A+ A A-

Thunder From The Blue Sky (with Jan Akkerman and Damir Imeri)

Oceń ten artykuł
(0 głosów)
(2008, album studyjny)

1. Amazing Grace (1:48)
2. Stormy Monday Blues (6:16)
3. Rock Me Baby (5:13)
4. What'd I Say (3:38)
5. Texas Flood (6:46)
6. Thrill Is Gone (4:40)
7. Hoochie Coochie Man (5:50)
8. Testify (3:28)
9. You Got To Move (6:42)
10. Need Your Love So Bad (4:47)
11. Spider In My Web (6:55)
12. Country (2:53)
13. Dizzy Fingers (2:05)
14. I'm So Glad (5:03)
15. Thunder From A Blue Sky (4:33)

   Czas całkowity: 72:00

Vlatko Stefanovski: guitars, vocals
Dejan Milosavljević: drums
Doko Maksimovski: bass


Jan Akkerman: guitars
Damir Imeri: B3 Hammond organ, keyboards

Więcej w tej kategorii: « Zodiac (with Bogdan Arsovski)

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Niektórzy zerkną na tracklistę i pukną się w czoło. Czemu na naszych progresywnych łamach piszę o płycie wypełnionej klasyką bluesa? Powodów jest kilka. Po pierwsze - bez bluesa nie byłoby jakiegokolwiek rocka. Po drugie - zerknijcie jeśli łaska także na listę wykonawców. OK, dla sporej części słuchaczy nazwisko Vlatko Stefanovskiego pozostanie anonimowe. Sporo tracą, bo Stefanovski, przez lata gitarowa podpora jugosłowiańskiego (jeszcze wtedy) jazz rockowego Leb I Sol ma na Bałkanach pozycję porównywalną z, powiedzmy Apostolisem Anthimosem u nas. Po odejściu z Leb I Sol lawiruje między folkiem a delikatnym, estetycznym jazzowaniem w duchu w duchu Pata Metheny czy Andy'ego Summersa. A potem zerknijcie na nazwisko drugiego, gościnnie zaproszonego, gitarzysty. Jan Akkerman. TEN Jan Akkerman. Grzechem byłoby nie przybliżyć albumu, na którym siły łączy dwóch tak wybitnych instrumentalistów, legend progresu.

    Można się domyślać, że Thunder From The Blue Sky to powrót Stefanovskiego do młodzieńczych fascynacji. Tym bardziej, że album dedykowany jest starszemu bratu artysty, który zaszczepił w nim pasję muzyczną. We wkładce padają słowa o inspiracji Peterem Greenem i Mike'em Bloomfieldem. Konwencję dopełnia Hammond obsługiwany przez Damira Imeri. Zaś Akkerman, jeden z ulubionych gitarzystów Vlatko, to przysłowiowa wisienka na torcie. Stefanovski sięgnął nie tylko po perły z delty Mississippi, ale także utwory George'a Clintona, Ten Years After i dwie swoje kompozycje - jedna z nich dała tytuł całej płycie.

    Trio Stefanovskiego i sławny Holender na codzień grają znacznie bardziej wysublimowane dźwięki, można więc spodziewać się ciekawych urozmaiceń świetnie znanych bluesowych standardów. Pod tym względem płyta nie zawodzi. Jest z premedytacją skrojona tak, by pokazać że Vlatko i Jan to fachowcy. Każdy utwór to tak naprawdę pretekst do długich, wirtuozerskich solówek. Trzeba oddać sprawiedliwość - hammondzista też dostaje trochę miejsca, co rzecz jasna najlepiej słychać w opartym w oryginale na swingującym fortepianie Raya Charlesa What'd I Say. Sekcja rytmiczna ładnie buja. Fajnie się to wszystko toczy. No właśnie& Nie powinno się toczyć, tylko rwać dziko do przodu! Tymczasem na Thunder From The Blue Sky po prostu brakuje ognia. Dwóch profesorów gitary wycina łamańce, ale nie potrafi wykrzesać odpowiedniej energii. Zbyt się wysubtelnili przez lata progresywnych i jazzowych wycieczek, nie dla nich już pierwotna, jaskiniowa siła. Wokal Stefanovskiego po prostu jest. Za grosz w nim bluesowej głębi, emocjonalnej ekspresji. Może i lepiej, że pokaźnej części utworów nie opatrzono śpiewem? Produkcja też mogłaby być lepsza. Gitary na przedzie - to rozumiem, ale bas tylko sobie anemicznie pyka, a poczciwy Hammond za często robi za odległe tło. Tak sobie słucham Hoochie Coochie Man i wracam pamięcią do niezapomnianej dla kilkuletniego pacholęcia sceny z filmu Wykidajło, w której Patrick Swayze podziwia strip tease przy dźwiękach tej pieśni granej z pasją przez Jeffa Healeya. Akompaniament ślepca z Kanady był mocny, niegrzeczny, lubieżny. Przy wersji Stefanovskiego i Akkermana ta pani nie tylko by się nie rozebrała, ale jeszcze szczelnie zapięłaby płaszcz!

    Tytuł jest mocno przesadzony. Grom z jasnego nieba? Nie tym razem. Nie jest to też z dużej chmury mały deszcz. To przyzwoity bluesowy album. Tylko tyle. Dałbym trzy i pół gwiazdki gdyby nie to, że po takim teamie miałem pełne prawo spodziewać się czegoś znacznie lepszego. Daję więc równe trzy. Przyjemnie się tego słucha, ale jak chcę bluesa w łagodniejszym wydaniu to wolę sobie włączyć, powiedzmy, Backless albo Another Ticket Claptona. Thunder From The Blue Sky do pięt im nie dorasta.

    Paweł Tryba sobota, 19, listopad 2011 18:05 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Jazz-Rock / Fusion

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.