A+ A A-

The Blue Light Pilot

Oceń ten artykuł
(40 głosów)
(1982, album koncertowy)
1. Straight No Chaser (12:44)
2. A Virgin From Nowa Huta (7:17)
3. What's Up In The Forrest (8:50)
4. Blue Light Pilot (11:11)

Czas całkowity: 40:02

Bonus track:
5. Punk's not dead sapierwo niet (3:42)
- Janusz Grzywacz (Fender Rhodes, synthesizers)
- Marek Stryszowski (vocal, saxophones)
- Ryszard Styła (guitar)
- Krzysztof Olesiński (bass)
- Andrzej Mrowiec (drums)
Więcej w tej kategorii: « Aquarium Live No.1 Nogero »

1 komentarz

  • jacek chudzik

    Laborki nigdy dosyć! Tym razem rzućmy okiem (i uchem) na to, co działo się z zespołem w latach 80., po, bynajmniej nie drobnych, przetasowaniach personalnych...

    Pierwsza ważna zmiana w zespole zaszła w 1980 roku, kiedy to na albumie Nogero światu przedstawiony został nowy perkusista Laboratorium - Andrzej Mrowiec. Dużo jednak większe zmiany nastąpiły chwilę potem. Oto bowiem z grupą pożegnali się bracia Ścierańscy - Krzysztof (bas) i Paweł (gitary). Ich miejsca zajęli Krzysztof Olesiński oraz Ryszard Styła. Odnowione Laboratorium zarejestrowało płytę w 1982 roku. Album Blue Light Pilot, bo o nim mowa, był zapisem koncertu, jaki grupa dała 1 marca wspomnianego roku w Teatrze STU w Krakowie.

    Koncert to o tyle osobliwy, że odświeżona Laborka zaprezentowała nam tu (wykroiła z zapisu całego koncertu?) w 100% nowy materiał - trzy autorskie kompozycje i jeden, stanowiący ewenement w repertuarze grupy, cover (Straight No Chaser Theloniousa Monka). Płyta jest wyraźnie dwudzielna: otwierana jest i zamykana przez dwa dynamiczne utwory, pomiędzy nimi zaś znajdują się dwie nastrojowe ballady. Można wchodzić w szczegóły i napisać, że Dziewica z Nowej Huty to zwiewna kompozycja, której z początku przewodzi gitara R. Styły, albo, że tytułowy kawałek to szalenie skoczne, wręcz dyskotekowe monstrum naszpikowane muzycznymi grepsami. Relacjonować jednak kto i kiedy wchodzi na solówkę? Jak reaguje na poszczególne zagrywki publika? Sprawdźcie to sami. Nowa sekcja rytmiczna zespołu spisuje się wyśmienicie, a gitarowy styl Styły, idealnie wpisuje się w nowe oblicze Laborki. Na Blue Light Pilot znajdziemy w dużej mierze to, do czego zespół zdążył nas przez lata przyzwyczaić: to stare dobre Laboratorium debiutujące w nowej dekadzie. Właśnie...

    Jedyny problem z tą płytą polega na tym, że ci, którzy polubili klasyki Laborki z lat 70. i zapragnęli kontynuować swoją przygodę z zespołem mogą w pierwszej chwili poczuć się lekko zawiedzeni. Odmienione Laboratorium, to także odmieniony repertuar grupy. Na Blue Light Pilot swoje piętno odcisnęły muzyczne tendencje lat 80. i to w dwójnasób. Po pierwsze, pewne zmiany zaszły w brzmieniu grupy, w którym wyczuwalny stał się tak charakterystyczny dla całej dekady plastikowy kiczyk. Nie jest on na szczęście nachalny. Można powiedzieć, że to dopiero początek pewnej drogi, której kres wyznaczy płyta Anatomy Lesson (póki co wciąż jesteśmy jednak stosunkowo blisko Quasimodo). Można w tym kontekście mówić też o ciągłych eksperymentach oraz o nieustannym poszukiwaniu nowego brzmienia przez - nomen omen - Laboratorium. Druga zmiana? Krakowski zespół zdecydował się na zarejestrowanie materiału składającego się z przystępniejszych, dla przeciętnego słuchacza, kompozycji. Laboratorium już nieraz puszczało oko do fanów zainteresowanych prostszym, by nie rzec bardziej komercyjnym graniem. Do nich adresowana była na przykład strona B winylu zawierającego Pięciobój nowoczesny. W miarę zwięzłe i 'taneczne' kompozycje to zatem żadne novum w repertuarze grupy. I choć natkniemy się tu na dwa utwory trwające ponad 10 minut, nie będą to jednak wypełnione eksperymentami, wielowątkowe suity, ale pełne porywających improwizacji kawałki, prezentujące żywioł zespołu szalejącego na scenie.

    Duch zespołu okazał się silniejszy i mimo pewnych zmian, wymuszonych przez 'ducha czasu', niniejszej płyty, po 30 latach od jej nagrania, słucha się po prostu wybornie. Co więcej, spokojnie mogą po nią sięgnąć nie tylko sympatycy gatunku, ale wszyscy fani muzyki barwnej i nastrojowej, poszukiwacze pięknych melodii, a także miłośnicy niezwykłych dźwiękowych pejzaży. Niech to będzie zachęta. Nie ma potrzeby obawiać się Blue Light Pilota. Nie jest to żaden 'mus', ale zdecydowanie warto go posłuchać. Rozrywka na tym poziomie warta jest każdych pieniędzy. A obecność na takim koncercie - jest po prostu bezcenna.

    Ps. Wersja zremasterowana wzbogacona jest o skromny (według określenia Janusza Grzywacza) bonus.

    jacek chudzik wtorek, 14, luty 2012 14:01 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Jazz-Rock / Fusion

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.