On The Corner

Oceń ten artykuł
(23 głosów)
(1972, album studyjny)
1. On the Corner 19:55
2. Black Satin 5:16
3. One and One 6:09
4. Helen Butte 23:18

Czas całkowity: 54:39
- Miles Davis (trumpet)
- Al Foster (drums)
- Badal Roy (tabla)
- Bennie Maupin (bass clarinet)
- Carlos Garnett (soprano and tenor saxophone)
- Don Alias (percussion)
- Chick Corea (electric piano)
- Collin Walcott (electric sitar)
- Dave Liebman (soprano saxophone)
- David Creamer (guitar)
- Harold I. Williams (organ, synthesizer)
- Herbie Hancock (electric piano, synthesizer)
- Jabali Billy Hart (drums, bongos)
- Jack DeJohnette (drums)
- James "Mtume" Foreman (percussion)
- John McLaughlin (guitar)
- Khalil Balakrishna (electric sitar)
- Lonnie Liston Smith (organ)
- Michael Henderson (bass)
- Paul Buckmaster (cello)
Więcej w tej kategorii: « Bitches Brew Live-Evil »

2 komentarzy

  • Edwin Sieredziński

    Krautrock jest jednym ze zjawisk, jakie wywarły olbrzymi wpływ na moje postrzeganie muzyki. Stanowił wyraz tego, co chciałem widzieć w tej dziedzinie ludzkiej działalności, a mianowicie czystą i nieskrępowaną twórczość. Wręcz zachwycałem się swego czasu niemalże nieograniczoną inwencją twórców tego przedłużenia ery psychodelicznej w b. RFN... Zaraz zaraz, a czego ja to piszę przy albumie króla jazzu. Dostajemy tu bowiem album unikat.

    Słuchacze bardzo często lubią, jeśli dany wykonawca ma swój klimat, charakterystyczne brzmienie i nie wybiega za bardzo poza swoją linią, nie poszukuje, nie grzebie. To chyba klucz do sukcesu takich żywych skamieniałości jak AC/DC czy Aerosmith - niczym skrzypłocze i niektóre ramienionogi zero zmian. Również źródło zawodu niektórych przy słuchaniu King Crimson; a dlaczego ten wariat Fripp musiał odejść od tego majestatycznego melotronu i raczyć słuchaczy najróżniejszymi klimatami - od jazz-fusion, metal progresywny w zaczątkowej postaci, improwizowany instrumentalny rock aż po elektronikę? Tak samo Davis. Pewnie niektórzy będą oczekiwać nostalgicznego, onirycznego klimatu jak z Kind of Blue (uważanej często obok Love Supreme Coltrane'a za najwybitniejszy album jazzu). W fazie elektrycznego grania Davis już od tego odchodzi i staje się żywszy. Natomiast On The Corner jest chyba najbardziej niezwykłą i nietypową płytą Davisa. Jeżeli ktoś nie kocha tego twórcy na zabój i na zasadzie "może i puszczać wiatry w mikrofon, a będzie to dobre", może mieć mieszane uczucia. Na pewno album podzieli miłośników wielkiego trębacza.

    I dlaczego pisałem wcześniej o krautrocku? Duchowością jest stosunkowo niego najbliżej, również inspiracjami w postaci formalizmu Stockhausena występującymi głównie na scenie berlińskiej. To również antycypacja, rozwiązaniami zbliża się do spotykanych w muzyce po 1976 roku, czyli rewolucji punkowej i ekspansji disco. Jednostajny rytm, wydający się wręcz mechaniczny, przywołuje rozwiązania wywodzące się z krautrocka. Album wydaje się również zdecydowanie bardziej elektroniczny niż wcześniejsze próby Davisa... nie jest to jednak męczybuła w stylu większości smooth czy acid jazzu. Wprowadzenie innych dźwięków (klaskanie, sitar i inne instrumenty orientalne)... znowu również duchowość krautrocka. Ten eksperymentalizm! Widać zatem, że to kompletne novum w obrębie fusion - klimatów cool jazzu, jazzu modalnego czy third streamu tutaj praktycznie w ogóle nie czuć. Co ciekawe, rozwinęło się to w obrębie amerykańskiego korzenia jazz-rocka czy fusion, mimo wszystko forma elektrycznego jazzu. Niemcy na to nie wpadli... Xhol Caravan, zespół krautrocka z instrumentami dętymi, duchowością i brzmieniem zbliża się najprędzej do sceny psychodelicznej Zachodniego Wybrzeża. Can mający naleciałości jazzowe - to po prostu grupa rockowa eksperymentująca mocno z elektroniką... Można zatem podejrzewać, że dla słuchacza o typowo rockowej proweniencji On The Corner będzie zaskoczeniem.

    Żałuję nieco, że na tą próbę Davisa nie natrafiłem w okresie intensywnego przesłuchiwania krautrocka; może znacznie szybciej wyrobiłbym sobie o tym instrumentaliście i kompozytorze dobre zdanie. (Dlaczego tamto snobistyczne indywiduum musiało mi przynieść Bitches Brew?) Przed poznaniem tej płyty nie przypuszczałbym, że amerykański jazz elektryczny nie mógł zrodzić próby o zbliżonej duchowości, również stanowiące antycypację wielu zjawisk, które wystąpiły później. Rzecz naprawdę niezwykła - jak na standardy Davisa, na kanony fusion oraz niezwykła w ogóle. Z czystym sumieniem przyznaję pięć gwiazdek i zachęcam doń wszystkich miłośników ciekawych muzycznych wrażeń.

    Edwin Sieredziński niedziela, 21, grudzień 2014 00:21 Link do komentarza
  • Bartosz Michalewski

    Kiedy człowiek jako tako zaliczy sesję musi się wyładować. Jedni idą chlać, drudzy jadą w góry, mam kumpla który sprząta (chociaż on właściwie sprząta zawsze, niezależnie od okoliczności). A ja idę się wyszaleć w sklepach muzycznych. Dzisiaj z okazji zaliczenia egzaminów wróciłem do domu z kilkoma płytami. Jedną z nich jest właśnie 'On the Corner'.

    To chyba najtrudniejszy album Davisa. Wbrew pozorom bardziej awangardowy niż 'Bitches Brew'. Główna trudność jaką sprawia słuchaczom jest fatalne pierwsze wrażenie. Kiedy pierwszy raz odsłuchałem ten album, uznałem że jest po prostu nudny. Grają goście jeden rytm w kółko po kilkadziesiąt minut, wokół niego rozbudowane jest jakieś rzężenie, nie ma żadnych instrumentalnych odjazdów, nic się z tego nie da zapamiętać, zero klimatu. Kiedy poznałem kolejne albumy Milesa w stylu jazz-funkowym moja niechęć do 'On the Corner' jeszcze się pogłębiła. Ale co jakiś czas wracałem do tego albumu i nie ukrywam, za każdym razem wydawał mi się nieco lepszy. Dużo czasu minęło zanim spodobała mi się ta muzyka. Dlatego pierwsza moja uwaga brzmi - proszę się nie zrażać, jak się nie podoba to odkładamy na półkę i dajemy sobie czas. W końcu musi coś zaskoczyć, nikt nie wie kiedy, ale prędzej czy później nadejdzie moment olśnienia!

    To co zwraca uwagę praktycznie od pierwszych minut to bogactwo nietypowych instrumentów. Poza trąbką, saksofonami, klawiszami czy gitarą mamy elektryczny sitar (gra na nim głównie śp. Colin Walcott, ale także Khalil Balakrishna), tabla (Badal Roy) i szereg innych instrumentów perkusyjnych z różnych stref kulturowych. Jest nawet klaskanie (ale znacznie ciekawsze niż u Rubika). To wszystko w połączeniu z funkowym pulsem podkładu sprawia, że całość brzmi niezwykle egzotycznie, bardzo ciepło. Określiłbym tę muzykę wręcz jako duszną. Jeżeli ktoś nigdy nie wychylił się za daleko poza bezpieczne dla siebie rejony progresu pewnie nawet nie potrafi sobie wyobrazić o co chodzi. Cóż, to chyba jeszcze jeden argument żeby się z płytą zapoznać.

    Nie wiem czy jest sens rozpisywać się o inspiracjach dwudziestowieczną muzyką poważną, ani tym bardziej opisywać minuta po minucie co się na tej płycie dzieje, bo jeżeli komuś 'On the Corner' wydaje się nudny to wiedza ta niewiele mu pomoże. W ogólnym zarysie chodzi o to, żeby zmieszać funkowy pulsujący rytm z charakterystyczną dla minimalizmu repetytywnością i obudować to swobodną jazzrockową ścianą dźwięku. Davis chciał z tą muzyką dotrzeć do afroamerykańskiej młodzieży, chciał wejść z tym na dyskoteki. I z tego punktu widzenia album jest oczywiście kompletnym niewypałem, bo chociaż wierzę, że na początku lat 70. w USA nie było trudno o mocne dragi, to jednak wątpię żeby jakikolwiek właściciel nocnego klubu zdecydował się puścić w swoim lokalu taką muzykę. Ale jeżeli uznać 'On the Corner' za dzieło awangardowe broni się on doskonale. Trzeba tylko dać mu wiele szans i być bardzo cierpliwym.

    'On the Corner' to na pewno nie jest album od którego powinno się zaczynać przygodę z Davisem. Do tego służą 'Bitches Brew' albo 'Jack Johnson'. To jest muzyka dla fanów i z tego względu nie będę polecał jej każdemu kto zechciał tę recenzję przeczytać. Tylko że zostać fanem Davisa to wspaniała sprawa! A jeżeli przejmiemy ten pogląd, to do wysłuchania przez was tego fantastycznego albumu niedaleka droga.


    PS: Stawianie ocen sobie podaruję. Bezpośrednio po tym jak poznałem ten album postawiłem mu na Prog Archives 3 gwiazdki. Rok później na RYM dałem już 4. Dzisiaj oceniam tą płytę na 4,5, ale kto wie co będzie za rok?

    Bartosz Michalewski piątek, 25, czerwiec 2010 22:26 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Jazz-Rock / Fusion

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.