Live From Oz

Oceń ten artykuł
(33 głosów)
(2002, album koncertowy)
1. Ignotus Per Ignotium (7:16)
2. Inside Black (5:16)
3. Dog Boots (3:55)
4. Atlantis : Apocalypse 1470 BC (6:24)
5. Atlantis : Sea of Antiquity (4:20)
6. Atlantis : Lost Island (6:21)
7. Derek Sherinian Solo (2:41)
8. Warfinger (4:36)
9. Virgil Donati Solo (4:00)
10. Warfinger Reprise (1:52)
11. Tony MacAlpine Solo (4:14)
12. Her Animal (4:40)
13. Europa (4:20)
14. Pods of Trance (8:08)

Czas całkkowity: 68:36
- Derek Sherinian ( keyboards )
- Virgil Donati ( drums )
- Tony MacAlpine ( guitar )

gościnnie:
- Dave LaRue ( bass )
Więcej w tej kategorii: « Universe MoonBabies »

2 komentarzy

  • Aleksander Król

    Derek Sherinian to dziwny facet. Będąc znakomitym klawiszowcem, ma chyba kompleks gitary... Na wszystkich jego płytach i to zarówno Planet X jak i sygnowanych jego nazwiskiem pojawiają się znakomici gitarzyści. Często w ilościach hurtowych. W przypadku pierwszych trzech płyt Planet X jest to Tony McAlpine. Świetny, ciemnoskóry wioślarz, którego ludzkość poznała jako gitarzystę od Steva Vaia. A żeby sobie pograć z Vaiem trzeba być naprawdę dobrym. Tony mocno mnie kiedyś zdziwił grając na 8-strunowej (!!!) gitarze z powalającą lekkością, przy czym sprawiał wrażenie iż dziewiąta struna też by mu się przydała... Po 5-ciu minutach dzikiej solówki podszedł do klawiszy i zagrał na nich z prędkością światła. Granie wyścigowe kompletnie mnie nie wzrusza, ale ten gość jest jednym z naprawdę niewielu szybkobiegaczy, którzy myślą podczas gry, a to już cenię. Derek dobrał jeszcze pałkera (Virgil Donati), który podczas grania potężnie połamanych rytmów potrafi jeść kanapki, więc po składzie wiedziałem czego się spodziewać... O ile na płytach studyjnych liczą się kompozycje - to na koncercie muszą być fajerwerki i nie o ogniach sztucznych mówię. Wszak bycie byłym klawiszowcem Dream Theater zobowiązuje. Album nie zawodzi - to potężna dawka prog-metalu z elementami fusion. Wersje koncertowe - bardziej nastawione na wydłużone solówki momentami zachwycają brawurą wykonania, wirtuozerią i perfekcją w czym grupa zbliża się niebezpiecznie do włoskich mistrzów lat 70.

    Prawie 69 minut muzycznego szaleństwa, 14 utworów. Kierunek wytyczony przez Dream Theater z pominięciem wokalu, co - jak niektórzy mówią - jest jego największą zaletą. Instrumentalny prog-metal z najwyższej półki. Polecam fanom gatunku, miłośnikom Dreamów i ciężkiego proga. Amatorzy symfonika nie znajdą tu nic dla siebie. Oczywiście moim, jak zwykle cholernie subiektywnym, zdaniem...

    Aleksander Król czwartek, 10, maj 2012 20:32 Link do komentarza
  • Konrad Niemiec

    Mam kilka słów w małej kontrze do Olusia. Generalnie się z nim zgadzam, choć nie wiem jak można się w ogóle zgadzać z gościem, który nie lubi Zappy :)

    Ale do rzeczy: nie jest to płyta dla miłośników prog-rocka! To zdecydowanie płyta dla miłośników jazz-rocka, czytaj fusion. Płyta rzeczywiście jest genialna i to głównie za dzięki sprawności instrumentalistów. Olo, podobnie jak ja, ceni dobrych instrumentalistów (choć Zappy jeszcze nie rozumie), a tutaj rzeczywiście jest uczta dla lubiących technikę.
    Mój "the best" z tej płyty to Virgil Donati. Słuchałem wcześniejszych płyt studyjnych bardzo dokładnie i bylem niemal pewien, że pewne partie perkusji są zgrywane z kilku ścieżek. Kiedy posłuchałem tego albumu szczęka mi opadła. Virgil powtórzył to na żywo w pojedynkę!!! Mistrzostwo świata. Choć sama jego solówka nie powala na kolana, to partie w utworach są niezrównane. I tu zgadzam się z Olem, że w kilku fragmentach musiał jednocześnie jeść bułkę, bo to niemożliwe do zagrania bez porządnego śniadania :)

    Muzycznie - Ignotus Per Ignotium jest znakomitym wstępem, od razu sprowadza do parteru malkontentów. Świetna suita Atlantis, a pozostałe kawałki to "tylko" majstersztyki.

    Należy jeszcze dodać jedną ważną informację: Tony McAlpine, świetnym gitarzystą jest lecz tutaj brzmi jak Allan Holdsworth. Nie wiem czy to zarzut, ale w wielu miejscach muzyka zbliża się bardziej do UK, niż do Dream Theater, zatem w tym sektorze szukałbym sprzymierzeńców. I chyba najsłabiej wypada Derek, choć i tak gra więcej niż na swoich solowych albumach...

    Płyta 5/5. I na kolana.

    Konrad Niemiec czwartek, 10, maj 2012 20:32 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Jazz-Rock / Fusion

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.