Kolejny album Davisa, z którym wiąże się pewna historia. Włączyłem sobie swego czasu In A Silent Way. Przyszedł wtedy jeden kumpel i się mnie pyta, czy gram w Farmville. Odrzekłem, że gier na FB omijam, jak ognia, a w tle leci Davis. Dowiedziałem się, że wypasanie krów na Fejsie może mieć zbliżony do In A Silent Way podkład muzyczny. Byłby to kolejny dowód na olbrzymią skalę oddziaływania dorobku Milesa Davisa.
Powołałem się również na ten album, pisząc o debiucie Weather Report - stanowił on poniekąd kanwę. Lecz na pierwszej płycie Zawinula i spółki dały o sobie znać również inne elementy. Ujawnił się talent kompozytorski Vitousa, Shorter w swoich utworach również dał nieco od siebie; też talent kompozytorski, znany również z solowych płyt Speak No Evil czy Night Dreamer. I debiut Weather Report ma inny charakter niż rozważany tutaj album Davisa.
Obydwa są oniryczne. Jednakże w In A Silent Way jest zdecydowanie więcej nostalgii i więcej spokoju. Można powiedzieć - pod względem klimatu płyty - to taki klasyczny Davis, tylko zagrany z udziałem instrumentów elektrycznych. Zero niepokoju, można się rozpłynąć... niektórzy nie lubią takich płyt, gdzieś musi być ten pazur, jakieś ziarno niepokoju, coś się czaić. Dramatyzm czy żywiołowość nie zawsze są jednak oczekiwane. Czasem trzeba posłuchać czegoś spokojniejszego i do wyciszenia się. Taki album jak In A Silent Way sprawdza się tutaj świetnie.
Jeżeli chodzi o samą konstrukcję, to dostajemy tutaj dwie niemalże dwudziestominutowe suity. Wielu recenzentów i krytyków pisało, że Davis tutaj odszedł od jazzowej formy piosenki na rzecz rozbudowanych utworów konstrukcyjnie zbliżonych do form występujących w muzyce klasycznej. Szeregowy słuchacz jednakże tego nie zauważy. Przechodząc bowiem ze świata rocka do jazzu, bardzo szybko się dostrzega, że wiele jazzowych utworów trwa dłużej niż 3-minutowa piosenka z gatunku takt na 3/4 i let's rock, też się zdecydowanie więcej dzieje. Dlatego przejście do takiego albumu jak In A Silent Way nie będzie szczególnie bolesne, a ze względu na przyjemne brzmienie tegoż długość utworów nie będzie odczuwalna. Natomiast w rzeczywistości a. D. 1969 praktycznie nie zdarzały się płyty, które zawierałyby dwa niemalże dwudziestominutowe utwory. Być może dlatego krytyka uznała ten album Davisa za w pewien sposób przełomowy. Choć nie sposób nie mieć wrażenia, że jazz szybko adaptował elementy muzyki klasycznej; absolutna czołówka jazzu jak Eric Dolphy czy Charles Mingus inkorporowała pewne elementy od Igora Strawińskiego. Same konstrukcyjne rozwiązania na In A Silent Way z pewnością nie stanowią wielkiej nowości. Nie pomniejsza to jednak tej płyty; w końcu zarówno poszczególne utwory jak i cały album są niezwykle spójne.
Na koniec ciekawostka. In A Silent Way stanowi również arcydzieło montażu. Macero napracował się tutaj znacznie bardziej niż przy jakiejkolwiek innej płycie Davisa. Czy jednak umniejsza tą płytę? Co prawda chętniej słucham debiutu Weather Report... tej płycie przyznać pięciu gwiazdek nie wypada.