A+ A A-

The Sound of the Earth

Oceń ten artykuł
(5 głosów)
(2018, album studyjny)

01. Deep Ocean - 6:42
02. The Sound of the Earth I - 9:54
03. From Darkness - 7:33
04. The Sound of the Earth II - 12:14
05. Serenity - 5:50
06. The Sound of the Earth III - 9:14
07. Lovely Place - 4:41
08. The Sound of the Earth IV - 16:36
09. Take a Walk - 4:11


Czas całkowity - 1:16:55



- Xavi Reija - perkusja
oraz:
- Markus Reuter - gitara touch
- Dusan Jevtovic - gitara
- Tony Levin - gitara basowa, upright bass, Chapman stick



Więcej w tej kategorii: « Resolution

2 komentarzy

  • Konrad Niemiec

    Musieliśmy czekać 3 długie lata na następną niesamowitą płytę, za którą odpowiada duet znakomitych instrumentalistów Xavi Reija i Dusan Jevtovic. W 2016 roku płyta Random Abstract była sygnowana jako dzieło duetu XADU. Teraz mamy do czynienia z dziełem które podpisał sam XAVI REIJA. Lider zespołu i kataloński perkusista, Xavi Reija i urodzony w Serbii gitarzysta Dusan Jevtovic, współpracowali przy wielu projektach w ciągu ostatnich kilku lat i stali się muzyczną jednością. Ale teraz wspomagają ich dwaj inni wirtuozi. Pierwszy z nich to urodzony w Bostonie, Tony Levin, basista z niesamowitym muzycznym rodowodem, począwszy od Herbiego Manna i Chucka Mangione do Petera Gabriela i King Crimson uzupełniony 10-letnim pobytem w swoim projekcie Stick Men. Drugim wirtuozem jest kolega Levina z zespołu Stick Men i członek Crimson ProjeKCt i Centrozoon urodzony w Niemczech Markus Reuter. I cała ta czwórka opracowała wspólny język komunikowania się za pośrednictwem muzyki.
    Kiedy skupimy się na dźwiękach, pomyślimy, że ta czwórka wirtuozów gra ze sobą od lat. Ale tak nie było. To po prostu czwórka profesjonalistów rozumiejących się bez zbędnych słów.

    A jaka jest płyta mówiąca o dźwiękach ziemi? Trudna do sklasyfikowania, bo po prostu jest nieporównywalna. Do niczego, no może poza poprzednią płyta XADU. Ale tutaj mamy do czynienia z muzyką totalną. Nie opartą na żadnych schematach, wyzwoloną, płynącą, niepokojącą. Nie jest to muzyka relaksacyjna. Ta muzyka wciąga nas do interakcji. Słuchamy i podziwiamy jak się rozwija, płynie, ewoluuje. Jak muzycy budują napięcie. Przez głowę przebiegają setki myśli, które próbują sklasyfikować to co słyszymy. Próbują to skatalogować, uporządkować. Ale tego zrobić się nie da. To muzyka dla wytrawnych słuchaczy. Nie pozwala przejść koło siebie obojętnie, ale też wymaga skupienia. Wielkiego skupienia.
    Płyta została nagrana w sierpniu 2016 roku w Club House Studio w Nowym Jorku, a zmiksowana w Hiszpanii w 2018.
    Dla mnie to pozycja szczególna, bo ja uwielbiam takie inteligentne wycieczki muzyczne po różnych obszarach ludzkiej świadomości. I dlatego polecam tę płytę wszystkim wymagającym słuchaczom, którzy nie szukają lekkich i łatwo wpadających w ucho chwytnych klimatów. Jeśli szukacie czegoś jeszcze, jeśli lubicie się muzycznie zatracać to jest dokładnie pozycja dla was. Nie wypoczniecie, nie zrelaksujecie się. Zostaniecie zmieleni przez mikser dźwięków i rytmów, które zawładną wami do końca.
    Polecam gorąco.

    Konrad Niemiec poniedziałek, 25, luty 2019 21:04 Link do komentarza
  • Jacek Kozłowski

    It came from dismal shadows
    Creeping, sudden, from behind.


    Niemcy zawsze przychodzą niepostrzeżenie. Szybko i niezauważenie zdobywają...
    Słuchaczy.
    Aż ciężko uwierzyć, że jest ich tylko trójka. Zespół uformowany w 2001 roku w Lipsku w 2004 roku wydał pierwszego long play'a Back To Times of Splendor łącząc mocny metal z melancholijną melodyjnością. Wokal niczym z System of a Down twórcze umysły i zdolni muzycy. To musiało się udać. I się udało.
    Płytę otwiera And The Mirror Cracked, otwiera ją eksplozją, od początku czuć, że dalej będzie tylko lepiej. I jest lepiej. Muzyka jest szalona, szybka, czasem wolna i melodyjna, a ucho od razu przypomina sobie Serja Tankiana.
    Fall to niezwykły popis wokalisty, piosenka raczej melodyjna, growlu tutaj nie uświadczymy.
    Alone I Stand In Fires to w głównej mierz growl, instrumentalnie jest niezmiennie rewelacyjnie. Zaraz po tym następuje Back To Times Of Splendor, dość długa (prawie 15 minut) tytułowa pozycja albumu. Mamy tu skrzypcowy motyw przewodni i melodyjny refren, trochę bałaganu, a po 7 minutach robi się spokojnie. Ale spokojnie, to tylko cisza przed burzą! Melodia bardzo powoli się rozkręca, by pod koniec osiągnąć apogeum. Zdecydowanie warto do niego doczekać.
    A Day By The Lake to najspokojniejsza pozycja na tym albumie. Mimo iż traci metalowy charakter wciąż zachwyca.
    And I cry just like you
    Knowing, this is coming to an end

    Niestety, płyta nieubłaganie zmierza ku końcowi, a zamyka ją The Sleep Of Restless Hours, 17 minutowa solidna porcja progresywnego grania. Szalona, zmienna i ciekawa opowieść. dobrze się kończy!
    I left with knowing I would be back
    trzymam za słowo!

    Album Back To Times of Splendor jest pozycją godną polecenia. Muzycy nie żałują rąk oraz gardeł i bardzo dobrze im to wychodzi!

    Somehow I' m not the same as before
    Maybe I've grown wiser on the way

    Jacek Kozłowski sobota, 14, marzec 2009 00:39 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Jazz-Rock / Fusion

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.