A+ A A-

The Rest Is Just Redundant

Oceń ten artykuł
(12 głosów)
(2010, album studyjny)
1. Wnik (1:12)
2. Amazonka nocą (4:59)
3. Klara (3:59)
4. Etiuda (5:08)
5. Rozdziobały nas kruki (1:25)
6. Deszczowa piosenka (6:36)
7. Dragster (4:32)
8. Taniec kwarków (2:46)
9. Moczary (3:34)
10. Zanurzenie (4:51)

Czas całkowity: 35:52
- Sebastian Bednarczyk (guitar)
- Wojtek Szymański (drums)
- Krystian Zemanowicz (bass)

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Tytułem wstępu: Organoleptic Trio wywodzi się z Olsztyna, istnieje od circa dwóch lat. W skład zespołu wchodzą muzycy z niemałym doświadczeniem. Perkusista Wojtek Szymański ma na koncie współpracę z masą nieszablonowo traktujących metal zespołów. Nazwy takie, jak Kobong, Neuma, Nyia czy Samo mówią same za siebie. Obsługujący sześć strun Sebastian Bednarczyk udzielał się w deathmetalowym Disharmony, przez wiele lat był też podporą folkowego Shannon. Basista Krystian Zemanowicz współtworzył znane skądinąd olsztyńskie składy, jak rapmetalowe Kangaroz czy grający ska Enej. Wachlarz zainteresowań szeroki, nieprawdaż? Z takiej mieszanki może wyjść wszystko. Muzycy w nowym składzie postawili na improwizację i brak ograniczeń - i wyszedł elektryczny jazz... mniej więcej. The Rest Is Just Redundant, pierwszy, wydany własnym sumptem krążek tria jasno określa stylistykę, w jakiej porusza się zespół.

    Albo swego czasu słuchałem jednym uchem, albo muzyka Organoleptic Trio ostro ewoluowała. Byłem jeszcze w ubiegłym roku na ich koncercie i usłyszałem ostre, pokręcone granie łączące jazz i metal w duchu, powiedzmy, Naked City. Czegoś takiego spodziewałem się odpalając The Rest Is Just Redundant, tymczasem okazuje się, że to zupełnie inna bajka. Jazzowa improwizacja jest dla zespołu priorytetem, ale pierwiastek metalowy gdzieś wyparował. Pozostało dziesięć dość łagodnych, onirycznych utworów zbudowanych na zasadzie muzycznego strumienia świadomości. Nie mam pojęcia gdzie za moment podążą muzycy, w którą stronę skręcą. Taka niepewność nie zawsze jest przyjemnym doznaniem, tym razem jednak mam z tego podążania za pomysłami Organoleptic Trio autentyczną frajdę! Brak zapamiętywalnych tematów i dających się sprecyzować kompozycyjnych ram nie umniejsza atrakcyjności albumu - to płyta, której nie stworzono do nucenia, a do wsłuchiwania się. I to uważnego.

    Formuła trio bynajmniej nie oznacza dźwiękowej ascezy. Bednarczyk prezentuje na albumie naprawdę szeroki wachlarz gitarowych brzmień, bas Zemanowicza efektywnie zagęszcza fakturę, ale sercem formacji jest Szymański. Jego bębny to nie tylko rytmiczny kręgosłup kompozycji - często wysuwają się na pierwszy plan. A umiejętności ma niebagatelne. Dodajmy do tego wszechobecny sampling. Jako ornament, owszem, ale nader istotny. Wzbogacają narrację, nadają kompozycjom tria ilustracyjny walor. Dźwięki deszczu, krzyk mew wprowadzający mnie w album czy przyspieszająca lokomotywa choć akurat ona pełni ważniejszą rolę - na początku Dragster jest nośnikiem rytmu. Ten akurat patent jako żywo przypomina mi zabawę samplami w Birdies Nyii i niekoniecznie jest to podobieństwo podyktowane tylko wyobraźnią - toć spotykają się na The Rest Is Just Redundant dwaj dawni członkowie tego zespołu - Szymański i producent Szymon Czech. Dźwięki sampli korespondują zresztą z tytułami kawałków, vide Deszczowa piosenka. Przez większość czasu króluje jazz-rock, głównie w wersji zmutowanej w stylu King Crimson, ale zdarza się też olsztyniakom udać w bardziej ambientowe rejony, jak w pierwszych minutach Klary, gdzie leniwe dźwięki grane przez Bednarczyka przypominają mi wszystko, tylko nie gitarę!

    W kilku miejscach pisałem w tej recenzji w pierwszej osobie - nieprzypadkowo. The Rest... okazało się przystępniejsze niż się spodziewałem, ale nadal jest to płyta dla specyficznego kręgu odbiorców. Nie chodzi o snobizm - nie wszystkim takie avant-jazzowe odjazdy będą odpowiadać, takie są fakty. Mam to szczęście, że do mnie akurat propozycja Organoleptic Trio przemówiła. I oceniam to szczęście na cztery w naszej pięciostopniowej skali, wiedząc jednocześnie, że The Rest... ma kilka poziomów wtajemniczenia, które jeszcze trochę będę rozgryzał.

    P.S. Wartością dodaną jest ładne tekturowe digi z ilustracjami Wojtka Szymańskiego - nie wiem czemu te sportretowane twarze mają takie kwaśne miny. A może moja facjata też tak wyglądała przy analizie tej nietuzinkowej płyty?

    Paweł Tryba poniedziałek, 04, październik 2010 21:57 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Jazz-Rock / Fusion

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.