A+ A A-

Filles De Kilimanjaro

Oceń ten artykuł
(22 głosów)
(1969, album studyjny)
1. Frelon Brun (5:37)
2. Tout De Suite (14:07)
3. Petits Machins (Little Stuff) (8:04)
4. Filles De Kilimanjaro (12:01)
5. Mademoiselle Mabry (Miss Mabry) (16:33)
6. Tout De Suite (Alternate Take) (14:36)

Czas całkowity: 71:04
Utwory 2-4, 6
- Miles Davis (trumpet)
- Wayne Shorter (tenor saxophone)
- Herbie Hancock (electric piano)
- Ron Carter (electric bass)
- Tony Williams (drums)
Utwory 1, 5
- Miles Davis (trumpet)
- Wayne Shorter (tenor saxophone)
- Chick Corea (electric piano)
- Dave Holland (bass)
- Tony Williams (drums)

1 komentarz

  • Edwin Sieredziński

    Początki elektrycznego Davisa były mocno zachowawcze. Miles in the Sky był płytą w sumie mocno osadzoną w post bopie, tylko tyle, że wprowadzono elektryczne instrumenty. Pewne jaskółki zwiastują tu późniejsze brzmienie najgłośniejszych albumów Davisa tamtego okresu, jednak jeszcze nie jest to. Pewne idee wykuwają się powoli. Tak samo jest z Filles de Kilimanjaro.

    Ta powielona twarz na okładce zdradza tendencje psychodeliczne. Tu żadnych klimatów w stylu wrót percepcji jednakże nie mamy. Czy miała ona zachęcić do kupna fanów burzliwie rozwijającej się wówczas rockowej psychodelii? - tego nie wiemy i się raczej nie dowiemy. Znany jest fakt kontaktów Davisa i Hollanda z Hendrixem celem wymiany idei... Nie ma tu odjazdów takich jak w Bitches Brew, nie ma kilku klawiatur, nie ma wręcz atmosferycznych partii. Album jest klasyfikowany jako post bop i takiej formuły się trzyma. Rozwinięcie idei zawartych na Miles in the Sky, zresztą w podobnym składzie personalnym. Podobny również poziom użycia elektrycznych instrumentów. Widać, że zanim ostatecznie Davis poszedł w jazz-funk czy wręcz antycypację ambient jazzu (In A Silent Way czy fragmenty Bitches Brew tu przykładem), mocno trzymał się wypracowanego wzorca grania osadzonego w akustycznych albumach drugiej połowy lat sześćdziesiątych. Wpływów rockowych tutaj jeszcze w ogóle nie widać poza charakterystyczną okładką. Ewolucja elektrycznego brzmienia zachodziła powoli, musiało jeszcze trochę czasu upłynąć, nim powstała taka płyta jak In A Silent Way.

    Prawda, że Filles de Kilimanjaro nie jest albumem przełomowym. Charakteryzuje się jednak miłym, przyjemnym brzmieniem, ma nieco oniryczny, a miejscami nostalgiczny charakter; Davis już taki jest. Dramatyzmu też tu nie uświadczymy. Pierwszy utwór na płycie - "Frelon Brun" - jest bardziej energiczny i na pewno każdemu miłośnikowi zapadnie w pamięć, ta trąbka Davisa i klawisze Chicka Corei... zapomnieć się tego nie da. Podobnie jest z początkiem "Petits Machine". Zapomnieć również się nie da tytułowego numeru - trąbki, klawiszy jak i linii basowej Rona Cartera. Cała reszta raczej w tonacji przyjemnego brzmienia i nic strasznego ani dziwnego tutaj nie ma. Davis zresztą - poza źle przyjętym przez krytykę i do tej pory dzielącym miłośników wielkiego trębacza On the Corner - nigdy w warstwie muzycznej nie szokował.

    Album nie jest przełomowy, stanowi rozwinięcie koncepcji z Miles in the Sky... Ma jednak bardzo przyjemne brzmienie i można się przy tym rozmarzyć. Pod klawiaturę album bardzo dobry - z doświadczenia wiem, że mniej zajmujący niż debiutowy Weather Report czy Mwandishi Herbie'go Hancocka, które mają podobne instrumentarium i wywodzą się z tego samego korzenia. Z czystym sumieniem pięć gwiazdek.

    Edwin Sieredziński piątek, 10, kwiecień 2015 00:13 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Jazz-Rock / Fusion

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.