W 1976 roku Stomu Yamashta zebrał pakę marzeń. Taki muzyczny Dream Team. Akurat tak się stało, że wszyscy byli w miarę wolni i mieli czas by wspólnie pograć. Kapela została nazwana GO i nagrała w ciągu 1,5 roku 3 płyty. Celowo nie zaczynam od płyty studyjnej, bo to tylko preludium do znakomitej płyty koncertowej nagranej 12 czerwca 1976 w Paryżu.
Kilka słów o składzie, bo może nie wszyscy wiedzą kto jest kto:
Na vocalu i instrumentach klawiszowych legenda muzyki rockowej - Steve Winwood, który długie lata przewodził grupie Traffic
Na perkusji - znakomity technik Michael Shrieve, który wcześniej współpracował z Carlosem Santaną; do historii przeszła jego solówka zagrana festiwalu Woodstock z grupą Santany
Na syntezatorach legenda muzyki elektronicznej - Klaus Schultze
Na gitarze - jeden z najlepszych gitarzystów świata, który wówczas współpracował z Return To Forever - Al Di Meola
Na drugiej gitarze Pat Thrall, który później występował w zespole Asia i grał z Meat Loaf'em, a ostatnio nagrywał z Eltonem Johnem, Jackiem Bruce i Tiną Turner.
Wystarczy już tego gwiazdozbioru, czas na kilka słów o muzyce.
Utwory tu zawarte to konglomerat talentów i stylów wszystkich muzyków. To co tu słyszymy to dzięki zjawisku synergii duży wybuch wspaniałych dźwięków, muzycznych pejzaży i niezapomnianej muzyki.
Ja osobiście nie przepadam za twórczością Klausa Schulza i tutaj jest go tyle, aby ozdobić występ zespołu, a nie przesadzić i nie zrobić z tego elektroniki, no może poza krótkim ostatnim utworem.
Poszczególne utwory to kompozycje które znalazły się na poprzednim albumie GO, lecz w lepszych, koncertowych wersjach. Znakomity głos Winwooda od razu przywodzi na myśl piękne, długie utwory grupy Traffic. Kapitalna barwa głosu i sposób śpiewania dodają niezaprzeczalnego kolorytu temu zespołowi. Połączenie jego talentu i barwy z brzmieniem innych instrumentalistów daje nam możliwość obcowania z czymś wyjątkowym. No bo niby to prawie Traffic, ale jakiś inny, niby to Schulze, ale w innym wydaniu, niby to Meola, ale z innym podkładem. Te przykłady można by mnożyć.
Co do Meoli, to jest tutaj coś zupełnie niespotykanego. W utworze Crossing The Line - Al gra znakomite solo na gitarze. Solo bardzo hard-rockowe, gitara na pogłosie i znakomite wymiatanie. Ale NIKT komu puszczam to solo nie odpowiedział prawidłowo, że gra to Meola. Solo jest kompletnie różne od stylu jaki wówczas prezentował Al. W tym utworze to zupełnie inny rockowy gitarzysta którzy rozkłada wszystkich na łopatki. I dopiero kiedy zabrzmi utwór następny słyszymy tego Ala którego znamy. To już te grepsy, tremola i palcówki które już słyszeliśmy i dzięki którym każdy fan jego muzyki rozpoznałby go bez problemu. Ale wcześniej - nie do poznania.
Man Of Leo jest główną kompozycją na tym albumie i to tutaj Meola gra siebie. Znakomity, płynący jazz rockowy utwór.
Pozostałe kompozycje to bardzo dobre jazz-rockowe, bluesowe, rockowe, soulowe i elektroniczne kawałki, które stanowią mieszankę piorunującą, jak zresztą cała twórczość tej efemerydy jaką był zespół GO.
Krótka kariera i 3 niezapomniane płyty.
To trzeba posłuchać.