PL Lady

Oceń ten artykuł
(9 głosów)
(2019, album studyjny)

01. Slippery Slope - 4:18
02. Reserpine - 5:31
03. JazzMeta - 6:30
04. Refugee - 7:28
05. The Seeker - 3:59
06. Do Not Make A Village - 9:05
07. Pippi Was Here - 8:26
08. Psycho Beat - 8:28
09. PL Lady - 3:31


Czas całkowity - 57:16



- Rafał Szewczyk – gitara
- Michał Karkusiński – instrumenty klawiszowe
- Marcin Błasiak – gitara basowa
- Łukasz Moszczyński – perkusja
oraz:
- Anna Guhs - vocal (5)
- Łukasz Pietrzyk - vocal (9)
- DJ Chmielix - scratching (5)
- Michał Kobojek - saksofon (8)




Więcej w tej kategorii: « Baba Jaga

1 komentarz

  • Gabriel Koleński

    Mógłbym recenzować wyłącznie płyty zespołów, które znam i najlepiej jeszcze lubię, nie stwarzając sobie większych trudności. Mógłbym wybierać tylko albumy z muzyką prostą, przystępną i jednowymiarową. Mógłbym pisać zawsze o muzyce, na której dobrze się znam. Mógłbym. Tylko po co? Lepiej czasem sięgnąć po krążki wypełnione tajemniczymi, nieszablonowymi dźwiękami. Warto od czasu do czasu rzucić się na głęboką wodę i pozwolić porwać się nurtowi. To jest właśnie przypadek pochodzącego z Łodzi zespołu Smash The Crash.
    Już sama okładka płyty jest wyjątkowa. Smash The Crash nie byliby sobą gdyby zrobili coś normalnie. Okładkę ich debiutanckiego pełnego albumu „PL Lady” stanowi surowa grafika przedstawiająca dolną część kobiecej twarzy (poniżej oczu). W dodatku, poza twarzą, okładka jest przezroczysta, widać płytę pod spodem. Całość daje nietuzinkowy i sugestywny efekt. Może to kojarzyć się z pomysłami zespołu Tool, ale na tym podobieństwa się kończą. Muzycznie Łodzianie zaproponowali zupełnie inną bajkę, ale nie mniej fascynującą.
    Oczywiście kojarzę twórczość takich zespołów jak Weather Report czy Soft Machine oraz polskich grup typu Uda, Halucynacje czy Sekta Denta, ale to nie oznacza, że jestem głęboko zaznajomiony z muzyką fusion. Na szczęście nie przeszkadza to w spokojnym rozkoszowaniu się dźwiękami serwowanymi przez Smash The Crash. Łodzianie tak skomponowali swoje utwory, że słucha się ich przyjemnie, nawet nie znając „Bitches Brew” i nie będąc muzykologiem. Choć na „PL Lady” nie znajdziemy standardowo rozumianych melodii, motywy i tematy, bo chyba takich zwrotów powinno używać się w prawilnym świecie jazzu i fusion, są na tyle przystępne, że nawet jeśli szybko ich nie zapamiętacie, to przynajmniej będziecie wracać do nich przyjemnością. Nośny motyw przewodni, raz podany spokojnie, raz dynamicznie, odnajdujemy już w otwierającym album „Slippery Slope”. Ciekawy motyw pomysłowo zestawiony z kanonadą perkusji to z kolei zakończenie „JazzMeta”. Pierwsza połowa „Refugee” kojarzy mi się z dokonaniami Steve’a Vaia z lat 80-tych, ale w drugiej części utworu dzieją się rzeczy, na które biedny Steve chyba nigdy by nie wpadł. Naprzemiennie liczne zagrywki gitarowe i pauzy, z których największe wrażenie robi narastająca melodia gitarowa, która ostatecznie przechodzi w solówkę. Nie wspominając już o fajnych zagrywkach perkusyjnych na końcu. Sekcja rytmiczna generalnie jest bardzo mocnym atutem Smash The Crash. Kolejny popis perkusisty Łukasza Moszczyńskiego słychać w okraszonym prześmiewczym tytułem, nawiązującym do zdolności lingwistycznych jednego z byłych premierów Polski „Do not make a village”. Pod koniec kompozycji prosta zagrywka klawiszy została obudowana różnymi, połamanymi rytmami i solówkami perkusji, co robi duże wrażenie i zapada w pamięć. Podobnie jak zakończenie płyty. O ile „Pippi was here” określiłbym jako „typowe fusion”, zaznaczając, że to co dla mnie jest typowym fusion nie musi być takim dla każdego (jazzowe tematy gitarowe na szybkim podkładzie, sporo klawiszy, różne tempa i nastroje, które często się zmieniają), o tyle „PsychoBeat” i tytułowe „PL Lady” bardziej się wyróżniają. Pierwszy przede wszystkim ze względu na partie saksofonu i damski wokal, nawet jeśli pochodzący z sampla. Drugi to rodzynek, jedyny na płycie z wokalem oraz jeden z nielicznych, któremu można nadać miano w miarę normalnej piosenki. „PL Lady” to mocny, gitarowy kawałek z wokalem Łukasza Pietrzyka i ciekawym tekstem, choć nawiązującym do mrocznej sprawy morderstwa.
    Do tej pory kojarzyłem Smash The Crash przede wszystkim z występów w Łódzkim Domu Kultury i mini albumu „Baba Jaga”. Koncerty łódzkiego kwartetu są wyjątkowe, przepełnione szaloną energią, poczuciem humoru i improwizacją. Ta atmosfera została przeniesiona również na debiutancki album, ponieważ większość materiału została nagrana na żywo. Był to doskonały pomysł, ponieważ dobrze oddał charakter brzmienia zespołu, które jest dynamiczne i soczyste.
    Najnowsza, pierwsza pełnometrażowa propozycja Smash The Crash jest wymagająca i nie da się jej łatwo przyswoić tak od razu. Mimo to, dla wprawnego ucha kilka przesłuchań powinno wystarczyć, by docenić złożony, acz bardzo przyjemny w odbiorze materiał. To jest paradoks tej płyty. Mimo, że utwory są bogato zaaranżowane i dość skomplikowane, pełne przejść i zmian tempa, śledzenie tego wszystkiego jest fascynujące i dostarcza dużo radości. Nie warto zbyt długo zastanawiać się nad tym wszystkim. Trzeba po prostu słuchać i cieszyć się, że mamy takie kapele!
    Gabriel „Gonzo” Koleński

    Gabriel Koleński sobota, 27, kwiecień 2019 22:45 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Jazz-Rock / Fusion

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.