No naprawdę kapitalna płyta. Woziłem ją w walkmanie (to taka oldskulowa wersja mp3 na kasety) przez kilka miesięcy słuchając na okrągło.
Ponty czyli człowiek, który grał od 1969 roku (z przerwami) z Frankiem Zappą stworzył kolejną autorską powalającą płytę.
Lata '70 to był znakomity czas dla jazz-rocka. Wiele kapel i muzyków grających w rocku chcąc wejść na wyższy poziom postrzegania grało jazz-rocka, czyli jazzową odmianę ostrego rockowego grania z jazzowymi improwizacjami.
Jean Luc-Ponty był jednym z nich, który wcześniej zaliczył kawałek muzycznej drogi z wirtuozem czyli Zappą. Potem - w połowie lat '70 kontynuował solową karierę dobierając sobie kapitalnych muzyków, którzy wygrywali rzeczy niemożliwe i wspaniałe.
I tak na kanwie tych wszystkich osobowości powstała jedna z najbardziej znanych i cenionych płyt płyt Pontiego.
Płyta, która na wiele lat zapisze się w kanonie jazz-rockowego panteonu sław.
Ekipę dobrał znakomitą:
Ralph Armstrong - basista z Mahavishnu Orchestra. Czegoż więcej trzeba????
Daryl Stuermer - ówczesny bardzo rozchwytywany gitarzysta, grający w koncertowym wcieleniu supergrupy Genesis
Allan Holdsworth - już wówczas człowiek legenda - sława jazz rocka ale jeszcze sprzed UK
Allan Zavod - późniejszy zwariowany klawiszowiec z trasy 1984 u Franka Zappy i
znakomity Steve Smith na garach...
Skład marzenie.
Ale pamiętajmy - każdy taki skład gra swoje lub dobrze napisane partie. Tu poza partiami solowymi, te napisane - był równie znakomite.
Kapitalne kompozycje - samograje ze skocznymi refrenami i dużą swobodą improwizacji spowodowały to, że płyta żyje, tętni i powala. Kawał rockowego życia w jazzowej improwizacji i muzyce.
Partie instrumentalne są kapitalne, nie do podrobienia. Płyta w każdym calu przygważdża słuchacza bogactwem dźwięków i planów.
Dla mnie osobiście najlepsza płyta Jeana i polecam ją każdemu lubiącemu jazz-rocka, bo to kawał wspaniałej historii.
Moja ocena - 7 na 5 możliwych:)
ZNAKOMITOŚĆ!!!!!!!!!!!!!