OHMphrey

Oceń ten artykuł
(1 Głos)
(2009, album studyjny)
1. Someone Said You Were Dead (5:00)
2. The Girl From Chi Town (6:21)
3. Denny's By The Jail (8:42)
4. Ice Cream (3:26)
5. Lake Shore Drive (8:20)
6. Not Afraid Of The Dark (5:20)
7. Shrooms 'n Cheese (15:03)
8. What's The Word, Thunderbird (11:54)

Czas całkowity: 64:06
- Chris Poland (guitars)
- Robertino Pagliari (bass)
- Jake Cinninger (guitars)
- Joel Cummins (keyboard)
- Kris Myers (drums)

1 komentarz

  • jacek chudzik

    Jak kundel burzy, kot wody, a młodzian wpadki - tak ja obawiałem się płyty OHMphrey'a. Że jest to album instrumentalny, to jeszcze pół biedy i nie powód do zmartwień, ale fakt, że nagrywa go spec-grupa może już niepokoić. Co więcej, rzeczona spec-grupa (złożona z członków takich kapel jak OHM i Umphrey's McGee) zamiast dopieszczać kompozycje w zaciszu studia, naciska przycisk 'rec' w czasie dwudniowej imprezy w piwnicy. Ba! Otwarcie przyznaje się, że debiut efemerydy zwanej OHMphrey to wynik zabawy, zwykłego jamowania. Czego się można więc spodziewać? Krążka cd wypełnionego manią wielkości, muzycznym ego i instrumentalną nudą? Na całe szczęście nasza spec-grupa odpuściła sobie dorabianie do swych nagrań ideologii. Brak górnolotnego konceptu był dla mnie niczym światełko w tunelu, gdy sięgałem po tę płytę - znaczyło to bowiem, że panowie Chris Poland, Robertino Pagliari, Jake Cinninger, Joel Cummins i Kris Myers skupili się wyłącznie na muzyce.

    Album rozpoczyna się dość przeciętnie. Someone Said You Were Dead jest bodaj najostrzejszym kawałkiem na płycie. Prosty, ostry i thrashowo przybrudzony riff ma zapewne od razu porwać słuchaczy, a najlepiej to przypomnieć o epizodzie w biografii Chrisa Polanda zatytułowanym Megadeth. Ciężkawy wstęp od razu równoważony jest przez spokojny, balladkowy numer - The Girl From Chi Town. Gdybyśmy chcieli po tych dwóch utworach wyrokować o całym albumie moglibyśmy poprzestać na stwierdzeniu, że mamy do czynienia z solidnym instrumentalnym graniem, pozbawionym - niestety - większego polotu.

    Na szczęście zespół ma nam do zaoferowania coś więcej. Już z następnymi dwoma utworami ( Denny's By The Jail i Ice Cream) do muzyki OHMphrey'a wkrada się kilka trudno uchwytnych składników, które niepostrzeżenie przeobrażają nagrania zespołu. Niby nic się nie zmienia i dalej słuchamy instrumentalnego jamowania utrzymanego głównie w rockowej stylistyce (acz zahaczającego to o bluesa, to o fusion), ale nagle to, co prezentuje zespół zaczyna wciągać i intrygować. Chłopaki jakby nie spinają się już tak, grają bardziej na luzie i z większym zaufaniem do siebie. Chris Poland, którego gitara dominuje na całym albumie, powiedział w jednym z wywiadów, że aby nagrać coś ciekawego, coś co może zainteresować słuchaczy, muzycy muszą się wzajemnie słuchać i odpowiednio reagować na to, co się w danej chwili dzieje. Oczywiście, dochodzą do tego jeszcze takie elementy, jak: wysokie umiejętności techniczne, wyobraźnia muzyczna i umiejętność improwizowania, można nawet mówić o odwadze, ale chęć uważnego słuchania tego, co się dzieje wokół wydaje się najważniejsza. To się w pewnych momentach OHMphrey'owi udaje, czego najlepszym przykładem będzie wspomniany już utwór Ice Cream.

    Debiut OHMphreya jest zdecydowanie dwudzielny. Część pierwszą stanowią utwory w dużej mierze zaaranżowane, mogące - mimo zarejestrowania ich przy pierwszym podejściu - sprawiać wrażenie długo dopracowywanych kompozycji. Część druga to sama 'końcówka', czyli dwa (trwające łącznie ponad dwadzieścia pięć minut) ostatnie kawałki - dwa asy, które OHMphrey wyciąga z rękawa. Shrooms 'n Cheese oraz What's The Word, Thunderbird są wspaniałym przykładem zbiorowej improwizacji. I nie ma mowy o męczących pasażach i nudnych solówkach, o nie. Utwory te mienią się pomysłami, przyciągają naszą uwagę co raz to nowymi zagrywkami, żonglerką nastrojów, zmianą tempa, krótszymi i dłuższymi partiami solowymi poszczególnych członków zespołu. Słowem: klasa sama w sobie!

    Czy OHMphrey ma szansę jeszcze coś nagrać, czy może jest tylko tymczasowym projektem, odskocznią dla tworzących go muzyków? Czas pokaże. Na dzień dzisiejszy dostajemy od zespołu płytę, która sprawia, że nazwę tej spec-grupy warto zachować w pamięci. Nie ma tu nadzwyczajnych fajerwerków i instrumentalnych hitów mogących zawładnąć nami na długie wieczory. Z drugiej strony debiut OHMphrey'a to solidne wydawnictwo, wypełnione ciekawą, a chwilami nawet porywającą grą. Chris Poland pokazuje nam się od bardzo dobrej strony, jako pomysłowy, pełen inwencji gitarzysta, a zarazem osoba nie starająca się za wszelką cenę przyćmić pozostałych muzyków. Wyróżnić muszę także panów Pagliari'ego oraz Myersa, bowiem śledzenie poczynań sekcji rytmicznej już dawno nie sprawiało mi tyle przyjemności.

    Polecam ten album nie tylko fanom jazz-rocka, ale wszystkim sympatykom porządnego instrumentalnego grania. Słucha się go miło i przyjemnie... a chwilami nawet bardzo miło i bardzo przyjemnie.

    jacek chudzik czwartek, 21, maj 2009 02:08 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Jazz-Rock / Fusion

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.