Without Percent

Oceń ten artykuł
(7 głosów)
(2013, album studyjny)

01. Invisible Man (6:06)
02. Kino (5:33)
03. Burn (5:47)
04. Maserati (3:33)
05. Spasmatic (437)
06. Jamin Funk (5:09)
07. Burn II (feat. Clen-Tone Factory) (5:25)
08. Transmission (4:45)

Czas całkowity: 41:04


- Leszek Żygłowicz (bass)
- Bartek Latus (guitars)
oraz:
- Bartek Pawlus (drums (1,3,4,5)
- Tomek Łosowski (drums (2,6)
- Maciek Dzik (drums (8)
- Krzysztof Pająk (hammond, synths (1,5)
- Daniel Mazurkiewicz (hammond, piano (3,6,8)
- Clean-Tone Factory (remix (7), synths (6)
- Pan Zimna Łapa (scratch (4)

 

1 komentarz

  • Konrad Niemiec

    My Polacy zawsze żyliśmy w cieniu kompleksów zagranicy. Wstydziliśmy się tego, że nie żyjemy jak na zachodzie, w dużej części nie doceniając tego co mamy.
    Tak było w wielu dziedzinach życia, tak było i w muzyce.
    Na szczęście wraz z nadejściem wolności nasze otwarcie na świat zaowocowało tym, że już nie musimy się wstydzić. Że możemy jasno powiedzieć światu - mamy coś równie dobrego jeśli nie lepszego. Tym lepszym są coraz szersze zastępy doskonałych muzyków, którzy są gotowi stanąć w szranki z tuzami współczesnego wirtuozerstwa.
    W 2010 roku objawił się w Polsce projekt pod nazwą "Without Precent", który na własnej stronie internetowej pisze o sobie tak:
    "WITHOUT PERCENT- autorski projekt założony w czerwcu 2010 przez basistę Leszka Żygłowicza i gitarzystę Bartka Latusa. Muzyka jaką wykonuje W% to szeroko pojęty jazz/rock ale tak naprawdę trudno ją jednoznacznie określić i sklasyfikować. Słuchając W% możemy natknąć się na elementy funky, transu, fusion, a nawet jazzu i elektroniki"
    Ja początkowo podchodziłem do pierwszej płyty tego projektu z pewnymi obawami. No bo owszem - projekt - dwie osoby i reszta muzyków sesyjnych i przyjaciół - no jak tu można stworzyć spójną płytę, kiedy każdy utwór jest nagrywany w innym składzie? To co prawda nie do końca jest prawdą bo ludzie się rotują, ale w grupach. Tak czy inaczej – wątpliwości były. Obawiałem się braku spójności i jasnej linii rozwoju, ale czy nie za dużo wymagałem i oczekiwałem po projekcie, który wydał debiutancką płytę???
    Wróćmy do początku - braku wstydu. Oczywiście - bo płyta ta, to kwintesencja doświadczeń muzycznych i fascynacji dwóch ludzi, którzy zarazili swoją pasją innych wspaniałych muzyków. Dzięki temu, że potrafili jednoznacznie wytyczyć drogę dla wszystkich, płyty słucha się znakomicie. I to prawda co sami o sobie napisali - jazz rock, fusion w czystej postaci, choć wzbogacony o nowe brzemienia. Kapitalne wykorzystanie różnych brzmień instrumentów klawiszowych pozwoliło znaleźć tu klimaty gdzie słyszymy i stare, dobre organy Hammonda w stylu rozpływającego się Karolaka, kapitalne elektryczne piano czy brzmienia mooga. Tu każdy z nich gra rewelacyjnie. Pałkerzy stanęli na wysokości zadania, co w przypadku jazz-rocka nie jest łatwe. Tu trzeba czuć funk, rytm i być gotowym w odpowiednim momencie, pogonić za solistą.
    Główny dźwięk płyty to gitara. To w sumie, pomimo innych wykorzystanych smaczków, ona nadaje ton i brzmienie rockowo-jazzowej kapeli. Solówki Bartka Latusa to wielka uczta dla ucha. Ten sprawny i świetny technicznie muzyk potrafi płynnie przechodzić od stonowanych brzmień podobnych do Mike Sterna, po ostro jazzowe solówki przywodzące na myśl wczesne dokonania Allana Holdswortha, czy patrząc na rodzimy rynek trochę ostrzejsze w barwie zagrania Jarosława Śmietany. Kapitalne jazzowe frazowanie i wyczucie stylu, powoduje że słuchamy tu dźwięków bardziej jazzowo-rockowych niż rockowo-jazzowych. Nie ma tu ostinatowych, tanich riffów gitarowych. Jest za to wysublimowana stylistyka jazzowego frazowania.
    Drugi współtwórca projektu - Leszek Żygłowicz, to fenomenalny basista obdarzony wielką muzyczną wyobraźnią. Dzięki swojej technice nie obraca się li tylko w świecie wszędobylskich wśród basistów technik klangowych, ale stosuje cała gamę uderzeń i szarpnięć, które układają się we wspaniały, pulsujący rytm.
    Całej płyty słucha się bardzo miło.
    Ja zacząłem od pierwszego przesłuchania w samochodzie, ale złapałem się na tym, że słucham, a nie koncentruję się na drodze. To nie jest płyta która powinna lecieć "w podkładzie", choć oczywiście - może. Utwory są tak stylistycznie dopasowane, że mogą zadowolić szersze grono słuchaczy, a nie tylko starych miłośników jazz-rocka.
    Ja jednakże bardziej polecam tą płytę do odsłuchu domowego, na dobrym sprzęcie. Płyta "gada" znakomicie, jest przejrzyście i czytelnie nagrana, dzięki czemu wyraźnie słychać wszelkie plany.
    Polecam wszystkim ten krążek w oczekiwaniu na miejmy nadzieję, następne dokonaniu muzyków, bo to ze wszech miar płyta warta postawienia na półce i wracania do niej. Przez długi czas jeszcze będziecie w niej mogli odkrywać różne smaczki, które nie pozwolą Wam o niej zapomnieć.
    Polecam wszystkim miłośnikom gatunku, jak i nowicjuszom, którzy dopiero poznają świat jazz-rocka.
    Naprawdę warto.

    Konrad Niemiec środa, 20, marzec 2013 22:12 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Jazz-Rock / Fusion

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.