po kilkunastu miesiącach opuścił grupę. Podczas nagrywania albumu skromny udział wnieśli też m. in. były członek Camela, Mel Collins, oraz - ponoć - Phil Collins. Uczestnictwo tego ostatniego nie jest do końca jasne, ponieważ pan Collins w licznych wywiadach dystansował się od tej sesji nagraniowej mówiąc, że nie pamięta, by cokolwiek podczas niej zagrał i by w ogóle był wtedy z muzykami Wielbłąda w studiu. Natomiast producentem albumu został Rupert Hine, i już sam ten fakt był zapowiedzią stylistycznego zwrotu, jaki miał się dokonać na 'I Can See Your House From Here' po to, by uczynić wielbłądzią muzykę bardziej przyjazną radiu.

    Patrząc chłodnym okiem na omawiany album (czy raczej słuchając go chłodnym uchem) można odnieść wrażenie, że zespół - ze szczególnym wskazaniem na Andy'ego Latimera - bardzo chciał odnieść sukces w kategorii 'singlowy hit'. Próba ta okazała się chybiona, co dla żadnego sympatyka wielbłądziej muzyki nie powinno być zaskoczeniem. Wszak Camel nigdy nie odniósł sukcesu na listach przebojów, a jego najwybitniejsze artystyczne dokonania zawsze były z założenia niekomercyjne. Nic więc dziwnego, że ten stylistyczny skok w bok spalił na panewce.

    Na 'I Can See Your House From Here' Camel zabrnął w ślepy zaułek. Po raz pierwszy na płycie Wielbłąda znalazło się aż tyle wymęczonych, topornych nagrań. Oczywiście, na wcześniejszych płytach też zdarzały się zapchajdziury w rodzaju 'Down On The Farm' czy 'Highways Of The Sun', ale to były pojedyncze przypadki. Tym razem proporcje się zmieniły całkowicie. Z dziewięciu nagrań po latach bronią się trzy, może cztery. Reszta to mdła papka, zdominowana przez syntezatorowe, plastikowe brzmienia, uwypuklone jeszcze dodatkowo przez producenta albumu.

    Mimo szczerych chęci, naprawdę nie jestem w stanie napisać nic ciepłego o takich nagraniach jak 'Wait', 'Your Love Is Stranger Than Mine', 'Neon Magic' czy 'Remote Romance'. Owszem, jest skocznie i rytmicznie, są chórki w refrenach, są chwackie zagrywki gitarowe, ale te utwory są do bólu wręcz sztampowe. Brak im wdzięku i lekkości, która wcześniej cechowała muzykę Camela. Sztandarowym tego przykładem jest wspomniany już utwór 'Remote Romance': archaicznie brzmiące efekty syntezatorowe, które w zamierzeniu miały być pewnie intrygujące, i uparcie skandowany tytuł nagrania w refrenie dają efekt po prostu koszmarny. Zgroza.

    Pozostałe nagrania są już nieco lepsze, ale i tak nie odbiegają znacząco in plus od poziomu, który Camel utrzymywał na swoich poprzednich albumach - z jednym wyjątkiem, o którym za chwilę. Liryczne 'Who We Are' czy 'Hymn To Her' mogą się wprawdzie podobać, bo pan Latimer gra w nich naprawdę ładne sola gitarowe; w pierwszym utworze pojawiają się też urocze, choć moim zdaniem przesłodzone wstawki orkiestrowe. Instrumentalnych nagrań 'Survival' czy 'Eye Of The Storm' też można wysłuchać (zwłaszcza tego drugiego, okraszonego piękną partią fletu i ładnie uwypukloną linią basu), choć nie ma w nich nic, dzięki czemu mogłyby na dłużej zapaść w pamięć. I kiedy w zrozpaczonym słuchaczu narasta ochota, by wyłączyć odtwarzacz i dać sobie spokój ze słuchaniem 'I Can See Your House From Here', zaczyna się TO nagranie.

    'Ice'. To prawdziwy diament, lśniący po latach wciąż niesłabnącym blaskiem. Pierwszoplanowym instrumentem jest tu gitara boleściwa, gitara łkająca, gitara snująca tkliwą opowieść pełną niewypowiedzianej tęsknoty. Tylko prawdziwy mistrz może zagrać w taki sposób. A gdy już zagra, to chciałoby się, by nigdy nie przestał.

    Jak wspominał Rupert Hine, cała solówka w 'Ice' została zarejestrowana za jednym zamachem: po prostu Andy Latimer usiadł na chwilę z gitarą w ręku i zagrał. W efekcie powstała prawdziwa perła, jaśniejąca tym silniej, że pozostałe nagrania zawarte na płycie są odległe od 'Ice' o lata świetlne. Co ciekawe, sam gitarzysta nie był początkowo jakoś nadzwyczajnie zadowolony ze swojej gry uważając, że partia gitarowa jest mało urozmaicona. W prostocie jednak tkwi siła. Nie trzeba przesadnie komplikować muzyki, by tworzyć arcydzieła.

    Andy Latimer wspominał po latach, że sesja nagraniowa do 'I Can See Your House From Here' była bardzo krótka. I tu chyba należy szukać źródła problemu. Nagrania nie zostały należycie dopracowane, i to zarówno od strony kompozycyjnej, jak i - choć w mniejszym stopniu - aranżacyjnej. Zabrakło też dobrych pomysłów. A jednak każdy prawdziwy fan Camela po prostu musi mieć ten album na półce, a to z uwagi na wspomniany już utwór 'Ice'. Tak, to bez wątpienia jeden z najlepszych utworów Camela, zawierający kto wie czy nie najwspanialsze gitarowe solo Andy'ego Latimera. Każdy sympatyk Wielbłąda i w ogóle rocka progresywnego po prostu musi to nagranie znać, i już.

    Michał Jurek wtorek, 09, kwiecień 2013 16:47 Link do komentarza
  • Bartek Kieszek

    Przed laty miałem z tą płytą nielada problem. Pamiętam że kupiłem ją przede wszystkim dla 2 kompozycji które w owym czasie całkowicie zawladnęły moją wyobraznią: Hymn to her i Ice. Jednak gdy ją wlączyłem po przyjściu do domu rozpaczliwe zgrzytanie zębów slychać było chyba w calej okolicy. Oprócz 2 wyżej wymienionych fragmentów nic mi się wlaściwie tutaj nie podobało a gdy uslyszałem Remote Romance zacząlem mieć prawie myśli samobójcze.
    Teraz wiele lat od tamtych dni mam nieco lepsze zdanie na temat tego wydawnictwa choć i tak dzieli je wiele millionów lat świetlnych od Snow Goose czy Moonmadness.
    Płycie można naprawdę kilka rzeczy zarzucić lecz najważniejszy jest moim zdaniem zupełny brak inwencji twórczej w paru fragmentach. Latimer zawsze był znakomitym kompozytorem ale dlaczego podpisał swoim nazwiskiem takie koszmarki jak Neon Magic czy Remote Romance nigdy nie zrozumiem. Szczególnie ten drugi jest znakomitym przykładem zupelnego zagubienia się muzyków Wielbłąda. Zdaję sobie sprawę iż w okresie wydania tej płyty popularna zaczynala być moda na dzwięki elektroniczne ale to co tutaj słyszymy woła o pomstę do nieba.
    Na szczęście na tym albumie jest też kilka pieśni które ratują calośc na tyle skutecznie iż co jakiś czas lubię sobie nawet I Can See Your House From Here puścić. No bo takie Ice to z pewnoscią jedno z najlepszych dokonań zespolu. Genialny fragment z taką solówką latimerqa że aż słabo się robi.
    Hymn to her to z kolei piękna pieśn która od początku do końca czaruje nas swoim urokiem a do tego jeszcze ta partia gitary...znakomita do włączenia na pierwszej randce jeśli chcemy zrobić na naszej pannie odpowiednie wrażenie.
    Poza tym album przynosi nam jeszcze trochę naprawde ciekawej muzyki. Wait czyli sam początek plyty ukazuje zespół od trochę bardziej przebojowej strony, podobnie jak numer następny Your Love Is Stranger Than Mine- zupelnie fajnie się tego slucha nawet jesli nie jest to kolejny Lunar sea.
    Mile wrażenie robi tez Who we are będący jakby lustrzanym odbiciem Hymn to Her.
    Podsumowując jest to z pewnością ciekawe wydawnictwo choć po pierwszym przesłuchaniu moze zniechęcic. Tak czy inaczej 3 gwiazdki

    Bartek Kieszek wtorek, 30, październik 2007 18:16 Link do komentarza
  • Przemysław Semik

    W roku 1979, kiedy ukazała się płyta 'I Can See Your House From Here', w składzie Camela zabrakło Petera Bardensa i Richarda Sinclaira. Przyszedł czas na zmiany personalne. Dołączyli Schelhaas, Watkins i Bass. Odtąd regułą miała stać się obecność w zespole dwóch pianistów i dwóch wokalistów.

    Płytę rozpoczynają przebojowe 'Wait' i 'Your Love Is Stranger Than Mine', zaśpiewane przez Colina Bassa. Mało przypominają one klimat wcześniejszych dokonań Camel, niemniej jednak spodobały się one publiczności, a 'Your Love...' możemy usłyszeć do dziś na koncertach. Następnie instrumentalny 'Eye Of The Storm', nagrany z użyciem ciekawego instrumentu perkusyjnego o nazwie: Massed Marching Military Snares. Co ciekawe, utworu tego nie skomponował Latimer (co jest rzadkością po odejsciu Bardensa) lecz nowy członek zespołu - Kit Watkins. 'Who We Are', zaśpiewana przez Latimera, jest jedną z najładniejszych kompozycji na albumie. Jednominutowy 'Survival', wykonany przez orkiestrę, w klasyczny sposób podkreśla talent lidera zespołu. Bardzo charakterystyczny, krótki motyw gitarowy z 'Hymn To Her', pamiętamy jeszcze długo po pierwszym przesłuchaniu. Kolejne dwa utwory: 'Neon Magic' i 'Remote Romance' należą do najmniej udanych. Ten drugi jest raczej żartem muzycznym, wyjątkiem od reguły poważnego traktowania muzyki przez Latimera. Niektórzy twierdzą, że to 'idiotyczna wycieczka w stronę dyskoteki'. Może to prawda, ale nie obrażajmy się na Camel za jedno 'perskie oko' puszczone do nas od czasu do czasu. Wreszcie dochodzimy do ostatniego, 10-minutowego, instrumentalnego 'Ice'. Klasyczny, cichy i tęskny początek, następnie długie gitarowe solo, najdoskonalsze chyba solo jakie do dziś skomponował Latimer. Do tego delikatne, syntezatorowe tło, podsycające nastrój w niewiarygodny sposób, na koniec subtelne pianino, które sprzyja refleksjom na temat tej mistrzowskiej kompozycji. Po wysłuchaniu 'Ice' do końca, mamy ochotę słuchać od początku, tak jakby nie robiło różnicy, gdyby trwał on w nieskończoność.

    Gdyby nie 'Ice', oceniłbym płytę zdecydowanie niżej. W przeróżnych ocenach płyta 'I Can See Your House From Here' wypada bardzo słabo. Być może dlatego, że dla wielu osób w konfrontacji z 'Ice', reszta płyty nie przedstawia większej wartości. Osobiście mam odmienne zdanie i uważam, że album ten jest jednym z ciekawszych Camelowych dokonań. Była to również jedna z pierwszych płyt Camela w mojej kolekcji.

    Moja ocena: 3.5

    Przemysław Semik wtorek, 30, październik 2007 18:16 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Rock Symfoniczny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.