Muzyką Sun Ra zainteresowałem się po przesłuchaniu nagrań brytyjskiej grupy Guapo. Wcześniej jakoś nie zwracał on mojej uwagi. Znaczy się tyle: wiedziałem, że był sobie taki nieco świrnięty muzyczny radykał o bardzo dziwacznych - afrocentrycznych i katastroficznych - poglądach historiozoficznych - skądinąd nawet tytuły jego płyt się odeń wywodzą, chociażby New Atlantis, lecz muzyką jego się nie interesowałem. Później zauważyłem, że faktycznie Guapo inkorporował dużo elementów w sekcji rytmicznej, samego podejścia do rytmu od Sun Ra, jest to jednak skutecznie wymieszane z innymi źródłami inspiracji tak, że tworzy to bardzo spójną całość.
Landquidity to płyta Sun Ra zbliżająca się nieco do world fusion - kierunku zapoczątkowanego przez Dona Cherry'ego. Zaobserwować można również wpływy free jazzu; niektóre partie instrumentalne są bardzo nieregularne i wyczuwalny jest tu duch Ornette'a Colemana czy Alberta Aylera. Wyczuwalne są też wpływy innych wykonawców jak chociażby Eric Dolphy czy Charles Mingus.
Utwór otwierający płytę - tytułowy również dla albumu - jest stosunkowo gęsty i nawiązujący do orientalnej muzyki. Wprowadzane są również nieregularne partie instrumentalne - właśnie o rodowodzie free jazzowym. "Where Pathways Meet" to przypomina nieco wczesny Weather Report... trochę modalnych partii na instrumentach, elektrycznych instrumentów i klimatów bardziej osadzonych w funku i muzyce latynoamerykańskiej. Nie ma w tym jednak tyle łagodnego klimatu co w Weather Report, tu jest typowy dla Sun Ra dramatyzm. Budowany z użyciem wielu środków, nieregularnej i rozbudowanej sekcji rytmicznej, czy też partie instrumentów dętych przypominające z kolei Erica Dolphy'ego. "That's how I feel" to z kolei otwiera typowa cool jazzowa trąbka w stylu Davisa i utwór osadzony raczej w tej estetyce. Dalej to rozwija się nieco jak u Mingusa sensu jego Jazz Experiments; tyle że pozbawione tego charakterystycznego polifonicznego brzmienia. "Twin Stars of Thence" rozwija się z kolei jak pierwsze płyty Weather Report; wprawny słuchacz też będzie miał skojarzenia z In A Silent Way (Miles Davis). Mamy tu do czynienia z ciekawą linią basową w innym tempie niż perkusja i instrumenty klawiszowe - jak stary dobry Charles Mingus. W partiach instrumentów dętych ujawniają się po raz kolejny - a to wzorce modalne, a to inspiracje Dolphy'm, trochę też tu tej nieregularności rodem z pierwszych płyt Colemana. Zakończenie jest nieco dramatyczne, to już free jazzowe szaleństwo. "There Are Other Worlds" zawiera dużą dozę podskórnego niepokoju w żaden sposób nie rozwiązanego. W jazzowych czy fusion nagraniach jest to zjawisko bardzo rzadko spotykane, kojarzy się to raczej z mrocznymi odnogami rocka psychodelicznego i/lub progresywnego. Mam niezbite wrażenie, że tutaj Sun Ra zapatrzył się nie w swoje jazzowe korzenie, co w niezwykle dynamiczną w latach 60. i 70. scenę psychodeliczną i progresywną. Dla mało doświadczonego słuchacza taki utwór będzie zaskoczeniem, jeżeli nie odkryciem.
Bardzo dobra płyta Sun Ra. Nie jest ona aż w takim stopniu szalona, jak niektóre jego nagrania i nie słucha się tego z zaciśniętymi zębami (chociażby do tego filmu o alternatywnym rozwoju cywilizacji, gdzie Sun Ra był spiritus movens). Jest to również album zdecydowanie lepiej dopracowany niż niektóre, inne jego pozycje. Tutaj dostajemy prawdziwą podróż po różnych nastrojach - od nieco sennego, onirycznego aż po wiszący niczym miecz Damoklesa w powietrzu klaustrofobiczny niepokój. Album dla każdego miłośnika prawdziwych muzycznych wrażeń - z mojej strony pięć gwiazdek.