Rypdal / Vitous / DeJohnette

Oceń ten artykuł
(4 głosów)
(1979, album studyjny)
1. Sunrise 8:26
2. Den Forste Sne 6:35
3. Will 8:01
4. Believer 6:23
5. Flight 5:25
6. Seasons 7:22

Czas całkowity: 42:12
- Terje Rypdal (guitar, organ)
- Miroslav Vitous (bass, electric piano)
- Jack DeJohnette (drums)
Więcej w tej kategorii: To Be Continued »

1 komentarz

  • Edwin Sieredziński

    Słuchając płyt Terje Rypdala, dziwi mnie jedno. Dlaczego on jest twórcą tak mało znanym. Co płyta, to rewelacja; jasne więc, że w końcu takie pytanie się pojawi. Możliwe, że przemysłowo płyt nie wydaje - staje się wobec tego twórcą znanym głównie koneserom, najbardziej wytrwałym słuchaczom rocka i jazzu. Nie mniej jednak zasługuje na szersze rozpropagowanie.

    Nie inaczej jest w przypadku niniejszej płyty. Zrealizowanej jako tercet - można rzec mało instrumentalistów. Ale za to jakich. Nazwiska takie jak Vitous czy DeJohnette znane są każdemu szanującemu się miłośnikowi jazzu. Nie trzeba tutaj jednak patrzeć na skład, aby delektować się porządną porcją niezwykłej muzyki.

    Brzmienie przypomina nieco zrealizowany w zbliżonym czasie album Barre Phillipsa - A Three Day Moon. Jest jednak bardziej regularne, przestrzenne, atmosferyczne niemalże. Mamy tutaj prześwietne partie perkusyjne DeJohnette'a, mistrzostwo w operowaniu kontrabasem przez Vitousa (pojawia się również smyczkowanie). A nade wszystko - gitara i syntezatory gitarowe samego Rypdala. No i to zróżnicowanie brzmienia - liczne przestery i modulacje gitary, charakterystyczne brzmienie syntezatora gitarowego. Może to wywołać liczne skojarzenia - od zabaw w dystorsję grup lat 60. po ambientowe próby Roberta Frippa z lat 90. Wszystko to buduje muzykę wypełniającą całą przestrzeń. Nie jest to typowe dla jazzu czy fusion. Brzmienie raczej zbliża się do ambientu, muzyki New Age, a także do post rocka. Pewne kierunki rozwoju wręcz zatem antycypuje. Wywołać może pewne skojarzenie z Sigur Ros; nie jest jednak to muzyka tak - excuse le mot - słodka. Panowie zostawiają nam tutaj znacznie więcej miejsca do namysłu, nie sprzedają nam odpowiedzi od razu. Opowiadają szereg historii, lecz sami musimy uruchomić własną wyobraźnię. Rzekłbym, nieco abstrakcyjna płyta, choć nie jest tworem całkowicie intelektualnym, zimnym i nieemocjonalnym. Mam również wrażenie, że jest ona również bardziej subtelna (ze względu na kunszt instrumentalistów). Album został jednak zakopany; wiadomo, że w narastającej pod koniec lat siedemdziesiątych dominacji plastiku i cukierkowego brzmienia nie mógł wypłynąć na powierzchnię. Gdyby został nagrany - dajmy na to - 5 lat wcześniej, w szczycie popularności ciekawego brzmieniowo rocka oraz fusion, mógłby w niektórych kręgach urosnąć do pozycji wręcz kanonicznej. Tak pozostaje świetnym albumem mało znanego twórcy.

    Płyta tercetu Rypdal/Vitous/DeJohnette nie jest przez to aż tak hermetyczna. Zainteresować może nie tylko fanów jazzowego brzmienia czy miłośników fusion. Jeśli skierują tutaj uwagę wielbiciele post rocka, odkryją dużo wspólnych elementów. Ze względu na komponentę przestrzenną, polecić ją można miłośnikom space rocka. Terje Rypdal nie stronił od takich zabiegów - wystarczy spojrzeć na późniejsze płyty Sea i Sea II, aby się o tym przekonać. Jeszcze raz powtórzę, wielka szkoda, że to twórca tak mało rozpropagowany, ponieważ potencjalny krąg odbiorców jest bardzo szeroki.

    Dla tercetu Rypdal/Vitous/DeJohnette pięć gwiazdek.

    Edwin Sieredziński poniedziałek, 04, maj 2015 22:53 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Jazz-Rock / Fusion

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.